Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

wtorek, 28 lipca 2015

12. Droga

Wstali rano na śniadanie zjedli jakieś płatki z owocami z liofilizatu.
Kawa była dobra, Kaśce nie smakowała ale Robert był szczęśliwy.
  • Robert, ja widzę w świetle, daleko, nigdy tak nie widziałam - ucieszyła się Kaśka.
  • A ja mogę widzieć w ciemności – uśmiechnął się Robert.
Gdy Kaśka bawiła się goglami, Robert poszedł do starszego domku w głębi pozostałości ogrodu.
Po drodze zauważył duże ilości śladów z nocy, wyglądało na jakieś zające i chyba trop lisa albo małego psa.
Fajne to było, zyskał nową zdolność i było to tak jakby od nowa poznawał niewidoczny wcześniej świat.
W domku nie było nic ciekawego, rozkład, dach był lekko zawalony a wilgoć i rośliny dokończyły dzieła zniszczenia.
Za domem były pozostałości szklarni a w szklarni rosły pomidory.
Robert wykorzystał moduł oryginalnie służący do rozpoznawania i podświetlania przedmiotów na miejscu zbrodni, zeskanował krzak pomidora i owoce a następnie zbudował bazę z nazwą „jadalne”.
Na wbudowanej pamięci było jeszcze bardzo dużo miejsca, system pokazywał zajętość na poziomie 2.5 %, ale odruchowo i przy okazji skasował bazę z przepisami, procedurami, dziennikami ustaw i innymi zdecydowanie zbędnymi rzeczami.
Baterie się ładowały i wyglądało na to, że raczej nigdy nie zabraknie mu prądu.
Przesłał kopie warzyw do gogli Kaśki i powiedział jej o znalezisku.
System podświetlał teraz pomidory i ich krzaki.
  • Dziwne to tak rozmawiać jak Ciebie tu nie ma, ale wygodne.
Robert pozbierał owoce, będą na później.
Znalazł miętę, bazylię i ponownie marchewkę.
Zapakowali się. Robert zostawił lornetkę i kilka nadmiarowych drobiazgów.
Zapakował kawał folii budowlanej znaleziony w ich domu i jakieś plastikowe worki na śmieci.
  • Widziałaś, że biegały tu zwierzęta ?
  • Od samego początku, pełno tu królików i dlatego właśnie zrobiłam dzidy, trzeba będzie zapolować.
  • Nigdy jeszcze nie polowałem.
  • Zostaw to mnie, zrobimy tak, pokażesz mi dokąd idziemy, ja pójdę przodem, żebyś mi nie wystraszył zwierzaków i może coś upoluję a Ty za mną, tak, żebyś mnie widział, ale nie za blisko.
  • I tak Cię będę widział w goglach – uśmiechnął się Robert.
Wyznaczył trasę na most.
Kaśka szła przodem, przykucnięta, prawie bezszelestnie.
Robert szedł z tyłu z plecakiem, Kaśki plecak włożył w swój, żeby jej nic nie przeszkadzało w polowaniu.
Zniknęła gdzieś w krzakach ale Robert widział w okularach obrysowaną sylwetkę.
Nagle dostrzegł szybszy ruch.
  • Mam królika przekazała Kaśka
  • Idę do Ciebie.
Gdy podszedł, Kaśka oprawiała zwierzątko, nie mógł na to patrzeć.
  • Dobrze, że Ty to robisz, ja bym nie mógł.
  • W jakim sensie ?
  • No normalnie, nigdy tego nie robiłem i nie wiem czy bym dał radę, poza tym to obrzydliwe.
  • To co żeście jedli, wtedy ?
  • Inni ludzie to za nas robili, nigdy nie byłem przy rozcinaniu zwierzaka.
  • Dobrze być przydatną.
Zapakowali mięso w jedną z menażek i poszli dalej.
Most nie wyglądał bardzo źle, był na środku zapadnięty ale po powiększeniu Robert dostrzegł, że powinno być przejście, gdzieś daleko jezdnia pokryta była wodą, ale liczyli na to, że mimo wszystko przejdą. Samochody stojące na pasach były zanurzone do połowy drzwi.
Problemy zaczęły się przy wąskim przejściu przez zwalony kawałek mostu.
Kaśka, która nagle uzyskała możliwość widzenia, panicznie bała się wysokości.
Robert związał ich liną bardziej dla polepszenia nastroju Kaśki niż z konieczności i jakoś przeszli.
Zajęło im to prawie pół godziny.
Doszli do zalanej części, było to poza głównym nurtem rzeki, także nie wyglądało to dramatycznie.
Jezdnia była delikatnie zapadnięta.
Przefiltrowali wodę do butelek, ta z rzeki wyglądała lepiej niż ta z kałuży.
Nie miało to większego znaczenia, bo filtr był bardzo sprawny, ale i tak trzeba było uzupełnić zapas.
Robert zdjął buty, woda według wskazań czujnika miała 12ºC.
Plecak ważył kilkanaście kilo, Kaśka była tylko trochę cięższa.
Robert wziął ją „na barana”, do przejścia było sto dwanaście metrów.
Nie było tak źle, tylko zimno, gogle zaświeciły pomarańczową lampkę.
Woda nie była bardzo głęboka, samochody stały bezpośrednio na felgach i zanim zaczęli przeprawę wyglądało, że będzie głębiej.
Robert poczuł pod stopami nagły spadek, spróbował przejść na drugą stronę do barierek.
  • Ał!
  • Co się stało ?
  • Coś mi wlazło w nogę
  • Wszystko w porządku ?
  • Rozorałem sobie stopę, musimy dojść do końca i coś poradzimy. To był durny pomysł z tym zdejmowaniem butów.
Robert doszedł do suchej nawierzchni, postawił Kaśkę na ziemi, zrzucił plecak i na nim usiadł.
Droga wystawała nad wodę dość daleko, na barierkach po stronie południowej zebrało się bardzo dużo zwalonych drzew. Widać było jakieś deski, pozostałości po zmytych przez wodę domach.
  • Nie mamy już bandaża
  • Odetnę kawałek koszulki
  • Nie, nie trzeba, zrobimy inaczej, w każdym samochodzie powinna być apteczka
  • Gdzie ją znajdę i jak ją rozpoznam ?
  • Pokieruję Cię goglami.
Kaśka otworzyła bagażnik pierwszego z pojazdów, w którym ocalały szyby.
Apteczka była, ale przegniła, dopiero w trzecim znalazła szczelnie zapakowany folią pakiet, który miał szanse być użyteczny.
Robert przemył ranę czystą wodą z butelki i zawiązał zaimprowizowany opatrunek.
Założył buty, ale ciężko mu było chodzić, utykał opierając się na dzidzie.
Zaznaczył na mapie miejsce aby w przyszłości można było poprawić mapę.
Przeszukali jeszcze kilka samochodów, i skompletowali zestaw opatrunkowy na później.
  • Co to takie pomarańczowe ?
Robert podłączył się do gogli Kaśki.
  • To informacja, że jestem zmęczony i ranny.
  • Skąd gogle wiedzą, że ranny ?
  • Coś z ciśnieniem krwi i zawartością.
Starali się nie odchodzić zbyt daleko od rzeki.
Droga była ciężka, stery poprzewracanych drzew blokowały im przejście i co chwila przedzierali się przez jakieś krzaki.
Z utykającym Robertem poruszali się powoli.
Czasem trafiła się ścieżka wydeptana przez zwierzynę, którą było trochę łatwiej.
Robert pytał wtedy Kaśkę o to jakie zwierzę pozostawiło ślady i zapisywał to w bazie.
Kilka razy trafili na ślady zwierząt, których Kaśka nie potrafiła rozpoznać a raz wyszli na przecinkę pozostawioną przez jeża z której dość szybko starali się zejść.
Całe szczęście, że jeż wyraźnie chodził do wodopoju czyli w stronę rzeki a oni szli wzdłuż.
Według systemu jeż przechodził tędy o świcie.
O 14:00 zatrzymali się na postój, napili się wody i zjedli po pomidorze.
Kaśka zdarła korę z pobliskiej brzozy.
  • Ta Twoja wata kiedyś się skończy a ogień trzeba rozpalać.
Postój zajął im pół godziny, poszli dalej.
Po kilku godzinach drogę przegrodził im strumyk.
  • Zatrzymajmy się tu na noc.
  • Ale tak bez ścian ?
  • Postawimy namiot, rozpalimy ogień, jakoś to będzie.
Kaśka przygotowała mięso królika i upiekła go nad ogniem a Robert zaparzył miętę.
  • Jak noga ? - zapytała, gdy on poprawiał opatrunek.
  • Minie co najmniej kilka dni, zanim się poprawi.
Korzystając z ogniska, Robert podgrzał rączkę prymitywnego wytrychu i zaczął go na gorąco owijać paskami folii.
Powstała całkiem fajna rączka, było to dużo wygodniejsze niż trzymanie blachy w dłoni.
Przeszli piętnaście kilometrów w linii prostej.
Niezbyt dużo jak na jeden dzień.
Kaśka strugała jakiś patyk.
  • Co robisz ?
  • Pułapkę na królika, zastawię na noc, może będzie rano co jeść
  • Mamy jeszcze pomidory i resztę mięsa
  • Jeden królik więcej nam nie zaszkodzi.
  • Pokażesz mi jak się taką pułapkę robi ?
  • Przecież możesz przez moje gogle patrzeć.
Kaśka poszła w las.
Zasadą każdej pułapki, jak tłumaczyła Kaśka, jest pięć rzeczy: miejsce, siła, spust, pułapka i maskowanie.
Zasadą sukcesu jest postawienie ich dużo, ale nie chciała ciąć sznurka.
Na miejsce wybrała ścieżkę, gdzie ostatnio przechodziło dużo królików.
Starała się na nią nie wejść, zastawiając pułapkę kucając z jej boku.
Siłę zapewniła jej kłoda, którą obwiązała sznurkiem a sznurek przerzuciła przez gałąź.
Spust był z dwóch odpowiednio przyciętych patyków.
Pułapką była pętla ze sznurka przysypana starymi liśćmi.
Wróciła po drodze zbierając drewno i nadłamując czubki gałęzi.
  • Po co te ułamane gałęzie ?
  • No niby mam mapę ale odruch to odruch, jakoś muszę tę pułapkę znaleźć.
Kaśka wyciągnęła z plecaka malutką puszkę po herbacie zaczęła nożem robić dziurkę w pokrywce.
  • Co robisz ?
  • Miałam Ci pokazać jak krzesać ogień, nie mam jeszcze kamienia, ale zrobię hubkę.
Do puszki włożyła mały bandaż, którego mieli w nadmiarze i całość postawiła przy ognisku.
Jak z otworu przestał lecieć dym, odrzuciła puszkę patykiem.
  • Jak wystygnie to w środku jest dobra hubka, o ile materiał był dobry, czasem się przykleja do puszki, ale z bandaża zwykle jest dobra.
Potem znowu weszła w las i nazbierała pokrzyw.
Zaczęła skręcać sznurek.
  • A ten na pułapkę się nie nada ?
  • Nada się, ale później, robię na zapas.
Robert rozstawił namiot a płachtą murarską przykrył trochę drewna, żeby nie zamokło.
  • Chowamy wszystko do namiotu, będzie padać w nocy
  • Skąd wiesz ?
  • Ciśnienie spada, o tu zobacz, jest strzałka w dół i kropelki.

Poszli spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz