Obudził go jakiś
ruch.
Kaśka ubrała się,
dołożyła do ognia przy którym postawiła czajnik i garnek z pozostałością
wczorajszego obiadu.
- Jak się czujesz – zapytała.
- Lepiej niż wczoraj, ale wszystko mnie boli.
- Wiem, że jesteś najstarszy i właściwie nie powinnam pytać, ale skąd wiedziałeś co robić ?
- Chyba nie miałem innego wyjścia.
- Ale to jedzenie, co to właściwie jest ?
- Marchewka z ryżem.
- Nic mi to nie mówi
- Warzywa, właśnie o nich mówiłem przy ognisku starszych.
- Pamiętam, ale zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam.
- Wiesz co się właściwie stało na stadionie ? Bo ja nic nie pamiętam ?
- Uderzyli Cię w głowę i padłeś a mnie złapali, Z tego co zrozumiałam przypłynęli porwać kobiety a o mnie mówili że jestem mutakiem czy jakoś tak.
- Mutantem
- No właśnie , słyszałeś jak mówili ?
- Nic nie pamiętam
- W każdym razie przypłynęli po kobiety, wszystkich mężczyzn zabili i wrzucili do rzeki.
- A dlaczego nas nie ?
- Bali się
- Czego się bali ?
- Jeden powiedział, że masz
twarz nie spaloną światłem i jesteś duży jak dawni ludzie.
Biały Duch, tak na Ciebie powiedział.
Bali się cię zabijać, bo jak raz wróciłeś to pewnie znowu wrócisz.
Ustalili, że matka rzeka zadecyduje a mnie dali Ci do towarzystwa.
Dostałam po głowie zaraz po ich naradzie. - Czyli spuścili nas z prądem żebyśmy za szybko nie wrócili albo po prostu utonęli ?
- No właśnie. Potem obudziłam się już na kajaku a potem odwiązałam Ci ręce, świat zawirował i dopiero tu się obudziłam.
Zabrali im kurtki a
buty były jeszcze trochę wilgotne.
- Zjemy resztę i ruszamy- powiedział Robert
- Gdzie ?
- Jeszcze nie wiem, jakoś z powrotem, trzeba ostrzec przeżylców.
- Ale nie mamy kurtek, wody, jedzenia, nawet nie mamy kapelusza żeby wyjść
- Coś wymyślę, całe szczęście jest pochmurno.
- Ale ja tam i tak nic nie widzę, za jasno. A te okulary, które leżą w kącie są na mnie za duże i nie są wystarczająco ciemne.
- Jakie okulary ?
Kaśka podeszła do
biurka i całkowitej ciemności pod nim wyciągnęła okulary.
- No te
- Jak je wypatrzyłaś ?
- A ty ich nie widziałeś ?
- Nie, tam jest za ciemno, ja widzę na zewnątrz a ty w ciemnościach, jesteśmy trochę inni, ale to bardzo dobrze, jakoś się uzupełniamy.
Zjedli śniadanie,
resztkę wody z czajnika Robert nalał do pustej butelki po napoju.
Dociął świeżej natki
i zmienił opatrunki.
Znalazł jakąś torbę,
plecak to nie był, taka zwykła duża torba na zakupy, ale zawsze coś.
Zapakował wodę,
zaimprowizowany wcześniej filtr, dwa garnki, czajnik, młotek, śrubokręt i jakiś
sznurek od bielizny.
W plastikową torebkę
wrzucił resztę waty, stearynę i te dwie znalezione zapalniczki.
Z koców wyciął
zaimprowizowane poncza.
Kaśka była naprawdę
malutka, musiał przyciąć koc, żeby zrobić dla niej ponczo, został szeroki pas,
który przeciął wzdłuż i mieli się czym obwiązać.
Głowy owinęli
resztami szmat.
Wyszli.
- Zaczekaj – powiedziała Kaśka
- Co się stało ?
- Zawiążę sobie całkiem oczy, i tak nic nie widzę a przecież słyszę gdzie idziesz i gdzie są ściany.
- Pomóc Ci ?
- Poradzę sobie.
Robert pamiętał
gdzie mniej więcej jest centrum handlowe.
Bazując na swoich
dotychczasowych doświadczeniach pomyślał, że mogą tam być ludzie.
Po drodze znaleźli
sklep turystyczny.
Prawie nie był
szabrowany.
Musieli wybić szybę,
bo drzwi były zamknięte.
Przydały by się
wytrychy, ale całość zaginęła razem z Roberta kurtką.
Raj jak w sklepie z
zabawkami.
Przy każdym nowym
znalezisku Robert klaskał w ręce i cieszył się jak dziecko.
Kaśka rozumiała
radość ze znalezienia plecaka, lepszych butów i śpiworów ale pozostałe rzeczy
nie przemawiały do niej tak bardzo.
Garnki rzeczywiście
były lżejsze.
Robert położył na
ziemi koc i zaczął układać zdobycze jak myśliwy po polowaniu odkładając na bok
rzeczy, których nie planował zabrać.
Po kolei tłumaczył
Kaśce co mają.
Największą zdobyczą
był nie używany filtr do wody, porcelanowo-grafenowy.
Taki filtr jak się
zużyje, trzeba po prostu wyczyścić w wodzie.
Rurki były trochę
sztywne, ale filtr wyglądał na działający.
Plastikowe butelki
na wodę, jakieś kubki i sztućce, kilka małych torebek na różne rzeczy,
apteczka,
bardzo lekkie
menażki z tytanu, karimaty, ręczniki szybkoschnące.....
- Kuchenka nam się raczej nie przyda
- Dlaczego ?
- Bo nie ma już do żadnej z nich paliwa, ani gazu ani benzyny, jakoś sobie poradzimy.
Następny okrzyk
radości Roberta.
- Co tam masz ?
- Krzesiwa !!!
- Krzesiwo wygląda inaczej...
- Znaczy jak ?
- No takie podłużne z małymi ząbkami.
- Nic mi to nie mówi, właściwie nie widziałem jak się rozpala ogień, zawsze był
- No bierzesz taki kawałek metalu z ząbkami i rozgrzewasz w ognisku do czerwoności a potem czekasz aż wystygnie i do tego musisz znaleźć jeszcze odpowiedni kamyk..
- To tu jest trochę prościej, zobacz – Robert przejechał głownią noża po krzesiwie i fala iskier spadła na podłogę.
- Najstarszy... - powiedziała z podziwem Kaśka.
Robert znalazł na
zapleczu pudło z liofilizowanym jedzeniem.
Wiedział, że gdzieś
tam powinno być, bo stare paczki leżały koło kontuaru.
- No to mamy jedzenie na kilka dni
- Jak to ?
- Zobaczysz, mam nadzieję, że jeszcze jadalne.
Wybrał dla nich
kurtki i ustawił plecaki do pakowania.
- Na pewno nie te kurtki, są czerwone i aż świecą, zresztą zobacz jak szeleszczą, każde zwierze ucieknie nam sprzed nosa jak będziemy w tym iść – powiedziała Kaśka
- Dzięki, nie pomyślałem o tym.
- Weźmy te czarne polary a od deszczu jakoś się osłonimy, te koce były dobre, szaro czarne, zresztą nie pada.
- Widzisz Kaśka, niby ja jestem najstarszy ale to Ty coś wiesz o tym świecie – powiedział Robert.
Kaśce zrobiło się
trochę głupio, bo przecież nie dalej jak kilka dni temu pomyślała dokładnie to
samo.
Zapakowali się,
Robert zabrał nadmiarową menażkę aluminiową, bo jak mówił ma pewien pomysł.
Sklep był właściwie
ogólno-sportowy znaleźli fajne ciemne gogle narciarskie.
Wymienili skarpetki
na nowe.
Robert wrzucił do
plecaka kawał liny, jakieś karabińczyki i mały jednoosobowy namiot i kawał
płachty brezentowej.
Znaleziony panel
słoneczny z ładowarką zawiesił sobie na plecaku.
A na wierzchu
przypiął czekan.
- No to możemy iść, więcej chyba nie ma sensu stąd zabierać.
- Chodź, nadal nie mamy lepszych kurtek i drut by się przydał, to gdzieś pułapkę zastawię.
- Pomyślimy o tym
- Gdzie idziemy ?
- Pokażę Ci, tam dalej powinno być gdzieś centrum handlowe, może tam coś znajdziemy
- Byłeś tu już kiedyś ? Czy tak po prostu najstarsi wiedzą ?
- Bardzo dawno temu, przejeżdżałem.
- Znaczy ?
- Samochodem, to miasto miałem po drodze, nie zatrzymywałem się.
- Słyszałam, że samochody jeździły, ale nadal jakoś sobie tego nie wyobrażam.
- No chodź.
- W tych okularach będzie prościej. Trochę się głupio czuję bez rękawiczek i kapelusza ale pewnie coś jeszcze znajdziemy.
Poszli.
Tuż za rogiem był
warsztat samochodowy.
- Chodź
- Znowu skarby ?
- Jak dobrze pójdzie zrobimy sobie wytrychy i kuchenkę
W kącie stał stół
narzędziowy z imadłem.
- Powinniśmy coś znaleźć do jedzenia – powiedziała Kaśka
- Coś tam mamy, nie przejmuj się
- Ale zaraz zacznę być głodna
- Powiedziałem, że ci pokażę jak to jedzenie z torebek działa – powiedział z uśmiechem Robert. - nie przejmuj się jeszcze.
- Jesteś Najstarszy – powiedziała tonem jakby najstarszym trzeba było wybaczać dowolne głupoty – ale ja będę głodna.
- Nie będziesz, nie zajmie mi to długo, a jedzenie już mamy.
Robert wiedział
czego szuka, znalazł brzeszczot od piłki i za pomocą dużej zardzewiałej
gilotyny do metalu przeciął go na pół.
Potem jeszcze pod
kątem wzdłuż i włożył w imadło.
Na ścianie wisiał
zestaw zakurzonych i lekko pordzewiałych narzędzi.
Wybrał pilnik i
zaczął piłować odpowiedni kształt, taki jak wytrycha, który dostał od Kola.
- O ! Normalne krzesiwo – zawołała Kaśka widząc pilnik
- To pilnik
- Jakby się to nie nazywało, dla mnie to materiał na krzesiwo, mogę zabrać ? Tu jest drugie takie, wolę takie zwykłe niż to twoje, czuję się jakoś lepiej.
- Proszę, weźmy dwa na zapas, to mnie nauczysz krzesać ogień
- Jak to ? Nie umiesz ? Myślałam...
- Najstarsi nie muszą wszystkiego wiedzieć i umieć, czasem wiedzą za dużo a umieją za mało – roześmiał się Robert.
Gdy kształt był już
gotowy Robert zapakował wytrychy do nerki, której użył zamiast paska do
prymitywnego poncza.
- A przytniesz mi to ? - zapytała Kaśka wyciągając dwa duże, stalowe śledzie od namiotu.
- Jak właściwie mam przyciąć i po co nam to ?
- No te ogonki trzeba uciąć i będą groty do dzidy.
- Dobrze, chodź z tym tu do gilotyny.
- Jeszcze trzeba naostrzyć, choć troszkę tym krzesiwem.
Naostrzył śledzie i
przy okazji naostrzył też płaską krawędź czekana, zawsze to lżejsze niż nosić
siekierkę.
Nie pomyślał o tym
wcześniej, dobrze, że Kaśka myśli o takich rzeczach.
Potem z jednego ze
stojących na półce słoików wysypał śrubki i podszedł z nim do stojącego w
warsztacie samochodu.
Świeżo naostrzonym
czekanem przebił zbiornik paliwa.
Nic nie leciało,
zbiornik nie był w najlepszym stanie, także kilkoma uderzeniami rozwalił go
całkiem.
Dno pokryte było
tłustą mazią, która kiedyś była paliwem.
Przełożył ją do
słoika. Będzie dobrym paliwem pomyślał.
Do plecaka wrzucił
kombinerki, zestaw uniwersalnych kluczy i pilniki o które prosiła Kaśka.
Poszli dalej.
Dawne ulice
ułatwiały utrzymanie kierunku.
Mieli szczęście z
tym Płockiem, jakby kajak przybił gdzie indziej nie byłoby tak dobrze, Robert
miał wrażenie robienia zakupów w markecie.
W małym sklepiku po
drodze znalazł mydło i szczoteczki do zębów.
Mydło się rozsychało
i kruszyło, ale w końcu znalazł jakąś dobrą kostkę.
Reszta chemii nie
wyglądała zachęcająco.
Minęli tory kolejowe
i drogę zablokował im strumyk. Było już popołudnie i może czas na obiad.
Oboje byli zmęczeni
wydarzeniami ostatnich dni.
Zatrzymali się na
małej polance i Robert rozłożył płachtę, żeby wygodniej można było usiąść
pokazał Kaśce jak używać filtra do wody.
Miał wrażenie, że
dawno nie pił czegoś tak dobrego.
Postawił na ziemi
przykrywkę od nadmiarowej menażki, przelał na nią trochę mazi ze zbiornika.
Wbił trzy namiotowe
szpilki, tak, żeby było jak postawić garnek, i podpalił maź korzystając z watki
i krzesiwa.
Wyciągnął porcję
liofilizatu.
- Wolisz spaghetti bolognese, czy chili con carne ?
- Nie wiem o czym mówisz, sam wybierz, nigdy o tym nie słyszałam
- To będzie spaghetti.
Jedli, gdy Kaśka
zaczęła płakać.
- Co się stało ?
- No bo oni ich zabili, to jak polowanie ale z wyrzuceniem martwego zwierzaka i nas też chcieli zabić.
- Przeraża cię to ? Zobacz, nawet tam pod murkiem leży szkielet, pełno ich tu.
- Ale to nie tak, ludzie zabijali, ludzie spowodowali katastrofę, przeżylcy nie....
- Nie płacz, przeżylcy to też ludzie, ludzie są różni, może zbyt mało ich poznałaś i wszyscy byli dobrzy.
- Nadal nie mieści mi się to w głowie.
Robert przytulił
Kaśkę, była gorąca.
- Chyba jeszcze nie wyzdrowiałaś, czoło masz gorące.
Posiedzieli tak
chwilę.
- Dzięki, już mi trochę lepiej
- Nie martw się, jakoś to będzie.
Sam zbytnio nie
wierzył, że dadzą radę ostrzec przeżylców, ale nadzieje zawsze można mieć.
Posprzątali i
ruszyli dalej.
Daleko nie doszli,
bo Robert zwrócił uwagę, da jasny mur, i budynek wyraźnie nowszy niż okoliczne.
- Ciekaw jestem co tu było, może jakiś sklep ? Zobaczmy.
- Tam jakaś tabliczka jest w cieniu drzewa, na jasnym bym nie widziała
- Dzięki, komenda policji, może znajdziemy jakąś broń poza dzidami, które i tak trzeba zrobić.
Drzwi były zamknięte
i niby mogli wejść oknem ale Robert postanowił wypróbować wytrychy.
Weszli do środka.
Właściwie w całym
budynku nic ciekawego nie było,
W pewnym momencie z
ciemności zaświeciła mu para oczu, złapał mocniej czekan.
- Robert co ty ?
- Oj, przestraszyłaś mnie, nie spodziewałem się, że Ci oczy w ciemności świecą
- Każdemu z centrum świecą, dlatego widzimy po ciemku.
- Nie wiedziałem, przepraszam.
Znaleźli pancerne
drzwi z napisem „magazyn broni”.
Drzwi blokowane były
kodem, ale przy braku jakiegokolwiek zasilania, bo akumulatory zapasowe zużyły
się przez dwadzieścia lat, nie było szans ich otworzyć.
Zwykle tego typu
zamki mają mechanizm otwierający zamek przy braku prądu, dla bezpieczeństwa,
jakby przypadkiem ktoś się zatrzasnął, ale te wyraźnie dla bezpieczeństwa nie
miały tego mechanizmu.
Robert roześmiał się
w pewnym momencie i zaczął rozwalać ściankę w pomieszczeniu obok.
Drzwi były bardzo
solidne, ale ścianka działowa do pokoju obok była z karton-gipsu.
Z kawałka puszki
zaimprowizował kaganek na bazie mazi rozpałkowej.
- Po co palisz ?
- Przecież tam jest ciemno ..
- Ale ja wszystko widzę, czego mam szukać ?
- Karabinu, pistoletu amunicji..
- Jak to wygląda ?
- Szybciej będzie jak rozpalę – uśmiechnął się Robert.
Broni nie znalazł,
widocznie w dobie kryzysu całą zabrano, było tylko kilka paczek naboi 9mm, duża
lornetka i kilka pasków z ładownicami.
Paski były dużo
lepsze niż wiązanie poncza kawałkiem szmatki.
- Trochę nie tego się spodziewałem.
- Jak rozpalimy ogień to zrobię dzidy, nie martw się.
- Nie martwię się, nie tu, to gdzie indziej, dzidą bandytów nie pokonam.
Szukali dalej.
W pokoju
wyglądającym na gabinet naczelnika na fotelu siedział zasuszony szkielet.
Nawet miał pistolet
w kaburze, ale tak pordzewiały, że zabieranie go nie miało sensu.
W rogu stała szafa
pancerna.
- Może gdzieś tu będą klucze
- A wytrychem nie dasz rady ?
- To nie taki zamek.
- A jakie te klucze ?
Robert odsunął
szufladę biurka.
- O takie – uśmiechnął się.
Otworzył szafę, na
górnych półkach było pełno papierów, nic ciekawego, zabrał trochę, bardziej w
celach toaletowych i na rozpałkę, niż w innych.
Uwagę jego
przyciągnęły pudełka na jednej z niższych półek, dobrze zafoliowane, wyglądały
jak towar dostarczony prosto z fabryki.
- O rzesz ty !
- Co to ?
- Gogle techniczne
- Przecież gogle już mamy
- To nie takie, to elektroniczne, potrafią pokazać ci gdzie jesteś i dostosować światło do oczu.
- Jak to ?
- No, jak działają to będę w nich widział w nocy
- Z tą techniką nigdy nie jest prosto
- Nie kracz, leżały w metalowej szafie, to ma baterie izotopowo-grafenowe i panele ładujące w szkłach.
- To znaczy ?
- To znaczy, że mogą działać i nie będzie potrzeba specjalnego zasilania, bo się same naładują
- Testowałem podobne, z poprzedniej wersji, strasznie droga impreza tylko te nie są zablokowane bo to policyjne.
- Zablokowane ?
- Te moje miały możliwości cywilne, nie można było pracować w grupie ani wgrywać dodatkowych modułów.
- Kompletnie nie rozumiem co mówisz.
- Pokarzę Ci jak się naładują i je dla nas ustawię.
- Umiesz ?
- To akurat moja działka.
Pudełka były cztery,
trzy pary gogli i pudełko z modułami.
Robert rozpakował
pierwsze.
W pudełku poza
goglami był jeszcze celownik do broni z szyną montażową, jakieś moduły
zewnętrzne na długich kabelkach i kilka dodatkowych drobiazgów.
Działały, baterie
nie były najmocniejsze, ale to się samo doładuje na słońcu.
Sprawdził moduły,
był „Tropiciel”, ”Mapa” „Noc” „Grupa” „Zdrowie” i jeszcze kilka innych, na
razie ustawił sobie jasność.
Znalazł
opaskę na nadgarstek i ekran zaczął pokazywać mu puls, temperaturę ciała i
temperaturę powietrza. Było +15ºC i godzina 15:30.
Opaska pozwalała
sterować goglami.
Na pomarańczowo
świeciła ikonka problemu.
Chciał sprawdzić co
tam jest.
- Robert, co tak stoisz i machasz ręką ? Coś się stało ?
- Ustawiałem gogle, jak się zatrzymamy na noc to je skonfiguruję
- Przecież już ustawiłeś
- To musi zająć trochę czasu, ale mogę to zrobić później
- To chodźmy już tu nie jest miło z nim na krześle.
- Dobra idziemy
Pomieszczenia same
mapowały się na mini mapce w górnym rogu.
A postać Kaśki była
delikatnie obrysowana pomarańczową kreską.
Na zewnątrz GPS
zaskoczył i pokazał współrzędne.
Robert sprawdził,
miał wrzuconą pełną mapę Polski.
- Co tak stajesz ?
- Już idę, to te gogle, mamy mapę.
- Jaką mapę ?
- Pokarzę Ci na postoju
- Daleko do tego handlowego ?
- Już zaraz, trzysta metrów. Musi być za tymi drzewami
- Byłeś tu, bo przejeżdżając to byś nie wiedziałeś
- Mówiłem, że mam mapę
Kaśka była wyraźnie
zniesmaczona, co prawdę mówiąc było lepsze niż miałaby być smutna.
Doszli.
- Czego szukamy ?
- Chyba tylko kurtek i kapeluszy.
Weszli, nie było
zbyt widno, ale Robertowi to już kompletnie nie przeszkadzało, system
rozjaśniał najciemniejsze zakamarki.
Maił wrażenie jakby
chodził po centrum handlowym przed zagładą,
Szli od sklepu do
sklepu, Kaśka wchodziła a on już na pierwszy rzut oka wiedział, że nic nie
znajdą.
Dla Kaśki znaleźli
jakąś brązową z kieszeniami na zapleczu działu dziecięcego.
- Wszystko było takie różowe ?
- Nie wszystko, ale tych różowych było najwięcej.
Dla niego znaleźli
skórę, była niepraktyczna, bo kieszenie były symboliczne, ale zawsze coś.
Kapeluszy nie
znaleźli, pewnie nie były w modzie, ale za to Robert wypatrzył nienaruszoną i
ofoliowaną puszkę kawy.
- Musimy gdzieś się zatrzymać jest już piąta, mam dużo roboty z tymi goglami a Ty chciałaś zrobić dzidy
- Jaka piąta ?
- Godzina piąta, mam w goglach zegarek
- Musisz mi koniecznie wszystko wytłumaczyć i pokazać, bo mam wrażenie, że rozmawiamy jak ze ślepym o kolorach.
- Tak zrobię, masz dużo większe doświadczenie, powiedz, gdzie będzie dobre miejsce na noc – powiedział, żeby trochę ją ułagodzić
- Chodź, wodę mamy, trzeba wejść gdzieś na piętro, będzie można się rozejrzeć, co prawda ja nie za dużo widzę ale liczę na Ciebie
Weszli wyżej, byli
trochę ponad poziomem wierzchołków drzew.
- Może jakieś domy widzisz ? Tak jak ten pierwszy.
Robert popatrzył w
dal i wypróbował moduł lornetki, zbierała ładnie, będzie można się pozbyć
tradycyjnej, potem popatrzył na mapę i według mapy po drugiej stronie ulicy
stał dom, co prawda nie w tę stronę co patrzył, ale nie było to istotne.
- Już wiem, chodźmy
- Robert, idziesz w złą stronę
- W dobrą, zobaczysz
- Najstarsi...
Wyszli przed budynek
i za chwilę doszli do domku, Kaśka była zdumiona jakim cudem Robert go
wypatrzył.
Drzwi były zamknięte
a okna całe. W głębi był ogród i dalej drugi budynek wyraźnie starszy.
Zwiedzanie tego
drugiego odłoży sobie na później.
Robert znowu musiał
użyć wytrycha, dobrze, że zamek był prosty.
Dom był pusty, miał
kominek, co było wygodne, ale widać było, że nikt w nim nigdy nie mieszkał.
Rzucili plecaki.
- To ja pójdę po drewno i drzewce na dzidy a ty się tymi goglami baw, bo jedzenie jeszcze mamy ?
- Jeszcze na kilka dni.
- Dobrze, ale trzeba by na coś zapolować, bo to twoje spatti bognese to nie ma mięsa.
Usiadł w kącie i
oparł się o ścianę i zaczął ustawiać sprzęt.
Wszedł do menu
powiadomień, świeciło się kilka.
Oczywista kontrolka
braku sieci i druga o braku kontaktu z bazą nie były problemem.
Powyłączał je.
Kontrolka z
krzyżykiem dotycząca zdrowia pokazywała brak aktywnego czujnika.
Dziwne, bo przecież
czujnik na ręku miał.
Wszedł w instrukcję
i według instrukcji powinna być jeszcze opaska na nogę.
Rozpakował pudełko
do końca i znalazł.
Wypakował karimatę i
zdjął buty, założył opaskę na prawą łydkę.
Nadal błąd czujnika.
Przeczytał jeszcze
raz dokładnie i teraz założył opaskę na lewą łydkę.
Zamigało i dla
odmiany teraz dostał błąd konfiguracji.
Urządzenie nie było
skonfigurowane personalnie dla niego.
Znowu sięgnął do
instrukcji.
W ustawieniach
osobistych ustawił płeć, wiek, wzrost i szacunkową wagę.
System zaświecił się
na delikatnie pomarańczowo.
Był lekko
odwodniony, miał delikatnie obniżoną temperaturę, brakowało mu żelaza i magnezu
i miał anemię i zbyt małą masę mięśni i było mu trochę za zimno.
W wydychanym
powietrzu miał trochę za mało wilgoci ale wdychane było pokazane na zielono.
Wyciągnął drugie
gogle, żeby je ustawić dla Kaśki.
- Drewno mamy, rozpalać ? Długo Ci to zajmie ?
- Jeszcze trochę, dopiero ustawiłem swoje, jeszcze dla Ciebie
- Wodę z butelek wlewam do garnka i wezmę filtra, za domem jest kałuża to napełnię
- Dobrze, wrzuć do wody korę z wierzby, powinna być w kieszeni plecaka, nie będziemy chyba jeść, jesteś głodna ?
- Zjadłabym coś,
- To zagotuj wodę w dwóch garnkach, jeden z korą drugi bez.
Dopiero teraz
zwrócił uwagę na to, że Kaśka przyniosła dwa kije, pewnie na dzidy, większy i
mniejszy a w kącie leżała sterta pozrywanych pokrzyw.
Wrócił do
konfiguracji.
Było menu zespołu
ale chciało kodu przy podłączaniu.
Kody znalazł w
opakowaniach.
Włączył możliwość
obsługi zdalnej, tak, żeby wszystko Kaśce wytłumaczyć i z powrotem założył te
swoje.
Z tej strony też
musiał podłączyć Kaśki gogle.
Nowa kontrolka za
świeciła się tym razem na czerwono.
Po prostu nie było
Kaśki.
Podłączył się ze
swoich do gogli Kaśki, ustawił jej płeć, wzrost i wagę, nie wiedział ile ma lat
i na razie wstawił 19.
Kaśka rozpaliła już
ogień i postawiła garnki.
- Kaśka ile ty masz lat ?
- Chyba dwadzieścia pięć, tak mi wychodzi, zresztą pierwszych pięciu nie pamiętam a co ?
- Nic ważnego, potrzebuję do gogli
Poprawił.
- A co to ma do gogli ?
- To chodź zobacz, już ci je trochę ustawiłem i będzie się można patrzeć razem,
- To daj te gogle,
Założyła.
Jeszcze na rękę
musisz założyć to a na nogę tę drugą opaskę.
Bez pytania zdjęła
buta i zapięła opaskę.
- Zobacz, steruję tą strzałką co ją widać.
- Acha...
- Zaczniemy od jasności, widzisz te dwa kwadraty na środku
- Tak,
- Powiedz kiedy przestaniesz je widzieć
- Już
- Teraz powolutku, powiedz kiedy zobaczysz
- Już
- Teraz kontrasty, zaczekaj, muszę sobie włączyć własne światło bo na twoim ekranie widzę ciemność.
- Dobra, teraz powiedz kiedy kwadraty będą miały podobny kolor
- Jeszcze troszeczkę, już
Robert pokazał Kaśce
gdzie jest godzina, jak wywołać mapę a jak lornetkę, jak włączyć podczerwień,
co to właściwie jest godzina.
Powiedział,
że widzi, że Kaśka ma 37.6ºC i dlaczego to źle.
Zagotowała się woda,
zjedli tym razem Chili Con Carne.
Jedli a on
tłumaczył.
Pokazał na swoich
goglach jak daleko przeszli od komendy, ile jest z Płocka do Warszawy.
- Ta technologia jest dobra, to jest wygodne
Po pełnej
konfiguracji Kaśkę podświetlało lekko zieloną kreską.
Była 19:13 godzinę
do zapadnięcia zmroku.
Teraz Kaśka
pokazywała co ona potrafi.
Jeden z pilników
wrzuciła w ogień a za pomocą noża skrobała przyniesione kije, nacięła im
szczeliny, tak, żeby śledzie pasowały.
Następnie włożyła je
do ognia, trochę przypaliła i starła na podłodze betonu.
Potem porozdzielała
łodygi pokrzyw i zaczęła sprawnie splatać z nich sznurek.
- Nie wiedziałem, że tak można, przecież mamy sznurek
- Ten co go mamy się nie nadaje.
Ułożyła pracowicie
przygotowane sznurki na podłodze.
Postawiła jakąś
puszkę przy ogniu.
- Co teraz ?
- Czekam, aż się żywica rozpuści, potem ją wymieszam z popiołem i będzie klajster, którym zakleję ostrza, potem to owinę sznurkiem i jeszcze raz zaklajstruję, w inny sznurek klajster nie wsiąkałby tak dobrze, już kiedyś próbowałam.
Robert patrzył jak
Kaśka sprawnie przytwierdza ostrze.
Po godzinie dzidy
były prawie gotowe, jak ostygły wzięła pilnik i zaczęła ostrzyć.
- A ten pilnik z ognia ?
- Ten będzie krzesiwem, ale to jutro, jak ognisko zgaśnie.
- Napij się jeszcze, musimy dużo pić, tak widzę w goglach.
- Ale temperatura jest mniejsza.
- Jest, ale widzisz, że nie na zielono.
- A te inne, te żelaza i reszta, bo żelazo już mamy, dzidy gotowe, powinno się poprawić
- To nie takie żelazo.
Był czas na zmianę
opatrunków, wyglądało, że rany na głowach zarastały i wyglądały dobrze.
Wrócili do gogli.
Tłumaczył jej długo,
potem jeszcze raz przetrenowali obsługę gogli przez Kaśkę.
Przetrenowali
komunikację, Robert poszedł na górę i połączyli się.
Na koniec ułożyli
się w śpiworach..
Robert jeszcze długo
sprawdzał możliwości urządzenia.
W trybie tropienia
na ziemi były widoczne ich ślady i można było zobaczyć w szczegółach czas ich
postawienia a po połączeniu tropu z informacją, że to Kaśki ślady, potrafił je
wyizolować.
Pokazał to Kaśce i
był trochę zaskoczony, że ona ślady po prostu widzi i nie potrzebuje
specjalnego podświetlenia, ale rzeczywiście jest to wygodniejsze.
Moduły zewnętrzne to
był koprocesor z dodatkową pamięcią a do niego można było wpiąć dodatkowy
czujnik do badania składu chemicznego.
Pokazał Kaśce na
mapie co myśli o drodze do domu, chciał spróbować przejść mostem Solidarności,
a jak się nie uda, to następny był dopiero w Wyszogrodzie, Na Nowy dwór nie
liczył, bo Ania mówiła, że gdzieś tam wybuchła bomba.
W końcu poszli spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz