Początek książki
Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html
Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach
poniedziałek, 26 października 2015
wtorek, 25 sierpnia 2015
Mam nadzieję, że Wam się podobało
Prawdę mówiąc liczyłem na uwagi w trakcie publikacji odcinków.
ale jak Wam się podobało to kliknijcie +1, Like czy jakby on się nie nazywał, albo puśccie to na jakiegoś face-a czy co tam macie :)
Czarny
ale jak Wam się podobało to kliknijcie +1, Like czy jakby on się nie nazywał, albo puśccie to na jakiegoś face-a czy co tam macie :)
Czarny
Jako, że publikacja w postaci odcinków się skończyła
Dla chętnych dostępna wersja EPUB
tu: https://drive.google.com/file/d/0B-_cHCSzs0GYQWdocmVldEhCWUE/view?usp=sharing
oraz PDF
tu: https://drive.google.com/file/d/0B-_cHCSzs0GYNmFIMV9EcVZfVlU/view?usp=sharing
Miłego czytania :)
tu: https://drive.google.com/file/d/0B-_cHCSzs0GYQWdocmVldEhCWUE/view?usp=sharing
oraz PDF
tu: https://drive.google.com/file/d/0B-_cHCSzs0GYNmFIMV9EcVZfVlU/view?usp=sharing
Miłego czytania :)
49 Epilog
Profesor Malinowski
siedział wpatrzony w ekrany i notował coś pracowicie.
- Panie Profesorze, kiedy kończymy ? - zapytała asystentka
- Za pół godziny minuty możecie zacząć go wybudzać.
- Mogę o coś zapytać ?
- Pytaj
- Właściwie po co to wszystko, to wysyłanie ludzi do równoległych rzeczywistości ?
- Już Ci to raz tłumaczyłem, wybieramy z pośród nich najgorsze warianty i sprawdzamy jak to mogłoby wyglądać i jak zachował się świat.
- Ale to dla nas nic nie zmienia.
- Zmienia, wiemy co nas ominęło a poza tym, cały świat już jest odkryty, wysyłając podróżników do świata obok oceniamy wpływ naszej rzeczywistości na środowisko.
- Ale to się u nas nie zdarzyło.
- Ale mogło się zdarzyć, zobacz przykład z jeżami, nikt się nie spodziewał, że mogą zmutować.
- No i ?
- Teraz możemy podjąć badania nad genami, które mogły się zmienić i per analogia zastanowić się, czy da się zmutować krowę do większych rozmiarów na potrzeby społeczeństwa.
- Ale to nudne.
- Zgadza się, ale etap wyszukiwania zmian jest ciekawy a przy okazji poprawiliśmy bytowanie tych biednych ludzi w świecie równoległym A5694.
- To co z nim jak go już wybudzimy ?
- Pewnie pojedzie w następną
podróż jak trochę odpocznie, okazał się strzałem w dziesiątkę.
Trzeba będzie wysłać biologa, żeby zanalizował rozwój jeży. - Przy okazji rozwalił wojskowy eksperyment.
- Mogli nie porywać ludzi, nie trzymali się zasad.
- A co będzie z tamtymi ludźmi ?
- Z ich punktu widzenia, Robert po prostu zniknie, życie, zdarza się, szczególnie w tamtym świecie i tak mają prościej.
- Straszne to jest.
- Inaczej się nie da, zanim zaczęliśmy było to wiadome, chciał wracać i wróci, nie możemy trzymać aparatury pod prądem bo grant przewidywał tylko taki okres.
- Dobrze, teraz rehabilitacja i spisywanie wrażeń własnych, nie lubię tego etapu.
- To już nie nasz dział, nie przejmuj się, za pół roku znowu gdzieś kogoś wyślemy i będzie ciekawie.
- Panie profesorze, już czas.
- To chodź idziemy go wybudzać.
48. Prom *** *** *** ***
Po kilkunastu
kursach dwoma quadami i kilku dniach, konstrukcja stała dumnie na lodzie.
Gdy rzeka zamarzła,
przeciągnęli kable i przymocowali je do największych drzew.
Kacper dla
bezpieczeństwa zawiązał cztery z nich, po dwa na główną i zapasową linę,
naciągali je quadem.
Na wiosnę zobaczymy
jak to się sprawdzi, oby lód nie zniszczył ich ciężkiej pracy.
Domek po drugiej
stronie wymagał kilku napraw, zabezpieczyli okno deskami i usunęli rupiecie.
W sypialni leżały
szkielety, ponieważ prościej było wybić przerębel niż dokopać się do ziemi,
urządzili byłym mieszkańcom pogrzeb nad rzeką.
Można było teraz
jechać do wymarzonego warsztatu.
Na miejscu Zeńka
oszalała z radości siedząc w ciepłej wannie a Kacper nie mógł wyjść z warsztatu
od razu planując budowę nowego quada na bazie istniejących samochodów
elektrycznych.
Nie miał jeszcze
części od samochodu, tego poszuka wiosną ale samo projektowanie sprawiało mu
frajdę.
Dopiero kilka dni
później poszli do bazy, żeby ją zwiedzić, w między czasie Tonek zapełnił im
mięsem zamrażarki.
47. Prom *** *** ***
Kacper poprawiał
węglem rysunki na betonowej płycie, która służyła mu za tablicę.
Niby mógł rysować za
pomocą kasku, ale stare przyzwyczajenia robiły swoje.
Materiał na tratwę,
która będzie promem już właściwie zebrał.
Najpierw latał
dronem i szukał plastikowych beczek, oznaczając je na mapie zanim je przykryje
śnieg, beczki stały gotowe.
Zakleił
nieszczelności rozpuszczonym plastikiem.
Przygotował belki na
ramę i mechanizm z zawiasów, który umożliwi im pływanie.
Prąd rzeki sam
przesunie prom.
Zamiast liny użyją
starych kabli energetycznych.
Przy ich zwożeniu
utknął w śniegu, nie przerobił jeszcze quada na skuter śnieżny i Karol, który
teraz mieszkał u nich z Beną, musiał go wyciągać drugim quadem.
Po linie miały
obracać się bloki zrobione z felg małego samochodu
i ten mechanizm też
już miał gotowy.
Jutro trzeba będzie
zawieźć materiały nad Wisłę a jak rzeka całkiem zamarznie zaczną montaż.
Drewniak dużo się
przy nim nauczył i jak Robert wyjedzie do bazy, on przejmie jego obowiązki.
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
46. Prom *** ***
Minęło kilka dni.
- Robert, możesz mi jakoś pomóc, ktoś tam u was umie projektować na komputerze ?
- Tonek ostatnio siedział a co ?
- Andrzej prosił mnie o zbudowanie promu, już trochę wymyśliłem ale chciałem się pobawić symulacjami i zobaczyć jak moje pomysły mogą się w praktyce sprawdzić.
- Powiem mu, żeby się z tobą skontaktował, a przy okazji, chcę Ci coś pokazać.
- Co takiego ?
- Siedzisz ?
- Już
- Pamiętam jak wyglądał na chopina Twój warsztat i chciałem Ci pokazać tutejszy
- Będziesz kusił ?
- Nie muszę, sam popatrz.
Robert przełączył
Kacprowi obraz z kamer warsztatu.
Warsztat był
ogromny, był to właściwie rodzaj hali.
Na środku spokojnie
zmieściłoby się kilka transporterów.
Były podnośniki,
suwnica, ogromne stoły z imadłami, wiertarki, szlifierki i całkiem duża
tokarka.
W szafach pod
ścianami poukładane były setki narzędzi, śrubek, wkrętów, drutów, kawałków gumy
i blachy.
Stała
wielkoformatowa drukarka 3D, frezarka wodna a w rogu wygodne stanowisko
symulacyjne do projektowania.
Kacper nie mógł
wydobyć głosu.
- Jesteś tam ?
- Jestem, jak zapytałeś czy siedzę, wiedziałem, że pokażesz mi coś ciekawego, ale czegoś tak fantastycznego nie spodziewałem się.
Jest
tam gdzieś spawarka ? Bo nie widzę.
- Spawarka, zgrzewarka, pilarka i co tylko sobie zamarzysz łącznie z zestawem instrukcji używania.
- Robert, przeprowadzam się, na pewno da się tam powiesić hamak, jest tam jakiś piecyk ?
- Piecyka nie potrzeba, jest ciepło, hamaka też nie trzeba wieszać
- Jak to ?
- Do warsztatu dołączona jest część mieszkalna z pełnym wyposażeniem.
- Robert, da się ten obraz przekazać na gogle, tę część mieszkalną ?
- Proszę
- Wiesz, przepraszam, rozłączam się, muszę to natychmiast pokazać Zeńce.
- Miłego dnia, jak będziesz jechał, przywieź trochę sera od Alka
- Jak to jechał ?
- Przecież podjąłeś już decyzję
- ... Najstarszy... - westchnął Kacper z uśmiechem i rozłączył się.
niedziela, 23 sierpnia 2015
45. Prom ***
Kacper dokańczał
właśnie z Drewniakiem uszczelnianie dachu wiaty.
Już złapał mróz,
wiata będzie dobrym miejscem do oprawiania zwierzyny.
Mieli z tym trochę
problemów, bo Sara nie była małym pieskiem, a wiszące na belkach sarny
magicznie ciągnęły ją do siebie.
Ostatnio się trochę
uspokoiło.
Marek, syn Wandy
uratowanej z wyspy zaprzyjaźnił się z Sarą i razem uciekali w las.
Widać było, że źle
się czuje w towarzystwie ludzi.
Nigdy nie poznał
tylu ilu mieszkało w Domu.
Sara zaakceptowała
go całkowicie i pozwalała mu jeździć na sobie.
Szkoda, że taki pies
był tylko jeden.
Andrzej podobno
rozglądał się dronami, ale drugiego takiego zwierzęcia nie było.
Pewnie jednorazowa
mutacja.
Zamigał sygnał
przychodzącej komunikacji, łączył się Łukasz.
- Cześć Kacper
- Witam, jak tam zima w Osadzie ?
- Wszystko dobrze, jezioro pokrywa się cienkim lodem a dzięki technice szybciej było zrobić zapas mięsa, a u Was ?
- Też dobrze, właśnie dokończyłem dach wiaty.
- Masz co robić ?
- A co potrzeba ?
- Pomyślałbyś jak zbudować prom przez Wisłę ? Znalazłem dobre miejsce a po drugiej stronie jest dom z ogrzewaniem, będzie ciepło.
- Teraz ? Zimą ?
- Jak rzeka zamarznie, będzie prościej
- Co racja to racja.
- Pomogę jak tylko będę mógł, mam wrażenie, że potrzebujemy sprawnego przejazdu przez rzekę.
- Dziś już się nie zabiorę, muszę trochę odpocząć.
- Chłopaku, jeszcze rzeka nie zamarzła, odpocznij trochę
- Dzięki a przy okazji mam pytanie
- Pytaj.
- Widziałem zdalnie wasze domki
w osadzie, wyglądają bardziej jak górki w których ktoś wykopał wejścia,
jak to właściwie jest ?
To były górki czy zasypaliście domy ? - Usypaliśmy ziemię przy ścianach aż do dachu, latem jest chłodniej a zimą prościej ogrzać, przy okazji łatwiej wejść na dach, żeby go naprawić.
- To nie prościej zrobić wejście na dachu ?
- Są, pod dachem w szczycie domu, rzadko używamy, najczęściej jak zimą nawali śniegu tamtędy najprościej się odkopać.
- Będę musiał pomyśleć czy u nas tak nie zrobić
- Przecież macie ogrzewanie
- Chcę postawić nowy dom, dla mnie i Zeńki, ostatnio dużo razem przebywamy.
- Jak będziesz miał jakieś pytania, zadawaj kiedy chcesz, nawet w nocy, nic się nie stanie jak pośpię dłużej, młodzi dają sobie radę.
- Bardzo dziękuję, pomyślę o tym promie, może na komputerach w bazie coś fajnego da się zaprojektować albo podpatrzeć jakiś pomysł.
- To ja dziękuję
44. Prom
Łukasz patrzył na
mapę uaktualnioną obrazami z dronów.
Most w Płocku się
walił, tego w Wyszogrodzie już dawno nie było.
Warszawa nie
istniała a po wybuchu nie była praktycznie dostępna.
Najbliższa przeprawa
przez rzekę była zbyt daleko, żeby był sens ją używać.
Świat wyglądał
zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy pokazywał mu go ojciec w wygrzebanym na
jakiejś stacji benzynowej atlasie.
Coraz więcej
współpracowali z Domem i bez mostu trudno było się przemieszczać.
Byli bliżej natury
niż ludzie z Domu, ale więcej zwykłych fizycznych kontaktów oznaczało lepszą
współpracę.
Łukasz myślał o
odbudowie społeczeństwa, rozumiał, że jeżeli rodziny nie zaczną się mieszać
przegrają jako gatunek.
Zebranie wszystkich
w jednym miejscu raczej nie wchodziło w grę.
Zarówno tu w osadzie
jak i tam w domu ludziom było generalnie dobrze na miarę warunków i środowiska.
Trzeba było
przynajmniej zbudować przeprawę przez rzekę, jakiś rodzaj promu.
Najlepiej gdzieś na
wysokości Domu.
Szukał dobrego
miejsca, ale skarpa była zbyt wysoka.
Poprosił Arka o
wysłanie drona z bazy, jutro popatrzy wzdłuż brzegu.
sobota, 22 sierpnia 2015
43, Kurs polowania *** *** *** ***
Doszli do osady po
południu.
Karol przywitał ich
i zaprosił na kolację.
Długo rozmawiali o
trasie i sposobach polowań na dziki.
Bena opowiedziała o
tym jak musiała zapolować na niedźwiedzia, który zbyt blisko podchodził do ich
Domu i zrujnował kilka barci w lesie.
Karol opowiedział o
polowaniach na łosie, oraz o tym, jak w okolicy zadomowił się tygrys i trzeba
było go upolować.
Widać było, że
przypadli sobie do gustu.
Następnego dnia rano
Karol pokazał Benie swoje tereny łowieckie.
Anik trochę się
nudził, ale pozwolili mu samodzielnie zapolować na zające, z założeniem, że
będzie używał pistoletu.
Wieczorem przyniósł
cztery.
Dwa z nich
przygotowano na kolację.
Zjedli je w sosie
grzybowym zagryzając plackami z mąki kukurydzianej.
Był czas, żeby
dotrzeć do Bazy.
Anik zabrał
pozostałe zające jako prezent dla Roberta.
Baza zrobiła na nich
ogromne wrażenie.
Spodziewali się
czegoś niesamowitego ale rzeczywistość przerosła ich wszelkie wyobrażenia.
Spędzili tydzień w
wirtualnym labie doskonaląc szkolenie z Arkiem.
Arek, gdy go
pierwszy raz wpuścili między sfilmowane piszczaki trochę spanikował.
Przeraził bo
całkowity brak możliwości odpowiedzenia na atak.
Musieli dobudować
kilka ostrzeżeń i informacji.
Inni mogliby
zareagować gwałtowniej niż Arek, który był przecież kurierem i widział
piszczaki nie raz.
Szkolenie było
skończone i Bena planowała odebrać quada, żeby wrócić nim do domu.
Potencjalnym
problemem był most na Wiśle.
Temperatura już
spadła do minus dziesięciu w nocy w dzień nadal było zimno ale nie aż tak.
Przez tydzień
podglądali z drona czy fragment mostu zamarzł aż w końcu droga była wolna.
Cały ten czas Bena
spędziła z Karolem, który obiecał, że tym razem to on ją odwiedzi.
W między czasie
chłopcy z bazy zrobili dla niej i Anika nowe porządne buty ze skóry , uszyli poncza z puchniaka z
kieszeniami i porządnym kapturem oraz spodnie na wzór tych używanych przez Mikę
i Roberta z systemem nośnym.
Bena dodatkowo
zamówiła sobie rękawiczki bez palcy z osłoną na przedramię do strzelania z łuku
i drugie ciepłe na zimę.
Skończyło się na
tym, że Karol pojechał z nimi drugim quadem zabierając przy okazji Tonię, która
jako zielarka, chciała spotkać się z Andrzejem.
Zabrali ze sobą
torbę oznaczonych kodami wtyczek z lekami, które po przejrzeniu stanu ze
skanerów zdrowia każdego z przeżylców zamówił Andrzej.
Zabrali też coś co
było namiotem skanującym, jak to powiedział Andrzej, pozwalającego na pełną
analizę tak jak w ambulatorium.
Kurs polowania Beny
okazał się sukcesem, najpierw przeszło go kilka osób a potem reszta zachęcona
ich entuzjazmem.
Była zima, uczyli
się czegoś ważnego a przy tym dobrze się bawili.
piątek, 21 sierpnia 2015
42. Kurs polowania *** *** ***
Droga nie była zbyt
przyjemna, spadł już śnieg ale w dzień się rozpuszczał i ciężko było im chodzić
po tej chlapie.
Nocą suszyli buty
przy ognisku.
Po kilku dniach
złapał mróz i wtedy namiot się sprawdził, kilka razy nocowali w miejscach gdzie
było słychać wilki i mieszkanie na drzewie było całkiem bezpieczne a przy tym
ciepłe i suche.
Bena postanowiła
przeszukać posterunek policji w Ciechanowie.
Znaleźli tam kilka
fajnych latarek, które dało się naładować z ich kasków.
Znaleźli gogle z
zestawem celowników, ale teraz nie były już tak wielką zdobyczą.
Bena znalazła dużo
amunicji i kilka pistoletów w tym jeden z tłumikiem.
Wyczyściła ten,
który był w najlepszym stanie, dokręciła tłumik i zamontowała celownik.
Anik patrzył się
łakomie na sprzęt
- Proszę, jest twój
- Dziękuję,
Bena skonfigurowała
dla Anika celownik.
Na noc zostali w
jednym z większych pomieszczeń.
Anik przeszedł
szkolenie z czyszczenia i obsługi broni a potem trenował strzelanie do puszek
postawionych w jednym z okien.
Przeszukując
pomieszczenia zastanawiała się dlaczego można znaleźć tak mało ekranów.
Wieczorem zapytała
Roberta.
Okazało się, że
powszechne były jednorazowe szkła kontaktowe i ekrany były zbędne, bo
odpowiednie obrazy były wyświetlane dla każdego z osobna.
Robert nie lubił tej
technologii bo nigdy nie był pewien, czy dwie osoby oglądają ten sam obraz.
Jego okulary, które
i tak były rzadkością, zepsuły się przed hibernacją.
Po prostu na nich
usiadł.
Część ludzi
wszczepiało sobie odpowiednie moduły w oczy.
W bazie jest taka
możliwość ale Robert nie przepadał za takim poziomem ingerencji, za dużo
wiedział o informatyce a za mało o biologii i spodziewał się najgorszych
konsekwencji.
Zostali w komendzie
na noc, stąd szli już bezpośrednio do Osady chyba, że przypadkiem natkną się na
coś ciekawego.
czwartek, 20 sierpnia 2015
41. Kurs Polowania *** ***
Rano po sprawdzeniu
okolicy, Bena wysłała swojego drona bliżej gniazd.
Zbudowała mapę i
zaznaczyła zasięgi występowania grup.
Dalej od centralnej
części gniazdowiska krążyło stadko złożone z dziesięciu sztuk.
Postanowiła, że ono
będzie ich celem.
Ponieważ używając
drona, całkiem bezpiecznie było je obserwować, Bena postanowiła się przyjrzeć
bliżej ich zwyczajom.
Piszczaki zżerały
ocieplenia budynków
Nie zwróciła na to
wcześniej uwagi, bo starała się je omijać.
Teraz, gdy razem z
Anikiem zaczęli je obserwować stało się jasne co właściwie przyciąga je na
blokowiska.
Jeżeli jakieś drzewo
uszkodziło strukturę ściany, piszczaki oczyszczały ją z izolacji zaczynając od
dołu i czekając aż elementy z wyższych warstw spadną.
Z tego brało się
uczulenie na hałasy.
Spadający kawałek
ocieplenia to był dla nich całkiem dobry obiad.
Jak zaobserwowali,
piszczaki nie gardziły także oponami stojących wraków.
Każdy dźwięk był dla
reszty sygnałem, że albo któryś znalazł jedzenie albo samo spadło, czy też
przyszło.
Znalazła dobre
miejsce na przygotowanie pułapki wabiącej.
Chciała z bliska
nagrać atak piszczaków ale nie miała zamiaru w nim uczestniczyć.
Wyciągnęła z plecaka
swoje stare gogle, postanowiła, że kask z włączonym nagrywaniem ustawi koło
pułapki.
Anik rwał się do
tego, żeby z nią iść.
Ryzyko było
niewielkie o ile Anik będzie grzecznie siedział na dachu jednego z pobliskich
domów.
Przygotowała
hałasujące strzały i dała je Anikowi.
- Nie strzelaj dopóki Ci nie powiem.
- Jasne
Bena zajęła się
przygotowaniem drewnianego jeża, który miał być integralną częścią pułapki.
Podzieliła mały
pieniek na cztery, nożem przygotowała miejsce na osiem patyków.
Potem całość
zawiązała linką a patyki zaostrzyła.
Jeża uwiązała na
lince.
W jednej ze
znalezionych pokrywek zrobiła dziurkę przy brzegu.
Napełniła ziemią
szklaną butelkę.
Poszli na miejsce zachowując ostrożność.
Widać było, że Anik
skorzystał na lekcjach skradania się.
Podczas gdy Anik
siedział bezpiecznie na dachu Bena powiesiła drewnianego jeża na gałęzi, tak,
żeby prawie dotykał ziemi.
Potem wdrapała się
na drzewo wciągnęła jeża za sobą.
Do linki przywiązała
sznurek, który miał uruchomić pułapkę.
Zeszła na dół.
Do sznurka
przywiązała poziomy patyk węższy niż średnica pokrywki.
Na jednym jego końcu
przyczepiła butelkę a na drugiej metalowy haczyk.
Podwiesiła kask na
następnym kawałku sznurka, tak aby nagrało się wszystko.
Teraz delikatnie
powiesiła na haczyku pokrywkę.
Gdy zawieje wiatr,
ta uderzy o butelkę i narobi hałasu.
Uciekła w bezpieczne
miejsce za budynek i klatką schodową wdrapała się do Anika.
- Coś się dzieje ?
- Dopiero raz stuknęło, ale delikatnie.
- Miałam szczęście, gorzej by
było, gdyby pułapka zwołała w momencie mojego odejścia.
Musiałabym je pozabijać z pistoletu i z filmu nici. - Strzeliłbym gdzieś dalej tymi strzałami.
- Widziałyby mnie, nie byłoby tak prosto ich odciągnąć.
- To co teraz ?
- Jak to co ? Czekamy - uśmiechnęła się Bena
Siedzieli już ponad
pół godziny gdy w końcu wiatr zlitował się i poruszył pokrywką.
Uderzyła, potem z
drugiej strony, potem jeszcze raz.
Widać było, że
piszczaki zainteresowały się nowym zjawiskiem.
Gdy jeden z nich
rzucił się na pokrywkę, jeż spadł mu na głowę i zabił na miejscu.
Reszta piszczaków
rzuciła się i go zjadły.
Po dwudziestu
minutach teren był wyczyszczony.
Żeby zachęcić
piszczaki do odejścia, Bena kazała Anikowi strzelić ponad następnym budynkiem.
Pobiegły.
Potem jeszcze kilka
razy ganiali piszczaki między budynkami.
W końcu po następnej
pół godzinie, już całkowicie nie pamiętając co właściwie i gdzie hałasowało,
zniknęły w gniazdach.
Bena zeszła na dół
po kask.
A potem wrócili do
domku, który teraz był ich obozem.
- Jak się nagrało ?
- Jeszcze nie wiem, ale zaraz obejrzymy.
Bena założyła kask i
zaczęła sprawdzać.
Wzdrygnęła się w
pewnym momencie.
- I jak ?
- Zobacz sam, tylko nie krzycz, będę cię trzymała za rękę.
Wrażenie było bardzo
realne, dobrze, że Bena go ostrzegła, ale i tak kilka razy zacisnął zęby i wbił
palce w jej rękę.
- Straszne są.
- Dlatego chciałam to nagrać.
- To co dalej ?
- Obchodzimy miasto i idziemy dalej w kierunku Osady, ciekawa jestem tych ludzi tak na żywo a nie przez komunikatory.
Spakowali rzeczy i
ruszyli.
środa, 19 sierpnia 2015
40. Kurs polowania ***
Postanowiła iść do
Płocka.
Znalazła tam gniazda
piszczaków i uważała, że częścią jej szkolenia powinno być zachowanie się, gdy
w okolicy są te stworzenia.
Po drodze tropili
króliki.
Gdy nie potrzebowali
jedzenia, Anik używał tępo zakończonych strzał.
Chodziło o to, by
zwierzęciu nie zrobić krzywdy a przy okazji sprawdzić postępy i zbudować
element szkolenia.
Nagrywali na dwa
kaski a Anik w bazie składał z zebranego materiału środowisko szkoleniowe i
poszczególne ćwiczenia.
Bena pokazywała jak
podejść zwierzę, jak je zlokalizować na skanerach.
Zwracała dużą uwagę
na zwyczaje i standardowe zachowania się zwierząt.
Skanery nie mogły
zgadnąć tego, że stado saren spłoszy się czując ich zapach i zacznie uciekać w
grupie.
Pokazała kiedy łoś
może zaatakować człowieka i jak tego uniknąć.
Pokazała jak
rozpoznać tropy bez użycia modułu tropiciel i jak ocenić czas, kiedy zwierzę
tędy ostatnio przechodziło.
Nagrali szkolenie o
polowaniu na dziki z drzewa.
Bena pokazała jak
rozsypać żołędzie, żeby same podeszły pod cel.
Jeszcze przed
wyprawą zebrała kilka małych szklanych buteleczek w które pracowicie wrzucała
drobne monety zabrane od Kacpra.
Kacper prosił
wszystkich o zbieranie monet ale te najmniejsze nie były mu do niczego
przydatne przy jego nowej kuszy.
Buteleczkę
przyczepiało się do grotu strzały za pomocą roztopionego plastiku.
W momencie rozbicia
się na kawałku muru buteleczka tłukła się a monety rozsypywały się robiąc
hałas.
Wykorzystywała ten
pomysł wielokrotnie jak jeszcze przemieszczali się po Warszawie, żeby odciągnąć
piszczaki.
Gdy doszli do mostu,
okazało się, że fala wywołana bombami, pierw z północy a później z południa
bardzo naruszyła konstrukcję.
Na obrazie z drona
nie było tego widać, tam gdzie kiedyś
nawierzchnia zapadła się pod wodę pod spodem nie było już nic.
Musiało to się stać
po przejeździe transportera, bo z tego co wiedziała transporterem nie mieli
problemu z przejazdem.
Widać przejazd był
ostatnią rzeczą, którą wytrzymał most.
Jakimś cudem
wytrzymała jedna z barierek i tylko ona, a właściwie jej poręcz łączyła przęsła
mostu.
Dalej cała
konstrukcja trzeszczała.
Bena zaraportowała
stan do bazy i ustalili, że dopóki się da, spróbują przeciągnąć długą linę, aby
na przyszłość dało się jakoś przejść.
Bena nie miała
takiej liny, także sprawę budowy przeprawy dla innych, trzeba będzie przełożyć
na później.
W zimę rzeka będzie
skuta lodem, powinno być prościej.
Z drugiej strony
zimy były teraz bardzo srogie.
Już padał śnieg
mimo, że dopiero zaczął się listopad a w styczniu i lutym było na tyle zimno,
że nie dawało się oddychać.
Znaleziony termometr
na chopina pokazywał w dzień poniżej czterdziestu stopni mrozu a nocą
dochodziło nie raz do minus sześćdziesięciu.
Bena liczyła na to,
że śpiworki z koradonu zdecydowanie zmienią ich sposób podróżowania zimą.
Koradon nazywali
potocznie puchniakiem a koradon-B sztywniakiem.
Namiot, który
zbudowała miał podłogę z puchniaka, z miejscem na kuchenkę ze sztywniaka na
środku, ściany ze sztywniaka sklejonego z puchniakiem dla izolacji a na dachu
zamykany kominek, który usztywniał się całkowicie, gdy w środku uruchamiała
kuchenkę.
Testowała go kilka
dni, musiała być pewna, że namiot nie zapali się od działającej kuchenki.
Po drodze zbierali
na wszelki wypadek paliwo z napotkanych samochodów.
W końcu doszli do
Płocka.
Piszczaki żyły
dalej, na blokowiskach oni zatrzymali się w domku, w którym wcześniej zatrzymał
się Robert z Kaśką.
Dziś tu przenocują a
jutro dotrą na tereny okupowane przez piszczaki i zastanowią się jak
przygotować tę część szkolenia.
Wieczorem długo
składali zebrany materiał.
Potem zjedli i
położyli się spać
wtorek, 18 sierpnia 2015
39. Kurs polowania
Bena była bardzo
zadowolona z nowego kasku.
Przywykła już do
używania gogli, ale kask umożliwiał dużo więcej.
Wbudowane mikrofony
potrafiły na rozkaz wyciszyć lub wzmocnić pewne dźwięki.
Doszły skanery
dźwiękowe ultradźwiękowe a nowe drony poza analizowaniem zmian ciepła i ruchu
potrafiły również analizować kształt.
Efektem było dużo
więcej wykrywanych zwierząt, kształtów i struktur i kompletnie inny wygląd mapy
okolicy.
Gdy zwiedzała
budynek, jego trójwymiarowy obraz wraz z dodawanymi notatkami rysował się jako
mapa.
Jeżeli przeszła
wcześniej przez jakieś pomieszczenie, mogła zdalnie widzieć układ przedmiotów i
mebli.
Na początku
sprawiało to trudność, zbyt duża ilość informacji z sensorów zasypywała jej
naturalne postrzeganie świata.
Po przejściu
szkolenia zaczęło się robić coraz ciekawiej, nauczyła się tworzyć odpowiednie
do sytuacji filtry.
Podobał jej się
wbudowany rejestrator.
Mogła przekazać
wszystkie wrażenia osobom, których tam nie było, tak jakby budowała wirtualny
świat.
Samo szkolenie
zainspirowało ją do tego aby zapytać Roberta o to, jak się takie szkolenia
tworzy.
Robert przekazał jej
odpowiednie szkolenie o budowaniu szkoleń i poprosił jednego z kurierów, Arka,
aby ten jej w tym pomógł.
Razem uczyli się jak
takie szkolenia robić, mimo, że każde było gdzie indziej.
Fryko nie
potrzebował już mentora, mógł zastąpić Benę w zarządzaniu polowaniem, także
Bena miała dużo więcej czasu dla siebie.
Na próbę Bena
przygotowała szkolenie z rozpalania ognia, niby prościutka czynność, którą
potrafi każde dziecko, ale jej szkolenie pokazywało jak radzić sobie w
lesie, w nocy, gdy wszystko jest mokre.
Uczeń wchodził w
sytuację i miał wrażenie poruszania się w tym lesie, głos Beny i znaczki na
obrazie pokazywały które gałązki zrywać i pomagały je odpowiednio układać.
System miał pewne
ograniczenia, jedno ćwiczenie miało swój zamknięty teren, jak się okazało w
rozmowie z Arkiem, dokładnie taki sam jak rozmiar dużego wirtualnego labu w
bazie.
Bazowe labirynty
pozwalały na budowanie struktur analogicznych do znajdowanych w terenie.
Poprosiła Anię, aby
ta wskazała dziecko, które mogłoby przejść na próbę tego typu szkolenie.
Wybór padł na Anika,
jej syna.
Anik miał dziesięć
lat i powoli zaczął być wdrażany do pomocy przy polowaniach na miarę jego
możliwości.
Czytać i pisać już
umiał.
Praca z Anikiem
okazała się sukcesem, zwracał uwagę na elementy, których nie zrozumiał i Bena
je poprawiała.
Po tygodniu, gdy
szkolenie było gotowe przedstawili je radzie złożonej z Ani, Siwego, Andrzeja,
Łukasza, Karola, Aliny i Roberta.
Najbardziej
zafascynowany był Robert, bo nauczył się kilku rzeczy w temacie, który miał
wrażenie znał doskonale.
Bena postanowiła, że
zrobi szkolenie ze skradania się i polowania.
Ponieważ w bazie był
dodatkowy quad przeznaczony dla domu, postanowiła ruszyć pieszo aby przy okazji
zbierać materiał a wracać quadem.
Zabrała Anika.
Czuła się bardzo
odpowiedzialna za dziecko, wróciły wspomnienia z nauki Fryka.
Przed wyjściem,
przygotowała namiot z koradonu-B, który można było zawiesić na drzewie.
Inspiracją był
namiot Miki, na pewnej wysokości nic im nie groziło a nowe śpiworki zapewniały
ciepło.
Pomogła Anikowi
skompletować odpowiedni sprzęt.
Anik umiał całkiem
dobrze strzelać z łuku i operować dzidą.
Jeszcze na Chopina
dzieci bawiły się w grę, która pomagała w nauce.
Nie wiadomo dlaczego
nazywało się to "Przygarnij Kropka" a polegało na tym, że wieszali
szmacianą piłkę na sznurku przy kawałku deski, jedno z dzieci przygarniało
kropka w sposób chaotyczny ciągając za
drugi koniec sznurka a reszta celowała z łuków.
Na koniec sprawdzali
czyje strzały są najbliżej namalowanego węglem znaku.
Największym
wyzwaniem było granie w nocy, przy świetle ogniska.
Anik był jednym z
najlepszych zarówno w konkurencji łuczniczej jak i celowaniu dzidą.
Bena sprawdziła jego
sprzęt i poprosiła Kacpra o przygotowanie mu bardziej dorosłego łuku na bazie
odpowiednio ukształtowanych plastikowych rurek.
Przy okazji Kacper
przygotował szkolenie z budowy łuku i przygotowania strzał.
Właściwie wszystkich
opętał szał przygotowywania szkoleń.
Czas po temu był
dobry, była jesień i zdecydowanie zmniejszyła się ilość obowiązków każdego z
nich.
Zwłaszcza, że drony
zapewniały skuteczne patrolowanie, praktycznie bez wychodzenia z domu.
Gdy sprzęt dla Anika
był gotowy zabrali paski wędzonego mięsa jako prowiant i wyszli.
Anik z dumą szedł za
Beną w nowym ponczu z koradonu, łukiem na plecach i samodzielnie przygotowaną
dzidą przy której podpowiadała mu Kaśka.
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
38. Zdrowie
Andrzej siedział do
późna nad analizą wyników badań wszystkich ludzi.
Okazało się, że
właściwie każdy jest inny i trzeba ustawić poprawki.
W sytuacji, która u
jednego wywoływała alarmy, drugi był całkiem zdrowy.
Najbardziej zdziwił
się i zdenerwował gdy odkrył, że w bazie jest szczepionka na gorączkę, która
wymordowała większość ludzi.
Skontaktował się z
Robertem i powiedział mu o tym.
- Już wcześniej znalazłem informację o tym, że o niej wiedzieli ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mieli szczepionkę.
- A wiesz, że ty też byłeś zarażony ?
- Jak to ?
- Miałeś wirusa ale nie miałeś przeciwciał tak jak cała reszta.
- Jak to miałem ?
- Pamiętasz swój pierwszy skan w ambulatorium ?
- Tak
- Wtedy zaszczepił cię system, teraz już masz przeciwciała i nie zachorujesz.
- To chyba dobrze - odetchnął Robert.
- Bardzo dobrze, gdyby nie ty nadal oganiałbym się z Sarą od wilków.
- Tylko nie mów, że było ciężko skoro miałeś Sarę
- Nie o to chodzi, teraz jest po prostu dużo ciekawiej.
- Dzięki za tą informację, mimo, że całkowicie straciłem nastrój na cokolwiek, lepiej takie rzeczy wiedzieć.
- Ta rzecz to jedno, przejdźmy do rzeczy bardziej istotnych.
- To znaczy ?
- Chcę zrobić pełen skan wszystkich, tych z Osady po prostu położycie na kozetce w ambulatorium ale, żeby zeskanować ludzi w domu potrzebuję przenośnego skanera.
- Nie widziałem czegoś takiego
- Sam znalazłem u was i zleciłem robotom dostarczenie do szafki w waszym centrum komunikacji.
- Super, ktoś będzie szedł do nas po quada, jak będzie wracać to zabierze. Czego się spodziewasz po tych skanach ?
- Jeszcze nie wiem, na pewno będzie trzeba uruchomić nanoboty stomatologiczne bo stan naszego uzębienia jest tragiczny a reszta wyjdzie w praniu.
- Coś jeszcze ?
- Systemy przygotowały leki praktycznie dla wszystkich i odpowiednie wtyczki z kodami kreskowymi powinny leżeć w dwóch torbach tam gdzie ten skaner.
- Coś mam zrobić poza załadowaniem na quada ?
- Przekaż to Toni, jest torba dla Osady a druga dla Domu, dla nas.
- Dobrze, a dla nas też masz leki ?
- Was powinien zawołać system bezpośrednio do ambulatorium, akcję włączyłem od jutra.
- A te nanoboty to każdy dostanie ?
- Każdy, są w tych zestawach leków, będzie mi prościej oceniać stan zdrowia wszystkich. To ważne, chcemy żeby znowu zaczęły się rodzić zdrowe dzieci.
- Zawsze miałem wątpliwości co do wpuszczania nanobotów do swojego ciała, to takie nienaturalne.
- Akurat ty je masz od dawna, pewnie Ci hibernator wstrzyknął, bez tego nie dałbyś rady się obudzić.
- To trochę zmienia postać rzeczy, zgadzam się na wszystko, tylko wyjaśnij ludziom co robisz
- Właściwie jak ?
- Tak jak wszyscy, przygotuj krótkie szkolenie.
- Nie pomyślałem, to całkiem dobry pomysł, porozmawiam o tym z Tonią.
- Super.
- Mam jeszcze drugą sprawę.
- Jaką ?
- Czystość naszego towarzystwa.
- Co przez to rozumiesz ?
- Jak ciebie nie ma przestają się pilnować z myciem, dawałeś dobry przykład.
- Wiesz co, podeślę Ci, mam taki filmik propagandowy, widać wojsko miało ten sam problem z żołnierzami, nawet nie wymaga poprawek.
- Adekwatny do naszych warunków ?
- Stary, uśmiałem się, bo to była dobra rozrywka, całość w 3D z efektami i pokazem jak to bakterie przypuszczają zmasowany atak z brudnych rąk na cały organizm.
- Myślisz, że się spodoba ?
- Mam nadzieję, teraz mają mniej zajęć, puść im to wspólnie w Sali, jako program rozrywkowy.
- Spróbujemy.
- W filmie jest instrukcja, jak użyć gogli czy kasku, żeby dostać obraz mikroskopowy brudnej skóry, to naprawdę jest przekonujące.
- Dzięki za podpowiedź.
niedziela, 16 sierpnia 2015
37. Jesień w trasie
Robert dopiero po
tygodniu znalazł czas na uruchomienie pozostałych paneli słonecznych.
Systemy produkowały
wodór na potrzeby systemu, panele w nadmiarze wystarczały do zasilania bazy,
ale wiedział, że przyjdzie zima i panele będą zasypane i dużo mniej efektywne.
Znalazł możliwość
wysunięcia ich na masztach w górę, na wysokość kilku metrów.
Najciekawszym z jego
punktu widzenia znaleziskiem była możliwość produkowania butów dokładnie na
wymiar.
System wymagał
dostarczenia skóry, materiału na podszewkę i gumy na podeszwy a następnie sam
wycinał, zszywał i sklejał dostosowane do konkretnych stóp solidne i wysokie
buty umieszczając w nich przy okazji zestaw czujników.
Robert miał
nareszcie wygodne buty, brakowało mu tego od jakiegoś czasu.
Część podszewki, tam
gdzie buty powinny być sztywne zaprojektował z Koradonu-B, na bardziej miękkie
fragmenty dobrze wyprawiona skóra z królika była całkiem dobra.
System pozwalał na
projektowanie i Arek podpowiedział mu konstrukcję podeszwy taką aby można było
chodzić ciszej niż zwykle.
W sprzęcie
wyjściowym Robert odkrył maski regulujące dopływ świeżego powietrza i blokujące
trujące opary.
Wracali kurierzy,
najpierw Tonek, który opowiadał o małej społeczności rolniczej uprawiającej
warzywa a kilka dni później Maciek i Tola, którzy przynieśli informacje o
ogromnych dyniach i jeżach, które je jedzą ale najciekawsze było to co
usłyszeli od ludzi.
Podobno gdzieś w
górach na południowym wschodzie, żyli ludzie, którzy poruszali się na
wielbłądach.
Problemem dla Domu,
czyli osady Andrzeja, Ani i Siwego był brak transportu.
Kacper chciał
budować dużą wiatę na zimę, ale transport materiałów przekraczał ich
możliwości.
Robert zadecydował,
że pojadą na wycieczkę transporterem i zostawią jednego quada Kacprowi.
Zapakował przenośny
zestaw do produkcji wodoru, zapasowy zbiornik.
Quad miał swoje
miejsce na tyle transportera a transporter był pływający.
Zapakowali też
zestaw części umożliwiający przerobienie quada na skuter śnieżny.
Najprościej było po
prostu płynąć trasą, którą wcześniej pokonała Mika, drogi były zbyt zarośnięte.
Ale Robert chciał
zabrać po drodze bele Koradonu.
Przygotował zestawy
kasków dla wszystkich w Domu, jednego dnia zarządzili masowe wierzenie i
ważenie.
Przy okazji wyszło,
że mają dwóch Karolów, jeden zarządzał strażnikami w Osadzie a drugim był Karol
z Wilsona.
Problem prawie się
natychmiast rozwiązał, bo Bena w czasie szkolenia mówiła na Karola Kako i już
się przyjęło.
Przygotował też
przenośne centrum konferencyjne dla Domu, lekcje, które już prowadził Andrzej z
Siwym, będzie można prowadzić wygodniej a i Łukasz będzie mógł łatwiej
przekazać swoją wiedzę.
Strasznie lało i
jeżeli powrót miał im się udać.
Arkowi bardzo
spodobała się baza i wspólnie z Tonkiem uczyli się tajników technologii.
Dostali zadanie
opróżnienia zestawu chłodni, odzyskania pudełek, umycia ich w zmywarkach a
resztki starego pożywienia mieli zakopać.
Było tego naprawdę
dużo, Karol przydzielił im trzech strażników i mieli użyć łazika.
Maciek i Tola byli
parą i chcieli jechać z nimi.
Wyruszyli.
Droga nie była
łatwa, raz musieli wyciągarką wyrywać transporter z błota a wielokrotnie trzeba
było ścinać drzewa na drodze.
W końcu dojechali do
tira z materiałem.
Przeniesienie dwóch
bel materiału na transporter zabrało im cały dzień.
Stwierdzili, że
spróbują przepłynąć przez Wisłę, jednak mimo że Tola prawie trzy godziny
szukała odpowiedniego zjazdu, nic takiego nie znaleźli.
W końcu przejechali
mostem w niektórych miejscach spychając samochody, w innych zaś używając dźwigu
przestawiali je na bok.
W końcu dojechali na
miejsce.
Radość była
widoczna.
Maciek, trochę
nerwowo reagował na obecność Sary, nikt z nich nie widział wcześniej tak dużego
psa, ale on czuł się wyjątkowo niepewnie i na początku nie był pewien czy wyjść
z transportera.
Kacper już od
tygodnia trenował jeżdżenie na quadzie w programie szkoleniowym.
Widać było jego
zapał, gdy w końcu dosiadł prawdziwą maszynę.
Rozstawili sprzęt.
Następnego dnia
Robert konfigurował kaski dla każdego z obecnych.
Uruchomili pierwszą
trójwymiarową konferencję w Domu.
Robert zauważył
zmiany, prądu nie brakowało.
Kacper przyciągnął
zestawy paneli ze świateł przy drodze a inni pomogli mu uruchomić zestaw
akumulatorów.
Uruchomili CB, ale
przy użyciu komunikatorów nie miało one właściwie żadnego zastosowania.
Kilka dni spędzili
na rozmowach i opowiadaniu rzeczy, które były mniej ważne, żeby mówić o nich
przez radio.
Nagle ziemia się
zatrzęsła.
Wszyscy zgodnie ze
szkoleniem padli na ziemię.
- Warszawa ? - zapytał Andrzej
- Zaczekajmy, zobaczymy skąd przyjdzie wiatr.
Wiatr zaszalał nad
nimi łamiąc drzewa, ale poza tym nie było większych efektów.
Robert sprawdził
poziom promieniowania, przekraczało normy ale nie było to dramatyczne.
Stracili wszystkie
tutejsze Drony, ale dwa zapasowe mieli w transporterze.
- Zaczekajmy w domu kilka minut i zobaczymy co dalej.
- Skąd wiał wiatr przed wybuchem ?
- Z zachodu.
- Czyli nie powinno nam nic grozić.
Po kilkunastu
minutach nic się nie działo.
Robert wystartował
jednego z zapasowych dronów aby uruchomić komunikację z Osadą i Bazą.
Zgłosił się Arek.
- Wszystko w porządku ? Skanery pokazały wybuch nad Warszawą.
- Wszystko ok, straciliśmy tylko kilka dronów, ludzie cali
- To może wyślę wam stacjonarnego ?
- Poprosimy.
Za chwilę zamigał
komunikator od Łukasza.
Ustalili, że kilka
dni tu zostaną, trochę pomogą a potem wrócą do bazy.
- Nie chcesz w drodze powrotnej przeszukać Szczytna ? - Zapytała Mika
- Zostawmy sobie coś na później, jeszcze dobrze nie zwiedziłem naszej bazy, a systemy mówią o dalszym zestawie pomieszczeń, które tylko kazałem odświeżyć ale jeszcze nie wiem co tam jest ani do czego służyły, to co zwiedziliśmy i gdzie mieszkamy to Blok C a są jeszcze bloki A,B,D i E oraz placówki P1 do P12.
Pomogli Kacprowi
przewozić belki i przy pomocy dźwigu w transporterze postawili dużą wiatę.
- Ze ścianami dam sobie radę, cegły i cement przywiozę quadem.
- Znaczy jesteśmy Ci już niepotrzebni ? - zażartował Robert
- Nie wygłupiaj się, chodzi o to, że nie muszę zajmować wam czasu
- Wiem, żartowałem.
Na drogę powrotną
Andrzej zapakował im kilkanaście słoików miodu a Ania dołożyła dużo suszonej
kiełbasy z dzika.
Powrót zajął im nie
całe dwa dni, dla przeżylców było to niesamowicie szybko.
Teraz było prościej,
droga była przetarta.
Na miejscu okazało
się, że chłopcy sprawnie poradzili sobie ze starym pożywieniem i teraz wspólnie
ze strażnikami bawili się w szkolenia w labie.
- Dobra, koniec zabawy – ogłosiła Mika, musimy porobić zapasy mięsa na zimę
- Będziemy do czegoś potrzebni ?
- Nie, możecie trenować dalej, damy sobie radę – Powiedział Maciek – Z tego co wiem Robert ma robotę w bazie, ale my możemy pójść na duże polowanie.
W osadzie już
kończyli wędzić zapasy mięsa, a Zosia zgodnie ze zdalnymi instrukcjami Ani
próbowała robić kiełbasę.
Bez maszynki do
mięsa nie wychodziło, także wysłała obrazek ręcznej maszynki od Ani do
wszystkich strażników i poprosiła o przeszukanie chałup w okolicy.
Następnego dnia
przynieśli jej cztery i Aleks, który już wyciągnął łódki na brzeg zajął się
montowaniem z nich jednej ale za to działającej.
Robota wrzała.
Po kilku dniach
spadł śnieg.
Okazało się, że
będzie lepiej niż się Robert spodziewał, panele miały system rozmrażania i w
ten sposób pozbywały się śniegu.
Robert analizował
dane.
Chciał zacząć od
informacji o przejściach do pozostałych bloków, których nie było widać, ale
skończyło się na czytaniu starych danych.
- Wiesz, że oni wiedzieli o zarazie wcześniej ?
- Oni kto ?
- Wojsko. Ale nie widzieli w tym zagrożenia. Mieli nawet szczepionkę ale nie przewidzieli, że wirus się tak uaktywni.
- Długo wiedzieli ?
- Wirus pojawił się na rok przed katastrofą, podejrzewali, że to jedna z nieudanych prób ataku jaki zaplanowała Korea.
- Jakieś wnioski ?
- Mogli temu wszystkiemu zapobiec
- Mogli tego nie zaczynać
- Właściwie masz rację.
- A jak te inne bloki ?
- Jeszcze nie wiem, nie zacząłem.
- A ja uruchomiłam monitoring w bazie, tak to było nazwane.
- To znaczy ?
- Działają naziemne kamery,
kilka z nich musiałam wyczyścić a jedną odkopać.
Chcę jeszcze pozwiedzać budynki, jest co robić. - Super
Robert skupił się na
planowanych czynnościach.
Byli w Bloku C,
wchodziło na to, że Blok A zawiera składy żywności długoterminowej, zbiorniki
wody i chemię potrzebną na przygotowanie leków.
Blok B był składem
części zamiennych, znajdowała się tam siłownia i zbiorniki wodoru.
Blok D zajmowały
koszary, duże sale treningowe, strzelnice
labirynty do
tworzenia scenariuszy walk.
Ten fragment był
najciekawszy, trzeba będzie to obejrzeć.
W placówkach były po
kolei warsztaty elektroniczne, warsztaty mechaniczne, urządzenia wytwarzające
drony i ich części.
Od P4 do P7
oznaczono składy amunicji.
P8 było zapasową
siłownią, potem była zapasowa fabryka wodoru i zbiorniki.
P10 i P11 Było
zestawem stanowisk do sterowania dronami bojowymi a P12 kwaterą dowódcy
placówki.
Większość placówek
nie była uruchomiona a przechodziło się do nich z rozdzielni na niższym
poziomie, żeby tam dojść trzeba było zjechać windą, na którą nie zwrócili
uwagi.
Robert stwierdził,
że powinien obejrzeć sterownię dronów, koszary a głównie te strzelnice i
symulatory a na końcu kwaterę dowódcy.
Według planów do
koszarów dołączony był ogromny parking, ale cały Blog D był wyłączony i nie
mógł uzyskać podglądu.
Trzeba było się
ruszyć.
Drzwi od windy były
ścianą kończącą korytarz, widać je było w okularach i za ich pomocą można było
uzyskać do nich dostęp.
Zjechał na dół.
Sala rozdzielała się
na kilka korytarzy, było tu też stanowisko dla strażnika.
Obok stało kilka
wózków typu Hornyway.
Robert wsiadł na
jeden z nich i pojechał korytarzem prowadzącym do koszar.
Włączył zasilanie
całego bloku.
Kontrolka poboru
prądu pokazała, że z włączonym Blokiem D zaczęli zużywać więcej paliwa niż
produkować ale po chwili spadła do poziomu zero widocznie proces rozruchu
zabierał więcej energii.
- Później powyłączam ogrzewanie tam gdzie go nie potrzeba i będziemy na plusie – pomyślał Robert.
Pomieszczenia
mieszkalne zawierały zestaw kojek na ścianach, rodzaj kuchni i zestawu łazienek
na środku.
Nic ciekawego.
Było takich sześć.
Robert wychodząc z
każdego z nich wyłączał ich zasilanie.
Przeszedł na parking
– pusty z wyjątkiem dwóch quadów pod jedną ze ścian.
Widać było, że baza
była gotowa na przyjęcie ludzi ale nikt nie przyjechał.
Robert zlecił
przegląd i tankowanie.
Symulatory
szkoleniowe wyglądały rewelacyjnie, całe sale przygotowane były do wyświetlania
świata budowania i realizowania najrozmaitszych scenariuszy.
Na stojakach stała
broń wyglądająca jak prawdziwa ale był to zestaw elektroniczny dla szkolących
się.
Do labiryntu nie
wchodził, ale obiecał sobie, że przygotuje w nim zestaw szkoleniowy z
przeszukiwania budynków.
Strzelnice były
świetne, można było strzelać zarówno sprzętem treningowym jak i prawdziwym.
Robert ustawił tu
temperaturę otoczenia z poleceniem suszenia powietrza aby mechanizmy zużywały
jak najmniej energii.
Wrócił do korytarza
i pojechał tym razem w stronę kwatery dowódcy.
Korytarz kończył się
na śluzie.
Widać kwatera miała
oddzielny obieg powietrza.
Robert wszedł i
zaczął podziwiać.
W saloniku było
wygodne stanowisko sterowania i obserwacji, mogło tam naraz siedzieć koło
dziesięciu osób.
Były cztery
sypialnie, duże jak na ich obecne standardy a istnienie okien było zasymulowane
światłem.
Każda z nich miała
łazienkę, w dwóch z nich poza prysznicem była ogromna wanna.
Robert sprawdził czy
systemy są gotowe do użycia, a że nie były
to wystartował
program dostarczania wody i sprawdzania infrastruktury.
Kuchnia wyglądała
ładniej niż w ich Bloku C.
Szafy, szuflady i
półki były puste.
Połączył się z Miką.
- Mika, przeprowadzamy się
- Z twojego tonu wnioskuję, że coś fajnego znalazłeś
- Zobacz
Przekazał jej obraz
wanny a potem łóżka.
- No nieźle
- Znalazłaś coś ?
- Nic ciekawego, zaraz wracam, spotkajmy się w sterowni.
- Dobra, zaraz tam wrócę i potem oprowadzę cię po naszym nowym królestwie.
W ścianie saloniku
były drzwi, Robert wszedł, dalej była śluza a za nią winda.
- Ciekawe gdzie dojadę, bo tego nie ma na planie – pomyślał.
Po chwili drzwi się
otworzyły wysiadł, nacisnął przycisk i odsunął się kawałek ściany.
Stał na wprost ich
sterowni.
Arek siedzący na
fotelu aż podskoczył z wrażenia.
- Siedzę sobie spokojnie a ty wychodzisz ze ściany, nie strasz.
- Nie wiedziałem gdzie wyjdę, jakbym wiedział bym Cię uprzedził.
Robert zablokował w
systemach tę ściankę, tak aby dostęp do widny był zawsze otwarty.
Wróciła Mika.
- Tu nie było tych drzwi
- Nie było, pokażę ci nasze nowe królestwo, Arek chodź, może sobie sypialnię zmienisz
- A pójdę, zawsze coś nowego.
Zawołali resztę.
Obejrzeli sobie
wszyscy, były cztery sypialnie ale chłopcy zdecydowali się zostać na górze.
Tola z Maćkiem
zajęli drugą, czyli mieli dwie gościnne.
Chwilę się cieszyli
a potem się rozeszli.
Maciek z Tolą
przeszli szkolenia z maszyn do produkcji ubrań i właśnie projektowali namioty z
Koradonu-B na zimę będą dobre.
Tola wymyśliła, że
mają być modułowe, tak, żeby z wielu można było zbudować rodzaj miasteczka i
rozgryzali różne propozycje, które podsuwał im komputer.
Arek z Tonkiem
przechodzili kolejne szkolenia tym razem strzeleckie po tym jak Robert pokazał
im duże sale i symulatory w bloku D.
On z Miką poszli
obejrzeć stanowiska dronów.
Tak jak wcześniej,
pierw przeszli szkolenie.
Stanowiska były
niesamowite.
Człowiek siadał w
głębokim fotelu, zakładał specjalny kask i słuchawki i miał wrażenie jakby to
on był dronem.
Po godzinie prób na
symulatorach wystartowali prawdziwe.
Drony były bardzo
szybkie, po pół godzinie oglądali zniszczoną Warszawę.
Rakieta musiała
uderzyć w miejsce, gdzie kiedyś był budynek sejmu.
Las, który teraz
pokrywał miasto, dopalał się.
Wiał zachodni wiatr,
także ogień nie roznosił się zbytnio poza miasto.
Jedyna dobra rzecz w
tym wszystkim, to to, że nie było tam ludzi a piszczaki raczej nie przeżyły.
Polecieli dalej,
żeby określić granice pożarów i skażenie.
Zaznaczyli na mapie
obszary na które nikt nie powinien wchodzić.
Latanie sprawiało
prawdziwą radość ale zaczynało robić się ciemno i stwierdzili, że jak na
pierwszy raz to wystarczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)