Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

piątek, 31 lipca 2015

17. W miasto *** ***


Następnego dnia rozpoczęli naukę obsługi okularów i komunikatorów.
Kacper był dobrym nauczycielem.
Robert jako rekonwalescent pilnował domu i zdalnie podpowiadał.
Na tablecie wygodnie było przejrzeć mapę razem z zaznaczonymi ludźmi.
Próbowali uruchomić telewizor, ale ten wyraźnie nie chciał współpracować.
Grupa „bojowa” składała się z Kacpra, Karola, Kaśki, Beny, Kola i Fryko do których dołączyły nastolatki Misiek i Gosia z centrum oraz syn Ani, Drewniak.
Na początku Kacper z Karolem prowadzili całą grupę pokazując im skradanie grupowe jak to nazwali.
Potem podzielili się na dwa zespoły którymi przewodziły Bena i Kaśka.
Po tygodniu zaczęli pracować parami.
Bena z Frykiem, Karol z Drewniakiem, Kacper wolał siedzieć w warsztacie i przekazał broń Gosi. Gosia tworzyła parę z Kolem a Kaśka z Miśkiem, który był jej bratem.
Robert postawił na zbieranie danych o terenie i użyciu komunikacji.
Dla treningu zaznaczali na mapie dobre miejsca na postój, drzewa z owocami, leśne barcie i inne ciekawostki.
Jedna dwójka zaznaczała, potem inna musiała tam dotrzeć nie zauważona przez trzecią dwójkę.
Jedna z dwójek zawsze stała na czatach monitorując lornetką teren od strony rzeki.
Zabawa trwała ponad miesiąc, przy okazji spiżarnia zapełniała się.
Robert wymyślił sposób przekazywania pozycji każdej z dwójek przez satelitarną krótkofalówkę.
Krótkofalówek było siedem, Robert zostawił jedną dla siebie, każda dwójka dostała po jednej, jedną na stałe podłączył do systemu dowodzenia a jedna była nadmiarowa.
Zespoły były gotowe do wszelkich akcji.
Andrzej pomógł Robertowi szukać na mapie potencjalnych jednostek wojskowych i komend policji.
Dwie grupy wysłali z zadaniami a przy okazji były też zamówienia na kawę i mydło.
Kolo z Gosią i Karol z Drewniakiem zostali w obozie na wszelki wypadek a przy okazji trenowali sztuki walki, zgodnie ze znalezionymi przez Roberta materiałami.
Z tych kilku kostek pamięci znalezionych w dowództwie, tylko to było przydatne.
Ale mimo wszystko Robert przeglądał w wolnym czasie listy rozkazów i sterty instrukcji do praktycznie wszystkiego co wojskowe.
Robert z Anią, Andrzejem i Siwym obserwowali grupy na mapie i w przypadku wątpliwości, czy dana rzecz jest przydatna ustalali razem cel.
Kaśka z Miśkiem poszli sprawdzić czy przez most w Wyszogrodzie da się przejść. A Bena z Frykiem do Sochaczewa sprawdzić tamtejszą komendę i jednostkę koło lotniska.
Wędrowali nocami, był początek Sierpnia i w dzień było trochę za gorąco na zakrywanie całego ciała.
Robert obserwując obie dwójki zdalnie, uczył się języka znaków jaki wymyśliła Bena.
Poza znakami dłonią, język składał się z szeregu syknięć, kląsknięć i kłapnięć zębami.
Chodziło o to, aby nie wydawać dźwięków charakterystycznych dla żywych stworzeń.
Przy okazji Bena wyjaśniła Robertowi historię powstania ich pseudonimów, chodziło o to, aby dźwięki określające człowieka były wyraźne bez użycia dźwięku.
Zrozumiał dlaczego czasem Bena mówi na niego RoRo.
Kaśka z Miśkiem natrafili na wojskowy transport, ale gogle Kaśki pokazały podwyższony poziom promieniowania, wobec tego ominęli go.
Most był zwalony i nie dawał szansy na przeprawę a w powrotnej drodze natknęli się na stado dzikich psów i musieli przeczekać dzień na drzewie aż sobie pójdą.
Misiek ustrzelił z daleka jelenia, co w końcu odciągnęło psy.
Ciekawsza okazała się wyprawa Beny i Fryka,
Dotarli do jednostki i poza amunicją i kilkoma karabinami wyglądającymi na sprawne, znaleźli drony wraz ze stanowiskiem ich kierowania.
Sprzęt wyglądał na sprawny.
Robert zapakował swoje rzeczy i wyruszył, żeby spróbować je uruchomić.
Podczas gdy Robert szedł, dwójka przeszukiwała teren i zaznaczała ciekawsze rzeczy.

16. W Miasto ***


Rano Robert wstał wcześniej, jak co rano sprawdził jak wygląda jego stopa.
Zrastało się.
Nastawił wodę i stwierdził, że się ogoli bo broda zaczęła mu przeszkadzać.
Maszynkę znalazł wcześniej w jednym ze sklepów.
  • Co robisz ? - Zapytał obudzony Karol
  • Golę się
  • Po co ? Będziesz wyglądał jak duch, u nas nikt się nie goli.
  • Jak duch ?
  • No na obrazach na ścianach są ludzie z dawnego czasu, mówimy na nich duchy.
Robert uśmiechnął się, już wiedział dlaczego bandyci mówili na Andrzeja duch.
Andrzej był jedyną osobą w obecnym świecie, którą widział ogoloną.
Przeżylcy wyglądali jak przerośnięte krasnale, właściwie przerośnięte to było za dużo powiedziane.
Średnia wzrostu nie przekraczała 150cm i Robert z niecałym metr osiemdziesiąt wyglądał przy nich jak olbrzym.
  • Przyzwyczaiłem się w dawnych czasach
  • Jasne.
Zjedli resztkę gotowanej wiewiórki, nic innego już im nie zostało.
  • To idziemy szukać.
Budynek był bardzo duży, metodycznie sprawdzali pomieszczenie po pomieszczeniu.
Znaleźli zestaw kostek pamięci, Robert wrzucił je do kieszeni do sprawdzenia na później.
Elektroniczne zamki nie trzymały, widać inny system niż na komendzie w Płocku.
Było trochę broni, ale nie nadawała się do użytku.
Nawet naboje w magazynkach były pordzewiałe i strach było ich ruszać.
W jednym z pomieszczeń szafie znaleźli siedem krótkofalówek satelitarnych razem z małymi panelami solarnymi.
Baterie były rozładowane ale, nie powinno być problemu z ich naładowaniem.
Jeżeli panele działały.
Satelity działały, bo sygnał GPS cały czas pomagał Robertowi.
A z dotychczasowego doświadczenia wynikało, że elektronika w metalowych szafach przeżyła kataklizm.
W garażu w jednej ze stojących furgonetek natrafili na zapakowane kartony.
  • Gogle ? - zapytał z nadzieją Kacper
  • chyba niestety nie, ale też się ucieszysz.
W paczkach były duże okulary, podobnie jak gogle posiadały sterowanie światłem i pozwalały na widzenie w każdych warunkach.
Nie podświetlały niczego, nie miały modułów podłączania zewnętrznych akcesoriów ani skanerów medycznych i środowiska.
Miały kamerki i ekrany, można było na nie wysyłać obrazy i miały możliwość pokazania mapki.
  • Dwadzieścia trzy pary okularów, to się naprawdę przyda.
Do zestawu był dołączony tablet, nie był to komputer z prawdziwego zdarzenia ale lepsze to niż nic.
W stojącym obok hummerze Robert znalazł jeszcze dużą skrzynkę naboi do karabinu i dwa zwykłe granaty.
Znalazł jeszcze wojskowy panel słoneczny, w technologii jak jego gogle.
Panel ładował się bardzo szybko, dużo szybciej niż cywilny, którego dotąd używali i miał dziesięć razy pojemniejszą baterię.
Przydatne znalezisko.
  • Chyba mamy wszystko co na razie nam potrzebne.
Poszli ze zdobyczami do pomieszczenia, gdzie nocowali.
Robert podłączył okulary dla chłopaków i wytłumaczył im jak to działa.
Najbardziej byli zaskoczeni mapą.
Robert przerzucił im współrzędne do domu Andrzeja.
Było dużo pytań, bo Kacper postanowił pozaznaczać tereny piszczaków.
Krótkofalówki działały.
  • A właściwie po co one ? Przecież nas słychać ?
  • Jak jedną zostawimy Ani i wrócimy tutaj, to też będzie można z nią rozmawiać.
Przeszli jeszcze raz do piwnic, tym razem chłopaki używali okularów. Chciał, żeby się z nimi oswoili.
Ponowna wyprawa do piwnic też przyniosła sukces, bo znaleźli wprawdzie zardzewiały pistolet ale za to z dużym tłumikiem, który dało się przyczepić do pistoletu Roberta.
Potem weszli na dach, żeby wyznaczyć najlepszą trasę.
Karol obserwował teren przez lornetkę.
  • Tam ktoś idzie.
  • Gdzie ?
  • Podświetlę Ci.
Robert powiększył sobie obraz.
  • Trzech, Kacper zobacz w celowniku, opuśćcie głowy, z tak daleka raczej nas nie zauważą ale lepiej nie ryzykować.
Bandyci, co można było rozpoznać po czerwonych szmatkach na ramionach, szli na południe.
Cicho i sprawnie pokonując teren.
Robert zaznaczył cel i poinformował system że taki z czerwoną opaską to wróg.
Było to proste, bo zarówno wojsko jak i policja używało opasek przy szkoleniu do oznaczania grup.
Teraz cała trójka podświetlała się automatycznie zarówno w goglach jak i w celownikach karabinów.
  • Co robimy ?
  • Nic, zaczekamy aż przejdą i postaramy się nie zostawiać śladów.
Czekali pół godziny, aż tamci przeszli, potem załadowali ciężkie plecaki i poszli w kierunku domu Andrzeja.
Droga zajęła im cztery dni, szli szykiem, powoli, Robert chciał wyrobić w sobie odruch skradania się.
Polowali na króliki, ale starali się robić to tak, żeby wykorzystać sprzęt, czyli jeden zaznaczał a drugi strzelał.
Tłumik do pistoletu Roberta sprawdził się dobrze, wystrzału praktycznie nie było słychać, coś jakby głośniejsze westchnienie.
Kilometr od celu złapał sygnał z gogli Kaśki, strasznie się ucieszyła i powiedziała, że zawoła psy i wyjdzie im na spotkanie.
Zamigał sygnał Andrzeja, przywitał się.
Robert połączył ich z komunikatorami i okularami chłopaków w grupę i idąc rozmawiali wszyscy.
Na spotkanie poza Andrzejem i Kaśką, wyszła Bena i Fryko.
Przejęli od nich część sprzętu, w tym kilka upolowanych królików i razem poszli do domu.
Na miejscu czekała już ciepła woda i dobre jedzenie.
Wykąpali się i przy jedzeniu opowiedzieli wszystko co się im zdarzyło.
Okazało się, że na miejscu też nie próżnowali.
Andrzej dodawał do bazy znane mu rośliny jadalne i lecznicze a Kaśka pomagała mu je znajdować.
Reszta uczyła się jak i kiedy z nich korzystać.
Na naradzie z Anią i Siwym ustalili, że czwarty karabin dostanie Bena z tym, że Bena go nie chciała, wolała swój łuk, którego była pewna.
Drugim dobrym kandydatem była Kaśka, ale ona też nie pałała entuzjazmem do nowej broni.
Wolałaby raczej pistolet, bo karabin wydawał jej się za duży a i tak chodziła z dzidą.
Robert był trochę zdziwiony, bo myślał, że broni mają naprawdę zbyt mało.
Kolo wolał swoją strzałkę – rodzaj kuszy z plastikowej rury.
Następnym z bardziej dorosłych był Fryko, który aż się rwał do nowego wobec tego on dostał karabin i przydział naboi.
  • Co robimy dalej
  • Myślę, że nie jesteśmy gotowi na bandytów, trzeba przeszkolić towarzystwo z całego sprzętu który przynieśliśmy i pracy w grupie. Poza tym stopa mnie nadal boli i muszę zaczekać aż się całkiem zagoi.

czwartek, 30 lipca 2015

15. W Miasto


Przeżylcy wyszli rano zgodnie z planem.
Robert wyświetlił na mapie wszystkie posterunki policji.
Trzeba było zaplanować co właściwie robią i co potrzebują.
Dotychczasowe miejsca były „spalone”, ktoś z wziętych do niewoli mógł o nich powiedzieć, także trzeba było znaleźć nową bazę na składowanie ewentualnych zdobyczy.
Rozważali z Kacprem dobre miejsce, z dala od piszczaków i od rzeki gdy ktoś na górze krzyknął
  • Jest tam kto ?
Robert natychmiast wyciągnął pistolet i odbezpieczył, Kacper złapał dzidę.
  • A kto pyta ?
  • To ja Karol, z Wilsona.
Wyskoczyli do niego, tak, że się przestraszył.
Wyglądał na kilkanaście lat, ale jak to przeżylcy, był dość niski a przy okazji strasznie ubłocony i przemoczony.
Robert wcześniej go nie widział.
  • Karol ? - krzyknął zdumiony Kacper – Ocalałeś, co się tam u was właściwie stało, bo Bena mówiła, że was tam już nie ma.
  • Zeńkę zabrali, resztę zabili, byłem sprawdzić pułapki i usłyszałem krzyki jak już wracałem, wlazłem na dach jednego z dużych domów i widziałem jak wychodzili, potem jeszcze zszedłem do domu i wszyscy byli zabici.
  • Ilu ich było ? Umiesz liczyć ?
  • Umiem i czytać też umiem - powiedział zdziwiony – tych zabitych? Wszyscy.
  • Tych bandytów
  • Siedmiu, łatwo ich poznać bo mają takie czerwone szmatki na ręku zawiązane.
  • Jaką mieli broń ?
  • Bardzo duże noże i pałki a dwóch miało oszczepy.
  • Nie widzieli Cię ?
  • Na pewno nie, ale na wszelki wypadek przeszedłem do Gdańskiego i wodą w metrze przeszedłem do Ratusz-Arsenał.
  • Ale przecież tam obok są piszczaki !
  • Dlatego wiedziałem, że mnie nie znajdą, lepsze znane piszczaki niż obcy zabijacze. Jak się piszczakom zrobi hałas gdzieś z boku to ominą.
  • Długo tam siedziałeś ?
  • Dwa dni.
  • Kacper, a właściwie kiedy napadli na Wilsona ?
  • Tego samego dnia co zniknęliście z Kaśką.
  • Dobra, młody, idziemy stąd, dołączysz do nas.
  • A gdzie reszta ? Też zabili ?
  • Nie, uciekli w bezpieczne miejsce a my zostaliśmy, żeby znaleźć lepszą broń.
  • Aaa takie maczugi jak ci bandyci mieli ?
  • Coś dużo lepszego.
  • Umiesz polować ?
  • Jasne, robię to od lat.
  • To idziemy.
  • Ale kiedy ja cały mokry jestem, myślałem, że jakieś ciuchy w centrum dostanę.
  • Na razie chodź w mokrych, znajdziemy coś, musimy stąd uciekać, dobrze, że deszcz zaczął padać bo mokre ślady zostawiasz.
  • Zaczniemy od tego, że poszukamy młodemu ciuchów a jak się przy okazji coś znajdzie z tego co szukamy to też dobrze.
  • Mięliśmy wybrać bazę na składowanie.
  • Jak będzie co składować to wtedy się nad tym zastanowimy
  • Bierzemy rowery ?
  • Nie, za dużo hałasu a chcemy być niewidoczni, szybciej wypatrzymy, że ktoś idzie jak będziemy szli wolno.
  • Robert, a właściwie w którą stronę idziemy ?
  • Docelowo do sztabu generalnego tam od Batorego a po drodze mamy kilka komend policji, pierwsza na Filtrowej.
  • No to na co czekamy ?
Zabrali plecaki i wyszli w kierunku Chałbińskiego, żeby potem Nowogrodzką dojść do filtrowej.
Po jakimś czasie, jak spłoszyli stadko saren, Robert zatrzymał ich.
  • Panowie, robimy tak, ja idę pierwszy jakiś kawałek, wy stoicie i rozglądacie się czy kogoś nie ma, ale nie razem, każdy z innej strony i kucać.
    Jak dam znać to za mną idzie Kacper, A Karol Ty się patrzysz do tyłu, żeby nas nie zaskoczyli. Potem jak Kacper da ci znać to idziesz, a Kacper czeka i patrzy na ciebie i okolicę z dzidą w ręku.
  • Ale ja nie mam dzidy, jak na mnie ktoś skoczy ?
  • Weź moją, ja nie potrzebuję, mam pistolet, w moich rękach będzie skuteczniejszy niż dzida, której nigdy nie używałem.
  • Dzięki.
I tak po kawałku doszli do Raszyńskiej.
  • Robert, ale ty strasznie hałasujesz jak idziesz, dobrze, że deszcz pada, to się tak nie niesie.
  • No nie mam praktyki ale się staram
  • Inaczej stawiaj stopy, najpierw delikatnie oprzyj podeszwę buta, tak żeby cała stopa stała równo, a dopiero potem przenieś na nią ciężar ciała.
  • Ale to strasznie wolno się idzie
  • Jak nabierzesz wprawy będzie szybciej, ja też na rowerze nie zacząłem jeździć od razu. Zresztą nigdzie nam się nie spieszy.
  • Młody jest przemoczony, trzeba go wysuszyć bo się przeziębi.
  • Co prawda to prawda.
Doszli do komendy.
Budynek był dokładnie obrośnięty roślinnością, to była południowa ściana.
Nigdzie nie widać było tabliczki.
Wyglądało to jak normalny, :cywilny” dom.
  • Chyba jednak komendy tu nie było, muszę mieć stare dane, ale wchodzimy, może Karolowi znajdziemy jakieś rzeczy, tylko wchodźcie tak, żeby nie zostawić śladów, że ktoś tu wchodził, dobrze, że drzwi otwarte.
  • Ale ja wszystko widzę, te gogle są specjalne, chodźcie za mną.
Poszli na górę, żeby ich nie było słychać, w mieszkaniu na pierwszym piętrze okna wypadły i widać było, że teren przejęły ptaki.
Robert szukał pomieszczeń z oknem, które można było otworzyć.
Drzwi były pozamykane, i używając wytrycha zaczął się do jednych dobierać.
  • To ja spróbuję otworzyć te drugie, Karol, ty masz wytrychy ? Umiesz otwierać ?
  • Najlepszy jestem
Okazało się, że rzeczywiście był najlepszy, tylko jemu się udało a nie chcieli hałasować i otwierać łomem.
  • To otwórz jeszcze pozostałe a ja sprawdzę to mieszkanie, Kacper pilnujesz i patrzysz się, żeby nas nic nie zaskoczyło.
Robert wszedł, w mieszkaniu było duszno i wilgotno, przedostała się gdzieś woda i na ścianie rozrosła się ogromna czerwonawa grzybnia.
Na krześle siedziały pozostałości byłego właściciela a drugi szkielet leżał w łóżku.
Gogle zaczęły migotać i informować o powietrzu niebezpiecznym do oddychania.
Robert wyszedł .
  • I jak ?
  • To nie dla nas, sprawdźmy pozostałe.
W drugim było sucho i było opuszczone przez poprzednich mieszkańców, nadawało się na chwilowy postój.
  • Chodźcie tutaj
  • A to trzecie ?
  • A otworzyłeś ?
  • Tak, to zaraz sprawdzę, na razie chodźcie.
Robert otworzył okno od podwórka, przesunął stół pod ścianę, wynalazł w kuchni jakiś duży garnek postawił go na środku do góry dnem.
Na garnku postawił już znaną pokrywkę od menażki i dwa kubki z kuchni.
  • Co robisz ?
  • Zagrzejemy wody
  • Bez drewna ?
  • Bez drewna – Robert nałożył pastę rozpałkową, podpalił a na kubkach postawił menażkę z wodą do której wrzucił trochę mięty.
  • Fajne, prawie dymu nie robi.
Narzuta na kanapie wyglądała całkiem solidnie.
Dał Karolowi ręcznik.
  • Rozbierz się, wytrzyj i owiń tą narzutą, nie podchodźcie do okna. Ja poszukam jakiś ubrań bo widzę po ciemku a ty Kacper przypilnuj ognia.
Ubrania jakieś były, ale głównie damskie, przeszedł do drugiego mieszkania.
To również było w dobrym stanie, Okna całkowicie zasmolone pyłem, ale ciemność mu nie przeszkadzała.
Miał szczęście, trafił na pokój jakiegoś nastolatka i znalazł trochę ciuchów.
W najlepszym stanie były jakieś podkoszulki. Skarpetki były w opłakanym stanie, wszystkie elastyczne elementy puściły ale takie i tak lepsze niż żadne.
Znalazł kilka par czarnych jeansów, w szafie natknął się na mundurek harcerski i bojówki.
Nie było żadnej solidnie wyglądającej kurtki.
Wrócił i położył całość znalezisk na podłodze.
  • Wybierz sobie, może coś będzie pasować
Kacper wiercił dziury w metalowym kubku małą ręczną wiertarką.
  • Co robisz ?
  • Lepszą kuchenkę niż ta twoja, zobacz, jak się w środku rozpali to można postawić garnek na górze a przez dziury będzie leciał ogień
  • Sprytne
  • Dzięki, w takich różnych patentach jestem dobry, dlatego właśnie zostałem mechanikiem.
  • Długo tu zostajemy ?
  • Niech się Karol przebierze i daj mu coś zjeść z naszych zapasów, ja jeszcze pogrzebię w szafach.
Wrócił, w szafie, gdzie był mundurek, był też śpiwór a za śpiworem wciśnięta była kurtka kangurka i menażka i mały plecak.
Zabrał zeszyt w kratkę, i kilka ołówków.
Gdzieś na półce zobaczył atlas samochodowy i obok wciśnięty plan Warszawy.
Zabrał plan.
Więcej nic ciekawego nie było.
  • Karol, kurtka i menażka, nie wiem czy masz.
  • Mam kubek, menażka się przyda a śpiwora potrzebuję tylko na razie, niech mi tylko ponczo wyschnie. Ten plecak jest nawet lepszy od mojego, bo mój też mokry.
  • To weź te suche a te mokre rzeczy po prostu zostawisz.
Rozłożył plan miasta i zaznaczył ołówkiem miejsca, gdzie miały mieścić się komendy policji i jednostki wojskowe.
Rozrysował trasę.
Najbliższe było dowództwo sił powietrznych przy Żwirkach, potem Komenda przy Bitwy Warszawskiej, potem jednostka przed lotniskiem i dalej trasa zawracała do komendy głównej przy Puławskiej, potem dalej komenda straży granicznej i na koniec sztab generalny.
Zrobił takie duże koło, bo pamiętał, że okolice Pól Mokotowskich są zajęte przez piszczaki.
  • Może tak być ?
  • Czemu nie, ale mieliśmy nie wracać na Chopina
  • Podejdziemy tam bardzo ostrożnie i tylko do tej jednostki
  • Ja tam wielokrotnie byłem, tam nic nie ma, czego właściwie szukamy ?
Robert wyjął pistolet, wysunął magazynek, pokazał pociski.
  • O takich małych i pistoletów albo karabinów.
  • A takie to są – powiedział patrząc na naboje – takie też i dużo takich większych, odzyskiwałem z nich ołów do sklejania metalu. Pistoletów nie szukałem a karabin jak wygląda ?
  • O gdzieś taki i też ma taką rączkę jak pistolet.
  • Chyba widziałem, ale nie jestem pewien
  • A gogli nie było, takich jak moje ?
  • Nie, na pewno nie, bo okulary to zawsze były potrzebne.
  • Tak czy inaczej mamy jeszcze kawałek, postaramy się podejść gdzieś blisko i może sam tam wejdę w nocy.
  • W nocy ? Po ciemku ? Każdy zauważy światło.
  • W tych goglach widzę w nocy.
  • Robert a co z Zeńką ? - zapytał Karol.
  • Jak jej nie zabili od razu, to pewnie przeżyła. Najpierw postaramy się pomyśleć o grupie a dopiero potem pójdziemy szukać Zeńki.
  • To możemy już iść, te spodnie trochę za długie, ale podwinąłem.
  • To chodźmy, tak jak poprzednio, ja przodem, postarajcie się nie narobić śladów przy wyjściu, może to miejsce się jeszcze kiedyś przyda.
Ruszyli tak jak poprzednio, Robert przechodził od drzewa do drzewa starając się nie robić hałasu.
Do budynku doszli prawie po godzinie, Drzwi były zamknięte ale nie na zamek, Robert podstawił kosz do śmieci w ten sposób, żeby narobił hałasu jakby ktoś wchodził.
Skanery nie pokazywały ani ruchu ani ciepła, nie było śladów.
Sprawdzali pokój po pokoju, właściwie nic ciekawego nie było.
W jednym znaleźli pas z doczepioną kaburą taktyczną, Robert nosił swój w kieszeni, na pasie było dużo wygodniej.
W końcu na drugim piętrze w szafce znaleźli ułożone mundury polowe.
Robert wymienił swoją kurtkę, a spodnie wrzucił do plecaka, Kacprowi też się spodobało maskowanie.
W szufladzie biurka były jakieś papiery, Robert sięgnął głębiej i znalazł kostkę pamięci do gogli.
  • Zaczekajcie chwilę, zobaczę co to
Podłączył na kabelku jeden z zewnętrznych modułów, podłączył kostkę.
Działała, miał zestaw sterowników do obsługi standardowych elementów wyposażenia.
Czym by te elementy nie były, jak będą mieli szczęście to może okaże się później.
Widać było, że budynek był opustoszały i nikt nie miał powodu, żeby to zostawiać ani trzymać broń.
Poszli dalej.
Dotarcie do komendy na Bitwy Warszawskiej zajęło im trochę dłużej, bo Grójecką w stronę centrum maszerował jeż. Dobrze, że szli bardzo ostrożnie i ich nie zauważył, przesiedzieli chwilę na daszku przed teatrem.
Na daszek było łatwo wejść po jednym ze zwalonych drzew.
Robertowi nadal trudno było uwierzyć jak inaczej to miasto wygląda.
Na komendzie prawie powtórzył się ten sam scenariusz co w Płocku.
W jednym z gabinetów stał sejf, tym razem Kacper go otworzył, zamek nie był jakoś bardzo skomplikowany.
Ale w sejfie nie było gogli, za to były komunikatory, takie do kilometra z laryngofonem i słuchawką do ucha.
Pasowały do gogli i goglami można było je skonfigurować a przyczepiony jeszcze w Płocku panel pozwolił je naładować.
Komunikatorów było osiem.
Robert naładował trzy, do gogli podłączył słuchawkę, bo to zawsze ciszej niż słuchać przez głośniczek.
Pokazał chłopakom jak tego używać, bardzo się cieszyli, bo teraz jeden mógł stać na straży i cicho powiadomić o ewentualnym niebezpieczeństwie.
Na mapce pokazały mu się zielone punkciki w miejscu gdzie byli.
Robert znalazł kamizelkę taktyczną wiszącą w jednej z szafek, założył i dopasował do siebie,
kaburę przypiął z przodu, tak żeby było mu wygodniej.
Kamizelka miała ładownice, ale magazynek miał tylko jeden, nadal nosił dwa kilo naboi.
  • Jak jest kamizelka, to może się i jeszcze coś znajdzie.
Po chwili znalazł jeszcze trzy nowe na dnie szafki, jedna była mniejsza, damska, dopasował ją dla Kacpra.
  • To niewygodne jest i za długie – Kacper nie pałał optymizmem.
  • Mi pasuje, jak nie widzicie potrzeby to nie bierzemy
  • Zostawiamy, może się coś przydatnego znajdzie.
Poszli szukać dalej,
W końcu znaleźli magazyn broni.
Widać było, że w obliczu kataklizmu policjanci zabierali co mogli.
Ale nie było tak źle, Robert znalazł dwa magazynki pasujące do jego pistoletu i paczkę stu naboi.
To by było na tyle.
Wyszli na zewnątrz i Robert chciał uzupełnić zapas smaru rozpałkowego w jednym z samochodów i coś go tknęło,
To był radiowóz i postanowił go przeszukać.
W schowku był pistolet, ale całkiem pordzewiały.
Ruszyli dalej.
  • Panowie, postaramy się dziś dojść do Hynka, może do 17 Stycznia po drodze może coś upolujemy, bo przyda się na później.
  • Ale mieliśmy nie rozpalać ogniska.
  • Ugotujemy na kuchence.
Robert aktywniej przyglądał się tropom zwierząt.
  • Karol, chodź cicho do mnie - powiedział przez radio. - zobacz tu jest świeży trop jakiegoś małego zwierzaka, widzisz ?
  • Widzę, to chyba kuna
  • Podejdziesz ją
  • Postaram się, a wy ?
  • Zobacz, tu z lewej jest budynek i wejście, zaczekamy na piętrze.
  • Dobra
Po pół godzinie wrócił Karol z upolowanym zwierzakiem.
Było to rude z czarnymi paskami i może rzeczywiście przypominało kunę.
Robert zrobił zdjęcie i podłączył w bazie do zapisanego wcześniej tropu.
  • Idziemy dalej ?
  • Tak, chodźmy.
Poruszając się bardzo powoli, po dwóch godzinach dotarli do Hynka
i w jednym z bloków na Tańskiego rozbili obóz na noc.
Już po ciemku Robert wszedł na dach i przeczesał całą okolicę używając czujników podczerwieni i ruchu.
Widział ptaki śpiące na drzewach, gdzieś przemykał się kot a dalej pasło się stado dzików.
Nie było śladu obecności człowieka.
  • Dobry znak – pomyślał.
Zszedł na dół do chłopaków.
Położył panel na dachu, zanim wyjdą to rano trochę się podładuje.
  • Ja idę
  • A my ?
  • Jest już sucho, przenieście się na dach, tylko starajcie się, żeby was nie było widać i będziecie na mnie czekać.
  • A nietoperze ?
  • No dobra, to siedźcie tutaj, możecie się zdrzemnąć, jak będę wracał to dam znać przez radio, zablokujcie drzwi.
  • Tak po ciemku ?
  • Po ciemku, tak bezpieczniej, oni mogą gdzieś tu być.
Wyszedł w mrok, jak dotarł do 17 Stycznia zdał sobie sprawę, że tuż obok był sklep turystyczny, trzeba będzie go sprawdzić, ale na razie broń.
Kacper narysował mu wcześniej w zeszycie plan, gdzie leżą skrzynki z amunicją.
Zanim wszedł do wskazanego hangaru sprawdził, czy nie ma żadnych śladów od strony terminalu.
Pusto, nie było śladu życia.
Przeszukał hangar.
W opisanym przez Kacpra miejscu stały skrzynki z amunicją.
Było tego naprawdę dużo, ale tak jak mówił Kacper, gogle podpowiedziały, że to 5.56.
Do pistoletu znalazł paczkę stu naboi.
Znalazł kilka HK416 stojących w szafce, ale były tak zardzewiałe, że zabieranie ich nie miało najmniejszego sensu.
W końcu w jednej ze skrzynek znalazł cztery metalowe kasetki w środku pierwszej wyściełanej gąbką leżał karabinek MSBS 12/3, z dużym tłumikiem i dwoma zapasowymi zamkami.
W skrzynce była kostka pamięci, ale stwierdził, że ją przejrzy jak wróci.
Robert sprawdził pozostałe kasetki, w ostatniej była wersja karabinka z długą lufą.
W mniejszych kasetkach leżały przyrządy celownicze.
Znalazł też lornetkę, jemu nie przydatna ale byli tu we trzech.
Karabinki ważyły około czterech kilo każdy, z oprzyrządowaniem około pięciu.
Razem jakieś 20 kilo.
Zapakował całość do plecaka owijając w materiał, wycięty z leżącego tu spadochronu.
Znalazł zestaw do czyszczenia broni, w puszkach była oliwa.
Zapakował naboi ile się dało i wrócił do obozu.
  • Chłopaki wracam, otwórzcie drzwi.
  • Masz, znalazłeś ?
  • Znalazłem, ale jeszcze tam muszę wrócić.
Wypakował znalezisko.
  • A po co wracać ?
  • Chcę zabrać jak najwięcej naboi, a może jeszcze coś znajdę.
  • Karol, ty jesteś myśliwym, trzymaj lornetkę
  • Dzięki, Bena taką miała, a ja nigdzie nie znalazłem.
Robert napił się wody, założył pusty plecak i wyszedł.
Po drodze widział tylko własne ślady ale i tak starał się iść jak najciszej.
Zapakował pół plecaka naboi, czyli wszystkie pozostałe.
Nic tu więcej nie było.
Wyszedł na zewnątrz gdy w goglach zamigała mu ikonka sieci.
Stanął, sprawdził, gdzieś w okolicy musiała działać kamera ale nie mógł się z nią połączyć, nie miał klucza.
Przydałby się normalny komputer, ale wszystkie, które dotąd oglądał miały wylane baterie.
Zresztą co zrobi mając kompa, pomyślał. Przecież i tak nie złamie zabezpieczeń.
Trzeba będzie tu jeszcze raz wrócić.
Zaniósł zdobycze do obozu.
  • Jeszcze będę musiał tam wrócić.
  • Coś znalazłeś ? Miałeś miejsce, dlaczego nie przyniosłeś ?
  • Tam gdzieś jest działająca kamera, chcę ją sprawdzić.
  • Co to kamera ?
  • Takie oko, co patrzy i może będę go mógł użyć
  • To wracasz ?
  • Nie dziś, już jestem za bardzo zmęczony.
Poszli spać.
Rano obudziło go jak Kacper gotował na swojej nowej kuchence.
  • Długo spałeś
  • A gdzie Karol ?
  • Poszedł się rozejrzeć.
Robert zjadł kawałek wędzonego mięsa, popił wodą i zaczął rozpakowywać karabiny.
Na kostkach pamięci były instrukcje, a jak się okazało sterowniki, które wcześniej znalazł pozwalały na podłączenie celowników.
Tylko baterie celownikach były całkiem rozładowane.
  • Kacper , przyniesiesz z dachu panel ? Ja tu jeszcze posprawdzam.
  • Dobrze.
Robert przejrzał  instrukcje. Wyczyścił broń, Podłączył przyniesiony panel do jednego z celowników i naładował go w połowie.
Zarejestrował celownik w goglach.
Dla siebie wybrał karabinek z dłuższą lufą, i tak nie chodził zbyt cicho, to zawsze lepiej być w bezpiecznej odległości od ewentualnego wroga.
Potem zaczął ładować magazynki.
Wrócił Karol, upolował wiewiórkę Jak na standardy Roberta wiewiórka była bardzo przerośnięta, tak ze trzy kilo a przy okazji okazało się, że sam natrafił na okoliczny sklep i znalazł kilka ręczników szybkoschnących i siedem latarek na korbkę.
  • A to dla Ciebie – dał mały pakunek Robertowi
  • Co to ?
  • Dobre ponczo, najlepsze jakie widziałem, nie będziesz potrzebował śpiwora.
Ponczo z dużym kapturem było cienkie, ale ciepłe, jeden z ostatnich przed kataklizmem wynalazków.
Było dwustronne, jedna strona z maskowaniem leśnym, zielonym a druga z czarno-białym.
Robert zdjął kamizelkę taktyczną, która właściwie mu przeszkadzała. Przymierzył ponczo, zapiął na nim pas na który przełożył ładownice i kaburę.
Wyglądało na to, że sposób ubierania się przeżylców był bardziej przemyślany i po prostu dużo wygodniejszy do warunków w jakich żyli.
  • Chłopaki mała zmiana trasy.
  • To znaczy ?
  • Idziemy tu na Puławską do komendy głównej ale potem pójdziemy na strzelnicę na Warszawiankę i spróbuję nauczyć was z tego strzelać.
Twarze rozjaśniły się w uśmiechu.
  • Karol, pamiętaj, żebym wieczorem podłączył twoją lornetkę do panelu
  • Po co ?
  • Bo to wojskowa, ma wykrywanie osób, zresztą wszystko Ci pokarzę, na razie bez prądu działa jak każda inna.
  • Dobrze, będę pamiętał.
Ruszyli.
Teren był trudny, przedzierali się przez zawalone domy bo na drodze między wrakami samochodów wyrosły straszne ilości krzaków.
Karol teraz szedł w środku i szeptem pomagał Robertowi wybierać dobrą drogę.
Chodzenie ulicą groziło zgrzytnięciem jakiejś blachy, omijanie jezdni było cichsze, zwłaszcza, że plecaki robiły się coraz cięższe.
Kilka razy zatrzymywali się.
Robert filtrował wodę zawsze gdy była po temu okazja.
Doszli do komendy o 16:15.
Znaleźli jeden sprawny pistolet, trochę pocisków i dwie puszki kawy.
Ciekawym znaleziskiem było pięć granatów hukowych.
Robert jeszcze nie miał pomysłu jak je wykorzystać.
Chodzenie w szyku zaczęło wychodzić im całkiem sprawnie, bardziej jak odruch niż jak coś sztucznego.
Stwierdzili, że na noc zostaną gdzieś przy Naruszewicza, w komendzie było za dużo trupów.
Trzeba było iść bardzo ostrożnie, Od królikarni ciągnęły się tereny wyryte przez piszczaki.
Znaleźli odpowiednie mieszkanie i zrzucili sprzęt.
  • Kacper, poszedłbyś po pastę do kuchenki ?
  • Zebrałem zapas jak spałeś, rano
  • Super.
  • Robert, miałem Ci o lornetce przypomnieć.
  • To chodź, zobaczymy czy działa.
Lornetka po naładowaniu pozwalała na przełączanie się w tryb nocny z wyszukiwaniem celu.
Co więcej po podświetleniu celu Robertowi pokazywał się on wyraźnie oznaczony w goglach, nawet, gdy był za murem.
Karol bardzo się cieszy, nigdy czegoś takiego nie widział.
  • Co robimy jutro ? - zapytał Kacper – może uda nam się taką znaleźć dla mnie albo gogle
  • Jak się uda będzie super, na razie planowałem nauczyć was strzelać, zaczekaj, właściwie to celowniki karabinów powinny mieć takie same możliwości.
Robert posprawdzał w instrukcji i okazało się, że miał rację.
Celowniki były lepsze, w nich tak samo jak w goglach podświetlały się cele zdefiniowane przez grupę. Testowali to przez okno na piszczakach.
Chłopaki długo jeszcze mierzyli z broni do różnych celów, bawiąc się możliwościami.
Robert na wszelki wypadek nie dał im amunicji.
  • Co rysujesz ? - zapytał Kacper
  • Te granaty hukowe, jakby zrobić taką pułapkę, żeby odpalała granat, to powinna zwabić wszystkie okoliczne piszczaki.
  • Po co to ? To musiałoby być straszne, zresztą piszczaki ogryzłyby wszystko do kości i nie mięlibyśmy nic do jedzenia, tylko granat zmarnowany.
  • To nie na zwierzęta, to na bandytów
  • Nie pomyślałem o tym, to rzeczywiście dobry pomysł, nie trzeba by z nimi walczyć.
  • No właśnie, piszczaki zrobiłyby to za nas, a po śladach nie będzie widać, że to my.
Poszli spać.
Wcześnie rano dotarli na strzelnicę.
Robert zostawił panel słoneczny w krzakach na stercie cegieł.
Na strzelnicy znaleźli wiatrówkę, żadnej innej broni nie było, ale Robert postanowił ją wykorzystać.
Robert nakręcił trzy latarki i postawił tak, żeby podświetlały krzesło ustawione jako tarcza.
Pokazał chłopakom jak celować i zaczęli od wiatrówki, raz jeden raz drugi.
Po kilku godzinach zaczęło im całkiem nieźle wychodzić.
Najpierw celowali w oparcie krzesła, potem Robert poustawiał na krześle drugie do góry nogami a na nogach jakieś puszki.
  • Dobra, czas na prawdziwą broń.
Pokazał jak się ładuje magazynek, jak go się montuje.
Chłopaki kilka razy odpinali i przypinali magazynek, żeby się nauczyć.
Potem pokazał jak się odbezpiecza i poprosił, żeby na razie nie przełączali w tryb ciągły.
Wystrzelali jakieś sto naboi, gdy pozwolił im na jedną serię przełączyć się na ogień ciągły.
Widać było, że byli rozgrzani.
  • Pamiętajcie, nie strzelamy seriami bo szkoda naboi, chyba, że naprawdę jest źle.
Wrócili do strzelania pojedynczego ale teraz Robert podświetlał im cele.
Następne ćwiczenie polegało na tym, że jeden drugiemu po ciemku definiował cel i ten drugi strzelał.
Robert też się uczył. W swoim życiu tylko kilka razy był na strzelnicy, ale w goglach bardziej to przypominało jedną gier, na których spędził niezliczone godziny.
Tłumiki w karabinkach były całkiem dobre, nie było to delikatne puknięcie jak na filmach, bardziej jak uderzenie deską o deskę.
  • Dobra, kończymy strzelanie.
Strzelnica była bardzo dobrze wytłumiona, także korzystając z okazji naładowali latarki, żeby były na później.
  • To teraz gdzie ? - zapytał Kacper z miną dzieciaka na wesołym miasteczku, który właśnie zszedł z diabelskiego młyna, żeby wybrać następną z atrakcji.
Robert wyjął mapę.
  • Tu mamy Sztab generalny a tutaj jeszcze siedzibę BORu, Tu jest jeszcze komenda straży granicznej, ale nie musimy tam iść.
  • Nie wiem co to ten Boru, ale tam nie dojdziemy, piszczaki, zbyt niebezpiecznie.
  • No to idziemy do sztabu.
Ruszyli, tym razem każdy trzymał swój karabin i przez celownik sprawdzali dodatkowo teren.
Kilka razy drogę przebiegło im małe stadko piszczaków w pogoni za jakimś zabłąkanym psem.
W końcu wieczorem doszli do budynku sztabu.
Nie było czasu na szukanie innego schronienia, także obóz rozłożyli w jednym z pomieszczeń na piętrze.
Ustalili, że rano przeszukają budynek a na razie położą się spać.
Jedzenie się kończyło, ale okolica była zbyt niebezpieczna, żeby polować.
Zastawili drzwi biurkiem, starając się nie robić hałasu i poszli wcześnie spać.
Kacper był nastawiony na znalezienie gogli, było to jego celem.
Robert liczył na to, że może znajdzie jakiś działający komputer.
A Karol bawił się lornetką.

środa, 29 lipca 2015

chyba sobie poradziłem z tymi kropkami...

trochę powalczyłem z szablonem bloga i mam nadzieję, że teraz mamy myślniki  w dialogach zamiast kropek.

14. Wilki ***


Wstali rano, zjedli jajecznicę, wybrali i zapakowali rowery i w drogę.
  • Jakbyście gdzieś znaleźli sól, to poproszę powiedział Andrzej żegnając ich w bramie.
Kaśce na początku nie wychodziła jazda na rowerze, bardziej go prowadziła, a jak próbowała jechać to spadała. W końcu zaczęła łapać rytm i mogli poruszać się szybciej.
W Mystrzewicach były resztki mostu ale jakoś dało się rowery przeprowadzić.
Po dwóch godzinach dojechali do starej Poznańskiej, Nawet dało radę jechać, czasem trzeba było zsiadać z roweru i przeprowadzać go przez krzaki ale nie było to wielkim problemem.
Na rowerze stopa aż tak nie przeszkadzała.
O 14:37 zatrzymali się na postój. Zjedli po kanapce z wędzonką i ruszyli dalej.
  • Jak dobrze pójdzie o siódmej będziemy na miejscu
  • Siódmej znaczy której ? Siódma już była
  • O dziewiętnastej, tak się kiedyś mówiło, jak zegary były inne.
  • Musisz mi to później wytłumaczyć.
  • Wytłumaczę i jak znajdziemy jakiś zegarek to Ci nawet pokażę.
W pewnym momencie, gdzieś na wysokości Ożarowa zamigał jeden ze wskaźników.
  • Robert co to ?
  • To chyba radio, zatrzymajmy się
Zatrzymali się i Robert ustawił odbiór
  • Dobra Kacper, to zwijaj się i przychodź - usłyszeli głos Ani
  • Idę, już wszystko zapakowane, radio zostawiam, bo akumulatory za duże
  • Halo Aniu, słyszysz mnie
Nikt mu nie odpowiedział.
  • Gogle chyba nie mają możliwości nadawania na tej fali, będę musiał poczytać instrukcje
  • To jedźmy do nich
O 18:40 byli na miejscu.
W centrum byli wszyscy z Chopina, bo Kacper właśnie przyjechał na rowerze.
Bardzo się ucieszyli.
Robert i Kaśka jedno przez drugie opowiedzieli im co się stało.
Okazało się, że bandyci napadli na Wilsona i już nie było tam nikogo a wszyscy zebrali się w Centrum, żeby się naradzić co dalej.
Chcieli uciec gdzieś dalej od rzeki ale nie wiedzieli właściwie gdzie.
Ustalili, że rano wyruszą do Andrzeja. Robert zaznaczył, żeby nie zostawiali soli tylko zabrali cały możliwy zapas.
Robert narysował im na mapie dokładną trasę. Dodatkowo Kaśka miała ich prowadzić.
Kolo z Beną i Frykiem będą zacierali ślady po przejściu grupy.
Ustalili, że Robert zostanie z Kacprem i spróbują znaleźć jakąś broń palną.
W mieście prościej a przy okazji może Kacper się czegoś nauczy.

13. Wilki

W nocy padał deszcz ale gdzieś nad ranem przestał i wtedy usłyszeli wycie.
  • Wilki
  • Rozpalę ognisko nie podejdą, zresztą mamy dzidy, z wilkiem sobie powinniśmy poradzić.
  • Oprawiałam królika, pewnie wyczuły
Robert wyczołgał się z namiotu, ognisko mimo deszczu jeszcze się tliło.
Dołożył suchych patyków, rozdmuchał. i wrócił do namiotu.
  • Ubiorę się i popilnuję do rana a ty śpij.
  • A jak coś się będzie działo ?
  • To Cię obudzę, mam dobrą dzidę i gogle, wszystko widzę.
  • Dobrze – westchnęła półprzytomnie.
Robert dorzucił kilka większych kawałków i zaparzył sobie kawy.
Do rana był spokój, żadne zwierzę nie zbliżyło się w zasięg wzroku.
Kaśka wstała zaraz po świcie.
Zapakowała plecak i zaczęła składać namiot.
Robert zaparzył mięty, sobie drugą kawę i zagryzł pomidora.
Kaśka dosiadła się do ogniska, zjadła drugiego popiła miętą.
  • Pakujemy się i idziemy ? - bardziej oświadczyła niż zapytała.
  • Jeszcze umyję kubki i ruszamy.
  • Byłbym zapomniała o pułapce.
Pułapka była zniszczona, coś się złapało, ale potem inne coś je zjadło.
Przeszli niecałe dwieście metrów jak zobaczyli ślady dużego stworzenia, wyglądały jak psa.
  • Blisko był i niedawno.
  • Ale nie podszedł, ślad jest całe szczęście w bok.
Poszli dalej, potem jeszcze kilka razy natrafili na takie ślady
Po godzinie drogę zagrodził im rodzaj wału ziemnego.
Według mapy gdzieś przed nimi powinien być dom przy lesie.
Za wale był płot.
Przerzucili plecaki ale mimo wszystko Robertowi ciężko było przez niego przejść ze zranioną nogą.
Już podnosili plecaki gdy z trzech stron wypadły na nich psy.
Dwa były trochę duże a trzeci był ogromny.
Robert miał wrażenie, że to jakaś szybko poruszająca się krowa.
Nie atakowały, a jeden zawył.
  • Stać ! Nie ruszać się ! Sara waruj. Kto wy ? - Jakiś człowiek celował w nich z dwururki.
  • Prze.. Przeżylcy – z ledwością Robertowi przeszło przez gardło
  • Prze.. Przechodzimy tylko, nie mamy złych zamiarów dokończył.
  • O, przepraszam, oni nie chodzą w towarzystwie kobiet ani dzieci, wziąłem was za kogoś innego, Psy do budy, nie bójcie się.- opuścił broń.
Robert odetchnął.
  • Jacy oni ?
  • No bandyci, porywają kobiety żeby im rodziły
  • Nas mało nie zabili
  • Spotkaliście ich ? Mieliście szczęście, chodźcie do domu, zapraszam, jestem Andrzej.
  • Robert i Kaśka.
  • Co ci się stało w nogę ?
  • Pokaleczyłem się
  • Chodźmy do domu, rozgościcie się i wszystko opowiecie, po co tak stać na chłodzie.
Poszli do domu.
Andrzej miał około pięćdziesiątki, pamiętał świat jakim był.
Mieszkał tu od trzech lat, wcześniej mieszkał na wyspie i akurat wypłynął łowić ryby jak przyszli bandyci.
Śledził ich zabił kilku, bardzo się go bali. Pewnego dnia zaskoczyli go jak spał.
Dostał w głowę i nożem po żebrach, całe szczęście ostrze się zatrzymało ale miał rozdarty cały bok.
Obudził się i jakoś opatrzył, wskoczył w schowany kajak i popłynął.
Przeszła mu ochota na zemstę, żony i tak nie mógł znaleźć.
Do tego brzegu przyciągnął go stary człowiek, Stach.
Stach mieszkał tu przed kataklizmem, był leśniczym, miał panele, ogrzewanie na pompy ciepła, polował.
Zaraz po kataklizmie zdołał uruchomić koparkę i usypał wał.
Jeden z jego psów strasznie urósł i tak już było, Sara jest piątym pokoleniem.
Stach usynowił go, umarł dwa lata temu i Andrzej tak sobie tu żyje.
Robert opowiedział ich historię, jakże podobną.
  • Andrzej, a bandyci nie mówili na ciebie Biały Duch ?
  • Skąd wiesz ?
  • Bo jak leżałem nieprzytomny to tak mnie nazwali, czyli prawdopodobnie dzięki Tobie przeżyliśmy
  • Świat jest mały, chcecie ciepłej mięty ?
  • A może masz ochotę na kawę ?
  • Macie kawę ?! Jasne, że mam ochotę na kawę, nie piłem kawy … już kilkanaście lat, dawaj, mam taki mały ekspres, zrobimy sobie espresso.
Andrzej zakrzątnął się przy kuchni, odpalił gaz.
  • Skąd masz gaz ?
  • Z kibelka, ekologiczny, odpady bulgoczą a ja mam na czym gotować, zresztą gaz jest lepszy bo dymu nie widać, nikt mnie nie wypatrzy a jak coś wędzę to w nocy. Z rzeki nikt nie wypatrzy bo za daleko, ale nigdy nic nie wiadomo.
  • Ciepłą wodę też masz ?
  • A dlaczego by nie. Te panele na dachu to od wody.
  • To się dziś wykąpiemy.
  • Zjecie coś ? Wczoraj upiekłem chleb
  • Jak chleb, skąd mąka ?
  • Z żołędzi, trzeba je obrać, gotować w popiele i wysuszyć przed zmieleniem, Stach mi pokazał.
  • Masło też masz ?
  • A mam, i ser mam. mam krowę a za domem biegają kury, także jajka też się znajdą, trochę duże bo kury też podrosły
  • Jak to podrosły ?
  • O tak, - Andrzej pokazał jajko wielkości dwóch pięści.
  • A czym one się żywią ?
  • Glizdy też podrosły, ale głównie wygrzebują krety i nornice.
  • To my mamy trzy pomidory, cztery marchewki, kawałek królika i dziesięć porcji jedzenia w liofilizatach.
  • Zapraszam do stołu, damy radę.
Andrzej nalegał, żeby zostali na dłużej, albo jeżeli im się uda przyciągnęli tu resztę przeżylców.
Był sam, brakowało mu ludzi a szkoda mu było opuszczać tego miejsca.
Po jedzeniu Robert z radością wszedł pod prysznic, dla Kaśki było to całkiem nowe doświadczenie.
Potem Andrzej zdezynfekował mu ranę samogonem, zaszył i opatrzył.
W przeszłości był lekarzem, co prawda o mało przydatnej obecnie specjalizacji, bo alergologiem ale zawsze.
Przyniósł jakieś ubrania.
  • Spodnie i koszule powinny na Ciebie pasować, kurtkę też mam lepszą ale dla Kaśki nic nie mam
  • Naprawdę nie wiem jak mam dziękować
  • A leżały i nie miał kto w nich chodzić.
  • Polujesz ? - powiedział Robert patrząc się na dwururkę.
  • Czasem tak, ale nie muszę, pieski mi przynoszą, Sara właśnie wczoraj przyniosła sarnę.
  • Jutro idziemy dalej, może uda się naszych ostrzec, wiesz jak najprościej dojść do Warszawy ?
  • Zaczekaj wyciągnę mapę i Ci pokażę
  • Nasze gogle są techniczne, mam mapę, zresztą mam nadmiarową parę, załóż to od razu będę zaznaczał.
Andrzej był zdumiony, nie znał takich zabawek, coś o nich słyszał, ale nigdy nie widział.
Podłączyli trzeci zestaw.
  • Musicie iść tędy, bo tu bagno a przez Bzurę najprościej przejść w Mystrzewicach, most stoi.
    W zeszłym roku poszedłem do miasta na szaber liczyłem że znajdę coś ciekawego.
    Rowerem jechałem ze sześć godzin.
  • Masz rower ?
  • Mam dziesięć, Stach kiedyś wypożyczał rowery turystom
  • A będziemy mogli pożyczyć ? Wrócę i oddam, mogę ci te gogle w zastaw zostawić.
  • Dam wam, a po co mi one, tylko te rowery strasznie twarde
  • Twarde ?
  • No bo Stach nie miał dętek i pianką zalał, ale dzięki temu wszystkie dobre.
  • Dzięki
  • Jeszcze sprzętu na drogę sobie dobierzecie, co tam wam potrzeba i wędzonki dam i chleba.
  • Cały sprzęt chyba mamy
  • Robert a co to jest takie do tych okularów, wygląda jakby się na karabinie montowało.
  • Celownik, ale karabinu nie mam
  • A pistolet może być ? Bo mam, i nawet magazynek pełen, może bym się z Tobą zamienił na te gogle.
  • Pokaż, bo ja mam dla odmiany naboje do pistoletu, tylko pistoletu mi brak.
Andrzej przyniósł pistolet, szyny pasowały.
W goglach było widać gdzie poleci pocisk.
Robert zamontował drugi na dwururce Andrzeja.
  • Fajne to jest, wygodniej się celuje, to wytłumacz mi jeszcze co z tymi okularami
Robert skonfigurował okulary dla Andrzeja a Kaśka podłączyła się i uważnie słuchała.

W końcu Andrzej przygotował im pokój i poszli spać w prawdziwej pościeli w ciepłym domku.