Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

piątek, 31 lipca 2015

17. W miasto *** ***


Następnego dnia rozpoczęli naukę obsługi okularów i komunikatorów.
Kacper był dobrym nauczycielem.
Robert jako rekonwalescent pilnował domu i zdalnie podpowiadał.
Na tablecie wygodnie było przejrzeć mapę razem z zaznaczonymi ludźmi.
Próbowali uruchomić telewizor, ale ten wyraźnie nie chciał współpracować.
Grupa „bojowa” składała się z Kacpra, Karola, Kaśki, Beny, Kola i Fryko do których dołączyły nastolatki Misiek i Gosia z centrum oraz syn Ani, Drewniak.
Na początku Kacper z Karolem prowadzili całą grupę pokazując im skradanie grupowe jak to nazwali.
Potem podzielili się na dwa zespoły którymi przewodziły Bena i Kaśka.
Po tygodniu zaczęli pracować parami.
Bena z Frykiem, Karol z Drewniakiem, Kacper wolał siedzieć w warsztacie i przekazał broń Gosi. Gosia tworzyła parę z Kolem a Kaśka z Miśkiem, który był jej bratem.
Robert postawił na zbieranie danych o terenie i użyciu komunikacji.
Dla treningu zaznaczali na mapie dobre miejsca na postój, drzewa z owocami, leśne barcie i inne ciekawostki.
Jedna dwójka zaznaczała, potem inna musiała tam dotrzeć nie zauważona przez trzecią dwójkę.
Jedna z dwójek zawsze stała na czatach monitorując lornetką teren od strony rzeki.
Zabawa trwała ponad miesiąc, przy okazji spiżarnia zapełniała się.
Robert wymyślił sposób przekazywania pozycji każdej z dwójek przez satelitarną krótkofalówkę.
Krótkofalówek było siedem, Robert zostawił jedną dla siebie, każda dwójka dostała po jednej, jedną na stałe podłączył do systemu dowodzenia a jedna była nadmiarowa.
Zespoły były gotowe do wszelkich akcji.
Andrzej pomógł Robertowi szukać na mapie potencjalnych jednostek wojskowych i komend policji.
Dwie grupy wysłali z zadaniami a przy okazji były też zamówienia na kawę i mydło.
Kolo z Gosią i Karol z Drewniakiem zostali w obozie na wszelki wypadek a przy okazji trenowali sztuki walki, zgodnie ze znalezionymi przez Roberta materiałami.
Z tych kilku kostek pamięci znalezionych w dowództwie, tylko to było przydatne.
Ale mimo wszystko Robert przeglądał w wolnym czasie listy rozkazów i sterty instrukcji do praktycznie wszystkiego co wojskowe.
Robert z Anią, Andrzejem i Siwym obserwowali grupy na mapie i w przypadku wątpliwości, czy dana rzecz jest przydatna ustalali razem cel.
Kaśka z Miśkiem poszli sprawdzić czy przez most w Wyszogrodzie da się przejść. A Bena z Frykiem do Sochaczewa sprawdzić tamtejszą komendę i jednostkę koło lotniska.
Wędrowali nocami, był początek Sierpnia i w dzień było trochę za gorąco na zakrywanie całego ciała.
Robert obserwując obie dwójki zdalnie, uczył się języka znaków jaki wymyśliła Bena.
Poza znakami dłonią, język składał się z szeregu syknięć, kląsknięć i kłapnięć zębami.
Chodziło o to, aby nie wydawać dźwięków charakterystycznych dla żywych stworzeń.
Przy okazji Bena wyjaśniła Robertowi historię powstania ich pseudonimów, chodziło o to, aby dźwięki określające człowieka były wyraźne bez użycia dźwięku.
Zrozumiał dlaczego czasem Bena mówi na niego RoRo.
Kaśka z Miśkiem natrafili na wojskowy transport, ale gogle Kaśki pokazały podwyższony poziom promieniowania, wobec tego ominęli go.
Most był zwalony i nie dawał szansy na przeprawę a w powrotnej drodze natknęli się na stado dzikich psów i musieli przeczekać dzień na drzewie aż sobie pójdą.
Misiek ustrzelił z daleka jelenia, co w końcu odciągnęło psy.
Ciekawsza okazała się wyprawa Beny i Fryka,
Dotarli do jednostki i poza amunicją i kilkoma karabinami wyglądającymi na sprawne, znaleźli drony wraz ze stanowiskiem ich kierowania.
Sprzęt wyglądał na sprawny.
Robert zapakował swoje rzeczy i wyruszył, żeby spróbować je uruchomić.
Podczas gdy Robert szedł, dwójka przeszukiwała teren i zaznaczała ciekawsze rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz