Następnego dnia
rozpoczęli naukę obsługi okularów i komunikatorów.
Kacper był dobrym
nauczycielem.
Robert jako
rekonwalescent pilnował domu i zdalnie podpowiadał.
Na tablecie wygodnie
było przejrzeć mapę razem z zaznaczonymi ludźmi.
Próbowali uruchomić
telewizor, ale ten wyraźnie nie chciał współpracować.
Grupa „bojowa”
składała się z Kacpra, Karola, Kaśki, Beny, Kola i Fryko do których dołączyły
nastolatki Misiek i Gosia z centrum oraz syn Ani, Drewniak.
Na początku Kacper z
Karolem prowadzili całą grupę pokazując im skradanie grupowe jak to nazwali.
Potem podzielili się
na dwa zespoły którymi przewodziły Bena i Kaśka.
Po tygodniu zaczęli
pracować parami.
Bena z Frykiem,
Karol z Drewniakiem, Kacper wolał siedzieć w warsztacie i przekazał broń Gosi.
Gosia tworzyła parę z Kolem a Kaśka z Miśkiem, który był jej bratem.
Robert postawił na
zbieranie danych o terenie i użyciu komunikacji.
Dla treningu
zaznaczali na mapie dobre miejsca na postój, drzewa z owocami, leśne barcie i
inne ciekawostki.
Jedna dwójka
zaznaczała, potem inna musiała tam dotrzeć nie zauważona przez trzecią dwójkę.
Jedna z dwójek
zawsze stała na czatach monitorując lornetką teren od strony rzeki.
Zabawa trwała ponad
miesiąc, przy okazji spiżarnia zapełniała się.
Robert wymyślił
sposób przekazywania pozycji każdej z dwójek przez satelitarną krótkofalówkę.
Krótkofalówek było
siedem, Robert zostawił jedną dla siebie, każda dwójka dostała po jednej, jedną
na stałe podłączył do systemu dowodzenia a jedna była nadmiarowa.
Zespoły były gotowe
do wszelkich akcji.
Andrzej pomógł
Robertowi szukać na mapie potencjalnych jednostek wojskowych i komend policji.
Dwie grupy wysłali z
zadaniami a przy okazji były też zamówienia na kawę i mydło.
Kolo z Gosią i Karol
z Drewniakiem zostali w obozie na wszelki wypadek a przy okazji trenowali
sztuki walki, zgodnie ze znalezionymi przez Roberta materiałami.
Z tych kilku kostek
pamięci znalezionych w dowództwie, tylko to było przydatne.
Ale mimo wszystko
Robert przeglądał w wolnym czasie listy rozkazów i sterty instrukcji do
praktycznie wszystkiego co wojskowe.
Robert z Anią,
Andrzejem i Siwym obserwowali grupy na mapie i w przypadku wątpliwości, czy
dana rzecz jest przydatna ustalali razem cel.
Kaśka z Miśkiem
poszli sprawdzić czy przez most w Wyszogrodzie da się przejść. A Bena z Frykiem
do Sochaczewa sprawdzić tamtejszą komendę i jednostkę koło lotniska.
Wędrowali nocami,
był początek Sierpnia i w dzień było trochę za gorąco na zakrywanie całego
ciała.
Robert obserwując
obie dwójki zdalnie, uczył się języka znaków jaki wymyśliła Bena.
Poza znakami dłonią,
język składał się z szeregu syknięć, kląsknięć i kłapnięć zębami.
Chodziło o to, aby
nie wydawać dźwięków charakterystycznych dla żywych stworzeń.
Przy okazji Bena
wyjaśniła Robertowi historię powstania ich pseudonimów, chodziło o to, aby
dźwięki określające człowieka były wyraźne bez użycia dźwięku.
Zrozumiał dlaczego
czasem Bena mówi na niego RoRo.
Kaśka z Miśkiem
natrafili na wojskowy transport, ale gogle Kaśki pokazały podwyższony poziom
promieniowania, wobec tego ominęli go.
Most był zwalony i
nie dawał szansy na przeprawę a w powrotnej drodze natknęli się na stado
dzikich psów i musieli przeczekać dzień na drzewie aż sobie pójdą.
Misiek ustrzelił z
daleka jelenia, co w końcu odciągnęło psy.
Ciekawsza okazała
się wyprawa Beny i Fryka,
Dotarli do jednostki
i poza amunicją i kilkoma karabinami wyglądającymi na sprawne, znaleźli drony
wraz ze stanowiskiem ich kierowania.
Sprzęt wyglądał na
sprawny.
Robert zapakował
swoje rzeczy i wyruszył, żeby spróbować je uruchomić.
Podczas gdy Robert
szedł, dwójka przeszukiwała teren i zaznaczała ciekawsze rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz