Postanowiła iść do
Płocka.
Znalazła tam gniazda
piszczaków i uważała, że częścią jej szkolenia powinno być zachowanie się, gdy
w okolicy są te stworzenia.
Po drodze tropili
króliki.
Gdy nie potrzebowali
jedzenia, Anik używał tępo zakończonych strzał.
Chodziło o to, by
zwierzęciu nie zrobić krzywdy a przy okazji sprawdzić postępy i zbudować
element szkolenia.
Nagrywali na dwa
kaski a Anik w bazie składał z zebranego materiału środowisko szkoleniowe i
poszczególne ćwiczenia.
Bena pokazywała jak
podejść zwierzę, jak je zlokalizować na skanerach.
Zwracała dużą uwagę
na zwyczaje i standardowe zachowania się zwierząt.
Skanery nie mogły
zgadnąć tego, że stado saren spłoszy się czując ich zapach i zacznie uciekać w
grupie.
Pokazała kiedy łoś
może zaatakować człowieka i jak tego uniknąć.
Pokazała jak
rozpoznać tropy bez użycia modułu tropiciel i jak ocenić czas, kiedy zwierzę
tędy ostatnio przechodziło.
Nagrali szkolenie o
polowaniu na dziki z drzewa.
Bena pokazała jak
rozsypać żołędzie, żeby same podeszły pod cel.
Jeszcze przed
wyprawą zebrała kilka małych szklanych buteleczek w które pracowicie wrzucała
drobne monety zabrane od Kacpra.
Kacper prosił
wszystkich o zbieranie monet ale te najmniejsze nie były mu do niczego
przydatne przy jego nowej kuszy.
Buteleczkę
przyczepiało się do grotu strzały za pomocą roztopionego plastiku.
W momencie rozbicia
się na kawałku muru buteleczka tłukła się a monety rozsypywały się robiąc
hałas.
Wykorzystywała ten
pomysł wielokrotnie jak jeszcze przemieszczali się po Warszawie, żeby odciągnąć
piszczaki.
Gdy doszli do mostu,
okazało się, że fala wywołana bombami, pierw z północy a później z południa
bardzo naruszyła konstrukcję.
Na obrazie z drona
nie było tego widać, tam gdzie kiedyś
nawierzchnia zapadła się pod wodę pod spodem nie było już nic.
Musiało to się stać
po przejeździe transportera, bo z tego co wiedziała transporterem nie mieli
problemu z przejazdem.
Widać przejazd był
ostatnią rzeczą, którą wytrzymał most.
Jakimś cudem
wytrzymała jedna z barierek i tylko ona, a właściwie jej poręcz łączyła przęsła
mostu.
Dalej cała
konstrukcja trzeszczała.
Bena zaraportowała
stan do bazy i ustalili, że dopóki się da, spróbują przeciągnąć długą linę, aby
na przyszłość dało się jakoś przejść.
Bena nie miała
takiej liny, także sprawę budowy przeprawy dla innych, trzeba będzie przełożyć
na później.
W zimę rzeka będzie
skuta lodem, powinno być prościej.
Z drugiej strony
zimy były teraz bardzo srogie.
Już padał śnieg
mimo, że dopiero zaczął się listopad a w styczniu i lutym było na tyle zimno,
że nie dawało się oddychać.
Znaleziony termometr
na chopina pokazywał w dzień poniżej czterdziestu stopni mrozu a nocą
dochodziło nie raz do minus sześćdziesięciu.
Bena liczyła na to,
że śpiworki z koradonu zdecydowanie zmienią ich sposób podróżowania zimą.
Koradon nazywali
potocznie puchniakiem a koradon-B sztywniakiem.
Namiot, który
zbudowała miał podłogę z puchniaka, z miejscem na kuchenkę ze sztywniaka na
środku, ściany ze sztywniaka sklejonego z puchniakiem dla izolacji a na dachu
zamykany kominek, który usztywniał się całkowicie, gdy w środku uruchamiała
kuchenkę.
Testowała go kilka
dni, musiała być pewna, że namiot nie zapali się od działającej kuchenki.
Po drodze zbierali
na wszelki wypadek paliwo z napotkanych samochodów.
W końcu doszli do
Płocka.
Piszczaki żyły
dalej, na blokowiskach oni zatrzymali się w domku, w którym wcześniej zatrzymał
się Robert z Kaśką.
Dziś tu przenocują a
jutro dotrą na tereny okupowane przez piszczaki i zastanowią się jak
przygotować tę część szkolenia.
Wieczorem długo
składali zebrany materiał.
Potem zjedli i
położyli się spać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz