Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

środa, 8 lipca 2015

5. Na Chopina

Szli powoli, gęsiego, w całkowitej ciszy, prowadziła Bena a szereg kończył Kolo.
W okolicach Postępu skręcili do jednego z budynków.
Robert odwrócił się do Koła i na migi zapytał gdzie idą.
Kolo pokazał na but i na niego.
Jasne. Weszli do jakiegoś dużego magazynu.
Przed wojną musiała tu być jakaś hurtownia. Z tyłu budynku stały dwa TIR-y.
- Chodź, pokażę Ci gdzie znajdziesz buty i resztę, na pewno znajdziesz, bo takich dużych jak dla Ciebie to nikt nie potrzebuje.
Powiedział Kolo wskazując Robertowi kierunek.
To musiał być jakiś skład dla demobilu czy innego sklepu w tym stylu.
Rzeczy były składowane w pudłach owiniętych szczelnie folią.
Znaleźli solidne wojskowe buty w odpowiednim rozmiarze, bojówki, i ponczo.
Robert zapakował kilka koszul, niestety nigdzie nie znalazł majtek i skarpetek.
Bena wyszukała odpowiedni plecak, pasek i ładownice i jakąś manierkę z kubkiem.
- Weź, mam zapasowe okulary.
Robert przebrał się, przepakował plecak.
Na głowę założył spawalnicze okulary podane przez Benę.
Ponczo, pas i ładownice zapakował do plecaka.
W parce czół się całkiem dobrze.
- A co właściwie nosicie w tych ładownicach ?
Zapytał Robert.
- Ciszej…..Dużo różnych rzeczy, każdy ma swoje do swoich zadań.
- Na pewno będziesz potrzebował nóż, krzesiwo, manierkę, wytrychy i sznurek, tego poza manierką tu i tak nie ma, pomogę Ci później znaleźć.
- Sam zobaczysz co potrafisz i co potrzebujesz.
- Śmieszne, mówię do najstarszego jak do dzieciaka
- Widocznie tak trzeba. A patrzyliście co jest w tych większych pudłach tam dalej ?
- To się nazywa rower, czy rowery, Kacper, nasz mechanik wycinał z takiego rurki, dobra lekka i wytrzymała rura i guma dobra do strzałek. - Powiedział Kolo wyciągając konstrukcję z rury, rodzaj miotacza na gumę z dętki.
- Rowery...
Temat na tyle zaciekawił Roberta, że podszedł do pudeł w kącie hali
Rozerwał jedno, w środku był rower typu miejskiego, z koszykiem na kierownicy i bagażnikiem.
- Chodźcie, pomóżcie mi z tym.
Wypakowali, opony nie wyglądały na sparciałe, Pudła leżały poziomo jedno na drugim.
-Pompka, wiecie co to jest pompka ? Jakiś pomysł skąd ją wziąć ?
-Wiemy, ale po co ci pompka, pompuje się albo wodę albo wachę...
-Pompką można pompować... no dobrze, poszukajmy.

Niestety pompki nigdzie nie znaleźli.
Po chwilowej naradzie ustalili, że poszukają pompki na Chopina a Robert wytłumaczy im jaka ma być właściwie ta pompka i jak i po co się jeździ na rowerze.
Wyszli w stronę ciężarówek.
- Zaczekajcie chwilę.
Obie miały szyby, trudno było otworzyć drzwi, Fryko otworzył zamek.
Robert wyciągnął z plecaka śrubokręty i wszedł do kabiny.
Nie wyglądała bardzo dramatycznie, kurz i zetlałe tkaniny.
Znalazł CB, wykręcił.
Powtórzyli to w drugim.
Weszli z powrotem do środka, bo światło było zbyt rażące.
Cała trójka z ciekawością przyglądała się, jak Robert rozkręca obudowę.
Po wydmuchaniu kurzu płytki wyglądały na popalone.
Rozkręcił drugie i tu wyglądało to lepiej.
- Macie prąd na chopina ?
- Chyba wiem o co Ci chodzi – powiedział Kolo - takie coś co robi zimne światło.. nie mamy.
 Po co to ?
- Zobaczycie, coś wymyślimy. Jak zadziała, będzie można rozmawiać z daleka.
- Usłyszą nas piszczaki.
- Nie usłyszą, zobaczycie.
Robert wrócił do kabiny i wyciągnął kilka metrów koncentryka z wtyczką.
Poszli w kierunku lotniska.
- Zaczekajcie.
Robert zatrzymał się przy wraku samochodu z kikutem anteny.
Z niego też wymontowali CB ale już nie rozkręcali.
- Macie jakieś akumulatory ?
Wzruszenie ramionami oznaczało brak zrozumienia.
Otworzyli maskę.
Strasznie zaskrzypiało co spowodowało chwilową panikę.
Fryko wylądował pod samochodem, Bena kucała za drugim rozglądając się trwożnie a Kolo wyciągnął swoją strzałkę i celował gdzieś do tyłu.
Tylko Robert stał trochę oszołomiony reakcją ludzi.
Nic się nie działo, uspokoili się
- Trzeba uważać – powiedziała Bena wstając.
-Dobra, zobaczcie to jest akumulator, będę potrzebował takie dwa tylko tu, o tu, powinny być korki a nie taki plastik, chodzi o to, żeby można było tam czegoś nalać.
- Zabieramy ? Dziurki się zrobi - Zapytała Bena.
- Za ciężkie, może się bliżej znajdzie, takie były w każdym samochodzie.
Jeszcze nie mam pomysłu jak to naładować...
- A to się jakoś gdzieś coś naciąga ? - zapytał Kolo
- Zobaczysz, jak wymyślę, jest trochę możliwości, zawsze można wykręcić alternator i doczepić wiatrak.
- Nic nie rozumiem najstarszy, wytłumaczysz nam na chopina, mamy mało czasu do wieczora
- Dobry pomysł chodźmy.
Wydawać by się mogło, że na lotnisko nie było daleko, ale szli powoli starając się nie robić hałasu.
Weszli na górę, na halę odlotów.
Szyby były całe, drzwi zastawione kratą, Kolo odwiązał łańcuch którym była zamknięta, przeszli a on starannie za nimi go zawiązał.
Barykada zrobiona ze stanowisk do rejestracji pasażerów blokowała wejście na odloty.
Prześwietlając przez brudne szyby nie było tak rażące.
Przeszli dalej. Jakieś dziecko otworzyło im drzwi dawnego przejścia dla personelu.
- Witajcie
- Witaj Zosiu, leć po najstarszą, mamy gościa.
Po chwili weszli na tereny dawnych sklepów wolnocłowych.
Na przeciw wyszła do nich delegacja złożona z kilku osób.
- Witaj najstarsza – powiedział Kolo – przyprowadzam nowego najstarszego, zresztą sam Ci wszystko opowie, to Robert.
- Ania, jestem tu najstarszą.. właściwie byłam
- Witaj Aniu, nadal jesteś, znaczy w sensie starszeństwa, ja muszę się jeszcze dużo nauczyć tego świata.
Tłumów nie było, na lotnisku mieszkało może dziesięć osób.
Dwie rodziny – przypomniał sobie Robert.
W hali porozstawiane były namioty, wyglądało na to, że jest ich więcej niż ludzi.
Podłoga była pokryta warstwą ziemi, kurzu, gliny co tam się zebrało.
Wyglądało to bardziej na klepisko niż na posadzkę.
Na środku większej przestrzeni płonęło małe ognisko. Po jego bokach stały dwa trójnogi a na opartym o nie pręcie wisiały na łańcuszkach kociołki.
- Zapraszam na razie do mnie, napijemy się herbaty, rozgościsz się a potem pokażemy Ci namiot dla Ciebie. Chcesz jeść ?
- Chętnie.
- To usiądziemy przy jedzeniu i pogadamy.
Usiedli na ławkach, które kiedyś służyły pasażerom.
Reszta towarzystwa usiadła dokoła.
Robert ściągnął buty, były nowe i obcierały, zwłaszcza, że skarpetki nie były najwyższych lotów, obtarł sobie piętę.
Robert opowiedział historię ostatnich kilku dni.
- Nie macie tu jakiegoś alkoholu ? - zapytał
- Mamy, ale zaburza myślenie i szkoda go do picia, używamy go raczej leczniczo - opowiedziała Ania - a potrzebujesz ?
- Nie, tylko kiedyś do takiego spotkania pito.
- Potrzebujesz ?
- Nie, obejdzie się bez tego. A właściwie jak to wyglądało, dlaczego jest tylko tylu ludzi, gdzie upadły bomby ?
Ania zaczęła opowiadać.
- Wtedy w grudniu, na Warszawę nie spadła bezpośrednio żadna bomba, spadły dwie w okolicy.
Ania wyciągnęła mapę.
- Zobacz, te czerwone koła.
Wyglądało na to, że jedna spadła na jednostkę wojskową w Rembertowie a druga koło Modlina, może tam były jakieś bunkry ?
- Potem była emisja.
- Emisja ?
- No słońce jakoś wybuchło, nie wiem dokładnie co to było ale nazywali to emisją.
Przestały działać wszystkie rzeczy, tak mówiła mama.
- Już rozumiem...
- Właśnie, a potem przyszła zaraza i spadł śnieg i było bardzo zimno, mama mówiła, że to wtedy umarło najwięcej ludzi, zima była bardzo długa, pierwszy raz po tym, śnieg stopniał jakieś dwadzieścia lat temu.
- Kiedyś czytałem różne książki o takich sytuacjach, a bandytów nie było ?
- Bandytów ?
- No jedni ludzie napadają na innych ludzi...
- Nie .. - roześmiała się Ania -
Jest nas tak mało, że każdy cieszy się ze spotkania drugiego przeżylca.
Rozmawiali jeszcze kilka godzin.
Okazało się, że zatracili dużą część informacji i zdolności. Zachowali przekaz słowny oraz umiejętność czytania, pisania i liczenia.
Z ocalałych książek niezbyt dużo rozumieli, to było jak opowieści z innej planety.
Jedna podstawowa zasada była główna, nie wiesz jak coś zrobić, to nie rób, wiesz – naucz innych.
Robert opowiedział o znalezionych radiach CB i wytłumaczył Ani co chciał zrobić i że taka komunikacja jest możliwa,
Opowiedział też do czego służy rower.
Ustalili, że następnego dnia, Bena z Frykiem jako przewodnicy pójdą z Robertem zebrać potrzebny dla niego sprzęt, przy okazji może znajdą rzeczy potrzebne do uruchomienia CB.
Jak Robert zrozumiał, wybierali się do marketu turystycznego za lotniskiem.
Kacper, miejscowa złota rączka już zaczął podpytywać Roberta o rowery i o radio.
Potem, ktoś opowiedział historię, jaka mu się przydarzyła, potem ktoś drugi i tak zeszło im się do wieczora.
Towarzystwo powoli się rozchodziło po namiotach.
Kolo pokazał Robertowi jeden z namiotów, w środku leżał materac i śpiwór.
- To dla gości, jutro znajdziesz swoje własne
- Dzięki
- Dobrej nocy
- Dobranoc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz