To już dwa miesiące
– pomyślał Robert.
Nudziło mu się i
jednocześnie rozpierała go energia, starał się pomóc strzępkami swojej
archaicznej wiedzy, ale jednocześnie widział których jej fragmentów nie ma
sensu ruszać.
Pomysł z
uruchomieniem silnika upadł, jak tylko zdał sobie sprawę z tego, że paliwo w
zbiornikach na byłych stacjach benzynowych zamieniło się w tłustą maź a innego
źródła nie było.
Chyba, że zbuduje
silnik na spirytus ale wątpił w swoje zdolności.
Pojazdy wodorowe
miały zbyt skomplikowaną elektronikę, zresztą produkcja wodoru wiązała się z
koniecznością jego kompresji.
Liczyły się rzeczy,
które ktoś może wykorzystać w perspektywie dłuższej niż kilka lat.
Rozmawiał już z
rodzinami z Powodzia i z Wilsona i nie technika czy też technologia była tu
najbardziej potrzebna
Największym
problemem było to, że było ich po prostu mało.
Dzieci rodziły się
rzadko i rzadko które zdążyło nauczyć się chodzić.
Miał silne wrażenie,
że przyroda nie wygrała tu jeszcze z setkami lat śmieci pozostawionych przez
ludzi.
Z jego punktu
widzenia żyli w brudnych ruinach prawie jak w epoce kamienia i chciał przekonać
mieszkańców do zachowywania jakichkolwiek zasad higieny.
Przeżylcy myli się w
ramach możliwości ale ich do wody nie ciągnęło.
Z drugiej strony od
dwóch miesięcy jadł tylko mięso, mięso jelenia, mięso piszczaków, mięso dzika.
Pod różnymi
postaciami, pieczone, smażone, duszone, gotowane, wędzone ale tylko mięso.
Czasem zamieniali
się z Powodzianami za ryby.
Nie było tu warzyw
czy owoców, chyba, że jakieś odkopane z puszki.
Nie było żadnych
produktów zbożowych.
Przeżylcy po prostu
ich nie znali.
Próbował znaleźć
jakieś dziko rosnące warzywa, ale poza natką pietruszki nie potrafił rozpoznać
nic z tych rzeczy, które kiedyś kupował w sklepie.
Może trzeba by
zarządzić jakąś wyprawę ?
Dziś w Centrum
zbierała się po raz pierwszy rada najstarszych.
Gospodarzem był
Siwy, najstarszy z Centrum.
Ania z Chopina
przyszła w towarzystwie Kola, Beny i Fryka, Myszak z Wilsona przyszedł z Izą,
jego kobietą i synem Arkiem.
Czekali jeszcze na
Dziadka z Powodzia i będzie można zacząć.
Poproszono go aby
zaczekał na dole.
Pomysł Roberta był
prosty, spróbuje wytłumaczyć im podstawowe zasady przenoszenia się chorób co
może doprowadzi do względnej czystości.
Centrum to tak
naprawdę był dworzec centralny. Jakoś tak był pewien, że mówiąc „centrum”
ludzie myślą o metrze, ale metro w tej części miasta było zalane.
Centralny też był
zalany, tylko perony wystawały z wody.
Siedział przy
ognisku na jednym z nich, kiedy zauważył w ciemności, że coś podpływa.
Na grubej tafli
styropianu obwiązanej jakimiś kablami leżała martwa sarna, stojąc nad nią,
malutka kobietka w zbyt dużych kaloszach w kwiatki odpychała się czymś co
przypominało kij od szczotki.
Był już tu kilka
razy, ale nie zwrócił na nią uwagi.
Miała może 105 cm
wzrostu, słomkowy kapelusz z ogromnym rondem.
- Ty jesteś Robert ? - bardziej stwierdziła niż zapytała kobietka.
- Weź proszę ode mnie sznurek i przyczep o tam do słupka.
Robert wstał, i
pomógł przyczepić taflę styropianu.
- Jestem Kaśka – powiedziała kobietka przerzucając martwą sarnę na peron.
- Miło mi, widzę, że polowanie się udało, pomóc Ci ją zanieść do wędzarni na górę ?
- Zawiozę wózkiem ale dziękuję za propozycję.
W czasie gdy Kaśka
odwiązywała sarnę do ogniska podszedł chłopczyk i poprosił Roberta na górę na
naradę.
Wszedł po schodach
na górę i podszedł do ogniska.
Dziadka nadal nie
było.
- Coś się stało ? - zapytał - Dziadek chyba powinien już być, mieli przypłynąć rano.
- No właśnie nie wiemy, nie jest to normalne – powiedziała Ania
- Nie jest to najlepszy pomysł, ale w końcu ty chciałeś tego spotkania, możemy zacząć bez niego ?
- Dobrze - powiedział Robert –
ale potraktujmy to jako wstęp, chce wam coś wytłumaczyć,
Jak znam życie szczegóły i tak będę musiał wyjaśnić każdemu z osobna.
I zaczął opowiadać o
tym co to są naprawdę choroby i dlaczego trzeba się kąpać, myć ręce, zmieniać
bieliznę i prać ubrania.
Spodziewał się
większych oporów, ale wszyscy przyzwyczajeni byli do słuchania starszych, było
to tak naturalne, że już po pół godzinie zaczęli wspólnie wymyślać sposoby
wlania ciepłej wody w rury.
Dziadka nadal nie
było.
- Trochę się martwię – powiedział Myszak - Dziadek zawsze robił to co mówił, trzeba będzie do nich popłynąć i sprawdzić co się właściwie stało.
- rano do nich popłynę – powiedział Robert – poza mną nikt nie ma „po drodze”, szkoda, że nie uruchomiłem jeszcze u nich radia.
- dam Ci kogoś do pomocy – powiedział Siwy.
- Dziękuję.
Zaczęli omawiać
sprawy żywieniowe. Robert nie za bardzo wiedział jak wytłumaczyć które
właściwie rośliny są jadalne.
Ustalili, że sam
musi poszukać.
Siwy zaprosił
pozostałych z Centrum do ogniska i zaczął im wyjaśniać zasady higieny przy
pomocy uwag Roberta, słuchali uważnie.
Ustalili, że jutro
Robert popłynie z Kaśką na Powodzie a na razie wszyscy się wyśpią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz