Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

poniedziałek, 27 lipca 2015

11. Płock

Obudził go jakiś ruch.
Kaśka ubrała się, dołożyła do ognia przy którym postawiła czajnik i garnek z pozostałością wczorajszego obiadu.
  • Jak się czujesz – zapytała.
  • Lepiej niż wczoraj, ale wszystko mnie boli.
  • Wiem, że jesteś najstarszy i właściwie nie powinnam pytać, ale skąd wiedziałeś co robić ?
  • Chyba nie miałem innego wyjścia.
  • Ale to jedzenie, co to właściwie jest ?
  • Marchewka z ryżem.
  • Nic mi to nie mówi
  • Warzywa, właśnie o nich mówiłem przy ognisku starszych.
  • Pamiętam, ale zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam.
  • Wiesz co się właściwie stało na stadionie ? Bo ja nic nie pamiętam ?
  • Uderzyli Cię w głowę i padłeś a mnie złapali, Z tego co zrozumiałam przypłynęli porwać kobiety a o mnie mówili że jestem mutakiem czy jakoś tak.
  • Mutantem
  • No właśnie , słyszałeś jak mówili ?
  • Nic nie pamiętam
  • W każdym razie przypłynęli po kobiety, wszystkich mężczyzn zabili i wrzucili do rzeki.
  • A dlaczego nas nie ?
  • Bali się
  • Czego się bali ?
  • Jeden powiedział, że masz twarz nie spaloną światłem i jesteś duży jak dawni ludzie.
    Biały Duch, tak na Ciebie powiedział.
    Bali się cię zabijać, bo jak raz wróciłeś to pewnie znowu wrócisz.
    Ustalili, że matka rzeka zadecyduje a mnie dali Ci do towarzystwa.
    Dostałam po głowie zaraz po ich naradzie.
  • Czyli spuścili nas z prądem żebyśmy za szybko nie wrócili albo po prostu utonęli ?
  • No właśnie. Potem obudziłam się już na kajaku a potem odwiązałam Ci ręce, świat zawirował i dopiero tu się obudziłam.
Zabrali im kurtki a buty były jeszcze trochę wilgotne.
  • Zjemy resztę i ruszamy- powiedział Robert
  • Gdzie ?
  • Jeszcze nie wiem, jakoś z powrotem, trzeba ostrzec przeżylców.
  • Ale nie mamy kurtek, wody, jedzenia, nawet nie mamy kapelusza żeby wyjść
  • Coś wymyślę, całe szczęście jest pochmurno.
  • Ale ja tam i tak nic nie widzę, za jasno. A te okulary, które leżą w kącie są na mnie za duże i nie są wystarczająco ciemne.
  • Jakie okulary ?
Kaśka podeszła do biurka i całkowitej ciemności pod nim wyciągnęła okulary.
  • No te
  • Jak je wypatrzyłaś ?
  • A ty ich nie widziałeś ?
  • Nie, tam jest za ciemno, ja widzę na zewnątrz a ty w ciemnościach, jesteśmy trochę inni, ale to bardzo dobrze, jakoś się uzupełniamy.
Zjedli śniadanie, resztkę wody z czajnika Robert nalał do pustej butelki po napoju.
Dociął świeżej natki i zmienił opatrunki.
Znalazł jakąś torbę, plecak to nie był, taka zwykła duża torba na zakupy, ale zawsze coś.
Zapakował wodę, zaimprowizowany wcześniej filtr, dwa garnki, czajnik, młotek, śrubokręt i jakiś sznurek od bielizny.
W plastikową torebkę wrzucił resztę waty, stearynę i te dwie znalezione zapalniczki.
Z koców wyciął zaimprowizowane poncza.
Kaśka była naprawdę malutka, musiał przyciąć koc, żeby zrobić dla niej ponczo, został szeroki pas, który przeciął wzdłuż i mieli się czym obwiązać.
Głowy owinęli resztami szmat.
Wyszli.
  • Zaczekaj – powiedziała Kaśka
  • Co się stało ?
  • Zawiążę sobie całkiem oczy, i tak nic nie widzę a przecież słyszę gdzie idziesz i gdzie są ściany.
  • Pomóc Ci ?
  • Poradzę sobie.
Robert pamiętał gdzie mniej więcej jest centrum handlowe.
Bazując na swoich dotychczasowych doświadczeniach pomyślał, że mogą tam być ludzie.
Po drodze znaleźli sklep turystyczny.
Prawie nie był szabrowany.
Musieli wybić szybę, bo drzwi były zamknięte.
Przydały by się wytrychy, ale całość zaginęła razem z Roberta kurtką.
Raj jak w sklepie z zabawkami.
Przy każdym nowym znalezisku Robert klaskał w ręce i cieszył się jak dziecko.
Kaśka rozumiała radość ze znalezienia plecaka, lepszych butów i śpiworów ale pozostałe rzeczy nie przemawiały do niej tak bardzo.
Garnki rzeczywiście były lżejsze.
Robert położył na ziemi koc i zaczął układać zdobycze jak myśliwy po polowaniu odkładając na bok rzeczy, których nie planował zabrać.
Po kolei tłumaczył Kaśce co mają.
Największą zdobyczą był nie używany filtr do wody, porcelanowo-grafenowy.
Taki filtr jak się zużyje, trzeba po prostu wyczyścić w wodzie.
Rurki były trochę sztywne, ale filtr wyglądał na działający.
Plastikowe butelki na wodę, jakieś kubki i sztućce, kilka małych torebek na różne rzeczy, apteczka,
bardzo lekkie menażki z tytanu, karimaty, ręczniki szybkoschnące.....
  • Kuchenka nam się raczej nie przyda
  • Dlaczego ?
  • Bo nie ma już do żadnej z nich paliwa, ani gazu ani benzyny, jakoś sobie poradzimy.
Następny okrzyk radości Roberta.
  • Co tam masz ?
  • Krzesiwa !!!
  • Krzesiwo wygląda inaczej...
  • Znaczy jak ?
  • No takie podłużne z małymi ząbkami.
  • Nic mi to nie mówi, właściwie nie widziałem jak się rozpala ogień, zawsze był
  • No bierzesz taki kawałek metalu z ząbkami i rozgrzewasz w ognisku do czerwoności a potem czekasz aż wystygnie i do tego musisz znaleźć jeszcze odpowiedni kamyk..
  • To tu jest trochę prościej, zobacz – Robert przejechał głownią noża po krzesiwie i fala iskier spadła na podłogę.
  • Najstarszy... - powiedziała z podziwem Kaśka.
Robert znalazł na zapleczu pudło z liofilizowanym jedzeniem.
Wiedział, że gdzieś tam powinno być, bo stare paczki leżały koło kontuaru.
  • No to mamy jedzenie na kilka dni
  • Jak to ?
  • Zobaczysz, mam nadzieję, że jeszcze jadalne.
Wybrał dla nich kurtki i ustawił plecaki do pakowania.
  • Na pewno nie te kurtki, są czerwone i aż świecą, zresztą zobacz jak szeleszczą, każde zwierze ucieknie nam sprzed nosa jak będziemy w tym iść – powiedziała Kaśka
  • Dzięki, nie pomyślałem o tym.
  • Weźmy te czarne polary a od deszczu jakoś się osłonimy, te koce były dobre, szaro czarne, zresztą nie pada.
  • Widzisz Kaśka, niby ja jestem najstarszy ale to Ty coś wiesz o tym świecie – powiedział Robert.
Kaśce zrobiło się trochę głupio, bo przecież nie dalej jak kilka dni temu pomyślała dokładnie to samo.
Zapakowali się, Robert zabrał nadmiarową menażkę aluminiową, bo jak mówił ma pewien pomysł.
Sklep był właściwie ogólno-sportowy znaleźli fajne ciemne gogle narciarskie.
Wymienili skarpetki na nowe.
Robert wrzucił do plecaka kawał liny, jakieś karabińczyki i mały jednoosobowy namiot i kawał płachty brezentowej.
Znaleziony panel słoneczny z ładowarką zawiesił sobie na plecaku.
A na wierzchu przypiął czekan.
  • No to możemy iść, więcej chyba nie ma sensu stąd zabierać.
  • Chodź, nadal nie mamy lepszych kurtek i drut by się przydał, to gdzieś pułapkę zastawię.
  • Pomyślimy o tym
  • Gdzie idziemy ?
  • Pokażę Ci, tam dalej powinno być gdzieś centrum handlowe, może tam coś znajdziemy
  • Byłeś tu już kiedyś ? Czy tak po prostu najstarsi wiedzą ?
  • Bardzo dawno temu, przejeżdżałem.
  • Znaczy ?
  • Samochodem, to miasto miałem po drodze, nie zatrzymywałem się.
  • Słyszałam, że samochody jeździły, ale nadal jakoś sobie tego nie wyobrażam.
  • No chodź.
  • W tych okularach będzie prościej. Trochę się głupio czuję bez rękawiczek i kapelusza ale pewnie coś jeszcze znajdziemy.
Poszli.
Tuż za rogiem był warsztat samochodowy.
  • Chodź
  • Znowu skarby ?
  • Jak dobrze pójdzie zrobimy sobie wytrychy i kuchenkę
W kącie stał stół narzędziowy z imadłem.
  • Powinniśmy coś znaleźć do jedzenia – powiedziała Kaśka
  • Coś tam mamy, nie przejmuj się
  • Ale zaraz zacznę być głodna
  • Powiedziałem, że ci pokażę jak to jedzenie z torebek działa – powiedział z uśmiechem Robert. - nie przejmuj się jeszcze.
  • Jesteś Najstarszy – powiedziała tonem jakby najstarszym trzeba było wybaczać dowolne głupoty – ale ja będę głodna.
  • Nie będziesz, nie zajmie mi to długo, a jedzenie już mamy.
Robert wiedział czego szuka, znalazł brzeszczot od piłki i za pomocą dużej zardzewiałej gilotyny do metalu przeciął go na pół.
Potem jeszcze pod kątem wzdłuż i włożył w imadło.
Na ścianie wisiał zestaw zakurzonych i lekko pordzewiałych narzędzi.
Wybrał pilnik i zaczął piłować odpowiedni kształt, taki jak wytrycha, który dostał od Kola.
  • O ! Normalne krzesiwo – zawołała Kaśka widząc pilnik
  • To pilnik
  • Jakby się to nie nazywało, dla mnie to materiał na krzesiwo, mogę zabrać ? Tu jest drugie takie, wolę takie zwykłe niż to twoje, czuję się jakoś lepiej.
  • Proszę, weźmy dwa na zapas, to mnie nauczysz krzesać ogień
  • Jak to ? Nie umiesz ? Myślałam...
  • Najstarsi nie muszą wszystkiego wiedzieć i umieć, czasem wiedzą za dużo a umieją za mało – roześmiał się Robert.
Gdy kształt był już gotowy Robert zapakował wytrychy do nerki, której użył zamiast paska do prymitywnego poncza.
  • A przytniesz mi to ? - zapytała Kaśka wyciągając dwa duże, stalowe śledzie od namiotu.
  • Jak właściwie mam przyciąć i po co nam to ?
  • No te ogonki trzeba uciąć i będą groty do dzidy.
  • Dobrze, chodź z tym tu do gilotyny.
  • Jeszcze trzeba naostrzyć, choć troszkę tym krzesiwem.
Naostrzył śledzie i przy okazji naostrzył też płaską krawędź czekana, zawsze to lżejsze niż nosić siekierkę.
Nie pomyślał o tym wcześniej, dobrze, że Kaśka myśli o takich rzeczach.
Potem z jednego ze stojących na półce słoików wysypał śrubki i podszedł z nim do stojącego w warsztacie samochodu.
Świeżo naostrzonym czekanem przebił zbiornik paliwa.
Nic nie leciało, zbiornik nie był w najlepszym stanie, także kilkoma uderzeniami rozwalił go całkiem.
Dno pokryte było tłustą mazią, która kiedyś była paliwem.
Przełożył ją do słoika. Będzie dobrym paliwem pomyślał.
Do plecaka wrzucił kombinerki, zestaw uniwersalnych kluczy i pilniki o które prosiła Kaśka.
Poszli dalej.
Dawne ulice ułatwiały utrzymanie kierunku.
Mieli szczęście z tym Płockiem, jakby kajak przybił gdzie indziej nie byłoby tak dobrze, Robert miał wrażenie robienia zakupów w markecie.
W małym sklepiku po drodze znalazł mydło i szczoteczki do zębów.
Mydło się rozsychało i kruszyło, ale w końcu znalazł jakąś dobrą kostkę.
Reszta chemii nie wyglądała zachęcająco.
Minęli tory kolejowe i drogę zablokował im strumyk. Było już popołudnie i może czas na obiad.
Oboje byli zmęczeni wydarzeniami ostatnich dni.
Zatrzymali się na małej polance i Robert rozłożył płachtę, żeby wygodniej można było usiąść pokazał Kaśce jak używać filtra do wody.
Miał wrażenie, że dawno nie pił czegoś tak dobrego.
Postawił na ziemi przykrywkę od nadmiarowej menażki, przelał na nią trochę mazi ze zbiornika.
Wbił trzy namiotowe szpilki, tak, żeby było jak postawić garnek, i podpalił maź korzystając z watki i krzesiwa.
Wyciągnął porcję liofilizatu.
  • Wolisz spaghetti bolognese, czy chili con carne ?
  • Nie wiem o czym mówisz, sam wybierz, nigdy o tym nie słyszałam
  • To będzie spaghetti.
Jedli, gdy Kaśka zaczęła płakać.
  • Co się stało ?
  • No bo oni ich zabili, to jak polowanie ale z wyrzuceniem martwego zwierzaka i nas też chcieli zabić.
  • Przeraża cię to ? Zobacz, nawet tam pod murkiem leży szkielet, pełno ich tu.
  • Ale to nie tak, ludzie zabijali, ludzie spowodowali katastrofę, przeżylcy nie....
  • Nie płacz, przeżylcy to też ludzie, ludzie są różni, może zbyt mało ich poznałaś i wszyscy byli dobrzy.
  • Nadal nie mieści mi się to w głowie.
Robert przytulił Kaśkę, była gorąca.
  • Chyba jeszcze nie wyzdrowiałaś, czoło masz gorące.
Posiedzieli tak chwilę.
  • Dzięki, już mi trochę lepiej
  • Nie martw się, jakoś to będzie.
Sam zbytnio nie wierzył, że dadzą radę ostrzec przeżylców, ale nadzieje zawsze można mieć.
Posprzątali i ruszyli dalej.
Daleko nie doszli, bo Robert zwrócił uwagę, da jasny mur, i budynek wyraźnie nowszy niż okoliczne.
  • Ciekaw jestem co tu było, może jakiś sklep ? Zobaczmy.
  • Tam jakaś tabliczka jest w cieniu drzewa, na jasnym bym nie widziała
  • Dzięki, komenda policji, może znajdziemy jakąś broń poza dzidami, które i tak trzeba zrobić.
Drzwi były zamknięte i niby mogli wejść oknem ale Robert postanowił wypróbować wytrychy.
Weszli do środka.
Właściwie w całym budynku nic ciekawego nie było,
W pewnym momencie z ciemności zaświeciła mu para oczu, złapał mocniej czekan.
  • Robert co ty ?
  • Oj, przestraszyłaś mnie, nie spodziewałem się, że Ci oczy w ciemności świecą
  • Każdemu z centrum świecą, dlatego widzimy po ciemku.
  • Nie wiedziałem, przepraszam.
Znaleźli pancerne drzwi z napisem „magazyn broni”.
Drzwi blokowane były kodem, ale przy braku jakiegokolwiek zasilania, bo akumulatory zapasowe zużyły się przez dwadzieścia lat, nie było szans ich otworzyć.
Zwykle tego typu zamki mają mechanizm otwierający zamek przy braku prądu, dla bezpieczeństwa, jakby przypadkiem ktoś się zatrzasnął, ale te wyraźnie dla bezpieczeństwa nie miały tego mechanizmu.
Robert roześmiał się w pewnym momencie i zaczął rozwalać ściankę w pomieszczeniu obok.
Drzwi były bardzo solidne, ale ścianka działowa do pokoju obok była z karton-gipsu.
Z kawałka puszki zaimprowizował kaganek na bazie mazi rozpałkowej.
  • Po co palisz ?
  • Przecież tam jest ciemno ..
  • Ale ja wszystko widzę, czego mam szukać ?
  • Karabinu, pistoletu amunicji..
  • Jak to wygląda ?
  • Szybciej będzie jak rozpalę – uśmiechnął się Robert.
Broni nie znalazł, widocznie w dobie kryzysu całą zabrano, było tylko kilka paczek naboi 9mm, duża lornetka i kilka pasków z ładownicami.
Paski były dużo lepsze niż wiązanie poncza kawałkiem szmatki.
  • Trochę nie tego się spodziewałem.
  • Jak rozpalimy ogień to zrobię dzidy, nie martw się.
  • Nie martwię się, nie tu, to gdzie indziej, dzidą bandytów nie pokonam.
Szukali dalej.
W pokoju wyglądającym na gabinet naczelnika na fotelu siedział zasuszony szkielet.
Nawet miał pistolet w kaburze, ale tak pordzewiały, że zabieranie go nie miało sensu.
W rogu stała szafa pancerna.
  • Może gdzieś tu będą klucze
  • A wytrychem nie dasz rady ?
  • To nie taki zamek.
  • A jakie te klucze ?
Robert odsunął szufladę biurka.
  • O takie – uśmiechnął się.
Otworzył szafę, na górnych półkach było pełno papierów, nic ciekawego, zabrał trochę, bardziej w celach toaletowych i na rozpałkę, niż w innych.
Uwagę jego przyciągnęły pudełka na jednej z niższych półek, dobrze zafoliowane, wyglądały jak towar dostarczony prosto z fabryki.
  • O rzesz ty !
  • Co to ?
  • Gogle techniczne
  • Przecież gogle już mamy
  • To nie takie, to elektroniczne, potrafią pokazać ci gdzie jesteś i dostosować światło do oczu.
  • Jak to ?
  • No, jak działają to będę w nich widział w nocy
  • Z tą techniką nigdy nie jest prosto
  • Nie kracz, leżały w metalowej szafie, to ma baterie izotopowo-grafenowe i panele ładujące w szkłach.
  • To znaczy ?
  • To znaczy, że mogą działać i nie będzie potrzeba specjalnego zasilania, bo się same naładują
  • Testowałem podobne, z poprzedniej wersji, strasznie droga impreza tylko te nie są zablokowane bo to policyjne.
  • Zablokowane ?
  • Te moje miały możliwości cywilne, nie można było pracować w grupie ani wgrywać dodatkowych modułów.
  • Kompletnie nie rozumiem co mówisz.
  • Pokarzę Ci jak się naładują i je dla nas ustawię.
  • Umiesz ?
  • To akurat moja działka.
Pudełka były cztery, trzy pary gogli i pudełko z modułami.
Robert rozpakował pierwsze.
W pudełku poza goglami był jeszcze celownik do broni z szyną montażową, jakieś moduły zewnętrzne na długich kabelkach i kilka dodatkowych drobiazgów.
Działały, baterie nie były najmocniejsze, ale to się samo doładuje na słońcu.
Sprawdził moduły, był „Tropiciel”, ”Mapa” „Noc” „Grupa” „Zdrowie” i jeszcze kilka innych, na razie ustawił sobie jasność.
Znalazł opaskę na nadgarstek i ekran zaczął pokazywać mu puls, temperaturę ciała i temperaturę powietrza. Było +15ºC i godzina 15:30.
Opaska pozwalała sterować goglami.
Na pomarańczowo świeciła ikonka problemu.
Chciał sprawdzić co tam jest.
  • Robert, co tak stoisz i machasz ręką ? Coś się stało ?
  • Ustawiałem gogle, jak się zatrzymamy na noc to je skonfiguruję
  • Przecież już ustawiłeś
  • To musi zająć trochę czasu, ale mogę to zrobić później
  • To chodźmy już tu nie jest miło z nim na krześle.
  • Dobra idziemy
Pomieszczenia same mapowały się na mini mapce w górnym rogu.
A postać Kaśki była delikatnie obrysowana pomarańczową kreską.
Na zewnątrz GPS zaskoczył i pokazał współrzędne.
Robert sprawdził, miał wrzuconą pełną mapę Polski.
  • Co tak stajesz ?
  • Już idę, to te gogle, mamy mapę.
  • Jaką mapę ?
  • Pokarzę Ci na postoju
  • Daleko do tego handlowego ?
  • Już zaraz, trzysta metrów. Musi być za tymi drzewami
  • Byłeś tu, bo przejeżdżając to byś nie wiedziałeś
  • Mówiłem, że mam mapę
Kaśka była wyraźnie zniesmaczona, co prawdę mówiąc było lepsze niż miałaby być smutna.
Doszli.
  • Czego szukamy ?
  • Chyba tylko kurtek i kapeluszy.
Weszli, nie było zbyt widno, ale Robertowi to już kompletnie nie przeszkadzało, system rozjaśniał najciemniejsze zakamarki.
Maił wrażenie jakby chodził po centrum handlowym przed zagładą,
Szli od sklepu do sklepu, Kaśka wchodziła a on już na pierwszy rzut oka wiedział, że nic nie znajdą.
Dla Kaśki znaleźli jakąś brązową z kieszeniami na zapleczu działu dziecięcego.
  • Wszystko było takie różowe ?
  • Nie wszystko, ale tych różowych było najwięcej.
Dla niego znaleźli skórę, była niepraktyczna, bo kieszenie były symboliczne, ale zawsze coś.
Kapeluszy nie znaleźli, pewnie nie były w modzie, ale za to Robert wypatrzył nienaruszoną i ofoliowaną puszkę kawy.
  • Musimy gdzieś się zatrzymać jest już piąta, mam dużo roboty z tymi goglami a Ty chciałaś zrobić dzidy
  • Jaka piąta ?
  • Godzina piąta, mam w goglach zegarek
  • Musisz mi koniecznie wszystko wytłumaczyć i pokazać, bo mam wrażenie, że rozmawiamy jak ze ślepym o kolorach.
  • Tak zrobię, masz dużo większe doświadczenie, powiedz, gdzie będzie dobre miejsce na noc – powiedział, żeby trochę ją ułagodzić
  • Chodź, wodę mamy, trzeba wejść gdzieś na piętro, będzie można się rozejrzeć, co prawda ja nie za dużo widzę ale liczę na Ciebie
Weszli wyżej, byli trochę ponad poziomem wierzchołków drzew.
  • Może jakieś domy widzisz ? Tak jak ten pierwszy.
Robert popatrzył w dal i wypróbował moduł lornetki, zbierała ładnie, będzie można się pozbyć tradycyjnej, potem popatrzył na mapę i według mapy po drugiej stronie ulicy stał dom, co prawda nie w tę stronę co patrzył, ale nie było to istotne.
  • Już wiem, chodźmy
  • Robert, idziesz w złą stronę
  • W dobrą, zobaczysz
  • Najstarsi...
Wyszli przed budynek i za chwilę doszli do domku, Kaśka była zdumiona jakim cudem Robert go wypatrzył.
Drzwi były zamknięte a okna całe. W głębi był ogród i dalej drugi budynek wyraźnie starszy.
Zwiedzanie tego drugiego odłoży sobie na później.
Robert znowu musiał użyć wytrycha, dobrze, że zamek był prosty.
Dom był pusty, miał kominek, co było wygodne, ale widać było, że nikt w nim nigdy nie mieszkał.
Rzucili plecaki.
  • To ja pójdę po drewno i drzewce na dzidy a ty się tymi goglami baw, bo jedzenie jeszcze mamy ?
  • Jeszcze na kilka dni.
  • Dobrze, ale trzeba by na coś zapolować, bo to twoje spatti bognese to nie ma mięsa.
Usiadł w kącie i oparł się o ścianę i zaczął ustawiać sprzęt.
Wszedł do menu powiadomień, świeciło się kilka.
Oczywista kontrolka braku sieci i druga o braku kontaktu z bazą nie były problemem.
Powyłączał je.
Kontrolka z krzyżykiem dotycząca zdrowia pokazywała brak aktywnego czujnika.
Dziwne, bo przecież czujnik na ręku miał.
Wszedł w instrukcję i według instrukcji powinna być jeszcze opaska na nogę.
Rozpakował pudełko do końca i znalazł.
Wypakował karimatę i zdjął buty, założył opaskę na prawą łydkę.
Nadal błąd czujnika.
Przeczytał jeszcze raz dokładnie i teraz założył opaskę na lewą łydkę.
Zamigało i dla odmiany teraz dostał błąd konfiguracji.
Urządzenie nie było skonfigurowane personalnie dla niego.
Znowu sięgnął do instrukcji.
W ustawieniach osobistych ustawił płeć, wiek, wzrost i szacunkową wagę.
System zaświecił się na delikatnie pomarańczowo.
Był lekko odwodniony, miał delikatnie obniżoną temperaturę, brakowało mu żelaza i magnezu i miał anemię i zbyt małą masę mięśni i było mu trochę za zimno.
W wydychanym powietrzu miał trochę za mało wilgoci ale wdychane było pokazane na zielono.
Wyciągnął drugie gogle, żeby je ustawić dla Kaśki.
  • Drewno mamy, rozpalać ? Długo Ci to zajmie ?
  • Jeszcze trochę, dopiero ustawiłem swoje, jeszcze dla Ciebie
  • Wodę z butelek wlewam do garnka i wezmę filtra, za domem jest kałuża to napełnię
  • Dobrze, wrzuć do wody korę z wierzby, powinna być w kieszeni plecaka, nie będziemy chyba jeść, jesteś głodna ?
  • Zjadłabym coś,
  • To zagotuj wodę w dwóch garnkach, jeden z korą drugi bez.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że Kaśka przyniosła dwa kije, pewnie na dzidy, większy i mniejszy a w kącie leżała sterta pozrywanych pokrzyw.
Wrócił do konfiguracji.
Było menu zespołu ale chciało kodu przy podłączaniu.
Kody znalazł w opakowaniach.
Włączył możliwość obsługi zdalnej, tak, żeby wszystko Kaśce wytłumaczyć i z powrotem założył te swoje.
Z tej strony też musiał podłączyć Kaśki gogle.
Nowa kontrolka za świeciła się tym razem na czerwono.
Po prostu nie było Kaśki.
Podłączył się ze swoich do gogli Kaśki, ustawił jej płeć, wzrost i wagę, nie wiedział ile ma lat i na razie wstawił 19.
Kaśka rozpaliła już ogień i postawiła garnki.
  • Kaśka ile ty masz lat ?
  • Chyba dwadzieścia pięć, tak mi wychodzi, zresztą pierwszych pięciu nie pamiętam a co ?
  • Nic ważnego, potrzebuję do gogli
Poprawił.
  • A co to ma do gogli ?
  • To chodź zobacz, już ci je trochę ustawiłem i będzie się można patrzeć razem,
  • To daj te gogle,
Założyła.
Jeszcze na rękę musisz założyć to a na nogę tę drugą opaskę.
Bez pytania zdjęła buta i zapięła opaskę.
  • Zobacz, steruję tą strzałką co ją widać.
  • Acha...
  • Zaczniemy od jasności, widzisz te dwa kwadraty na środku
  • Tak,
  • Powiedz kiedy przestaniesz je widzieć
  • Już
  • Teraz powolutku, powiedz kiedy zobaczysz
  • Już
  • Teraz kontrasty, zaczekaj, muszę sobie włączyć własne światło bo na twoim ekranie widzę ciemność.
  • Dobra, teraz powiedz kiedy kwadraty będą miały podobny kolor
  • Jeszcze troszeczkę, już
Robert pokazał Kaśce gdzie jest godzina, jak wywołać mapę a jak lornetkę, jak włączyć podczerwień, co to właściwie jest godzina.
Powiedział, że widzi, że Kaśka ma 37.6ºC i dlaczego to źle.
Zagotowała się woda, zjedli tym razem Chili Con Carne.
Jedli a on tłumaczył.
Pokazał na swoich goglach jak daleko przeszli od komendy, ile jest z Płocka do Warszawy.
  • Ta technologia jest dobra, to jest wygodne
Po pełnej konfiguracji Kaśkę podświetlało lekko zieloną kreską.
Była 19:13 godzinę do zapadnięcia zmroku.
Teraz Kaśka pokazywała co ona potrafi.
Jeden z pilników wrzuciła w ogień a za pomocą noża skrobała przyniesione kije, nacięła im szczeliny, tak, żeby śledzie pasowały.
Następnie włożyła je do ognia, trochę przypaliła i starła na podłodze betonu.
Potem porozdzielała łodygi pokrzyw i zaczęła sprawnie splatać z nich sznurek.
  • Nie wiedziałem, że tak można, przecież mamy sznurek
  • Ten co go mamy się nie nadaje.
Ułożyła pracowicie przygotowane sznurki na podłodze.
Postawiła jakąś puszkę przy ogniu.
  • Co teraz ?
  • Czekam, aż się żywica rozpuści, potem ją wymieszam z popiołem i będzie klajster, którym zakleję ostrza, potem to owinę sznurkiem i jeszcze raz zaklajstruję, w inny sznurek klajster nie wsiąkałby tak dobrze, już kiedyś próbowałam.
Robert patrzył jak Kaśka sprawnie przytwierdza ostrze.
Po godzinie dzidy były prawie gotowe, jak ostygły wzięła pilnik i zaczęła ostrzyć.
  • A ten pilnik z ognia ?
  • Ten będzie krzesiwem, ale to jutro, jak ognisko zgaśnie.
  • Napij się jeszcze, musimy dużo pić, tak widzę w goglach.
  • Ale temperatura jest mniejsza.
  • Jest, ale widzisz, że nie na zielono.
  • A te inne, te żelaza i reszta, bo żelazo już mamy, dzidy gotowe, powinno się poprawić
  • To nie takie żelazo.
Był czas na zmianę opatrunków, wyglądało, że rany na głowach zarastały i wyglądały dobrze.
Wrócili do gogli.
Tłumaczył jej długo, potem jeszcze raz przetrenowali obsługę gogli przez Kaśkę.
Przetrenowali komunikację, Robert poszedł na górę i połączyli się.
Na koniec ułożyli się w śpiworach..
Robert jeszcze długo sprawdzał możliwości urządzenia.
W trybie tropienia na ziemi były widoczne ich ślady i można było zobaczyć w szczegółach czas ich postawienia a po połączeniu tropu z informacją, że to Kaśki ślady, potrafił je wyizolować.
Pokazał to Kaśce i był trochę zaskoczony, że ona ślady po prostu widzi i nie potrzebuje specjalnego podświetlenia, ale rzeczywiście jest to wygodniejsze.
Moduły zewnętrzne to był koprocesor z dodatkową pamięcią a do niego można było wpiąć dodatkowy czujnik do badania składu chemicznego.
Pokazał Kaśce na mapie co myśli o drodze do domu, chciał spróbować przejść mostem Solidarności, a jak się nie uda, to następny był dopiero w Wyszogrodzie, Na Nowy dwór nie liczył, bo Ania mówiła, że gdzieś tam wybuchła bomba.

W końcu poszli spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz