Doszedł do jakichś
domów i w pierwszym z nich położył Kaśkę na ziemi.
Trzeba będzie
rozpalić ogień i się wysuszyć.
Przeszukał dom i
znalazł jakieś stare koce i kołdrę.
Z kołdry zbudował
posłanie obok kominka.
Rozebrał Kaśkę i
owinął ją szczelnie kocem.
Ze starego
prześcieradła podarł pasek i owinął jej nim głowę.
Z tyłu miała
zaschniętą krew, rozcięcie i strasznie dużego siniaka.
Nie był to zbyt
profesjonalny opatrunek, nawet nie miał czym przemyć rany, ale zawsze coś.
Otworzyła oczy.
- Gdzie jesteśmy ?
- W jakimś domu, teraz tu poleżysz a ja znajdę coś do jedzenia i spróbuję rozpalić ogień, musimy wysuszyć ubrania, leż tutaj spokojnie, śpij sobie.
- Dobrze...
Wyglądało jakby
znowu straciła przytomność. Miała gorączkę.
Fajnie byłoby
znaleźć jakąś aptekę – pomyślał.
Bandyci, kim by nie
byli, opróżnili mu kieszenie. Nie miał przy sobie nic.
W kuchni znalazł
jakiś nóż, tak na wszelki wypadek.
Zapałki były całkiem
zetlałe ale zauważył na oknie stos jednorazowych zapalniczek.
Wtedy w szpitalu
miał szczęście, żadna z tych zapalniczek nie działała, uszczelki sparciały i
wypuściły gaz.
Ale dwie z nich
robiły iskrę, kamienie jakimś cudem przetrwały.
W łazience znalazł
paczkę waty.
Jest nieźle,
pomyślał.
Na kominku stała
świeczka, zeskrobał stearynę na watę i podpałka była gotowa.
Koło kominka nie
było drewna, trzeba będzie coś znaleźć.
Popatrzył na stołki
w kuchni i niewiele myśląc zaczął je rozwalać o podłogę.
Materiał na małe
ognisko był, teraz woda i jakieś leki.
Za domem był
ogródek. Natka marchewki wyglądała znajomo.
Zadowolony z siebie
wykopał cztery dorodne marchwie i tyleż samo pietruszek.
Przy drodze które
rosły wierzby.
Pamiętał, że
zaparzając korę wierzby uzyskuje się coś jak aspirynę.
Wyciął kilkanaście
gałązek i położył przed wejściem.
Czas iść dalej.
Dach w jednym ze
stojących samochodów był zapadnięty i zebrała się w nim woda.
Wrócił do domu,
pamiętał, że w kącie leżała pusta pięciolitrowa butla po wodzie.
Zabrał ją i wrócił
do samochodu.
Wszedł do środka i
nożem, w zapadniętym suficie zrobił dziurę.
Woda pociekła do
butli.
Czysta nie była,
ale z tym jakoś sobie poradzi..
Wyszło mu prawie
trzy litry mętnej cieczy.
Otworzył bagażnik i
znalazł zafoliowaną apteczkę.
Wrócił z tym do domu
i za pomocą kawałka koca i butelki typu PET zbudował prowizoryczny filtr.
Przecedził wodę do
dużego garnka.
- Co robisz ? - zapytała Kaśka
- Jeszcze trochę i będzie obiad.
Z kuchenki zabrał
czajnik i zeskrobał do niego korę z wierzby.
Większość wody nalał
do czajnika a resztę przelał do mniejszego garnka.
Mimo, że tym
bieganiem w kółko trochę się rozgrzał, to nadal było mu zimno.
Rozpalił ognisko w
kominku, zaczekał aż drewno się zajmie i postawił czajnik.
Trochę tego za mało.
Znowu wyszedł przed
dom i na ulicy, która obecnie wyglądała jak zagajnik zaczął zbierać suche
patyki.
Jedno z drzew było
przewrócone i dość łatwo udało mu się oderwać suchą gałąź.
Przytargał drewno do
kominka.
Dołożył, bo zaczęło
przygasać.
Woda nie zagotowała
się jeszcze, ale w pomieszczeniu zaczęło robić się ciepło.
Rozebrał się z
mokrych łachów i powiesił je obok ognia na metalowym krzesełku.
Owinął się kocem i
obrał marchewki i pietruszki dosypał resztkę ryżu, który znalazł w jednej z
szafek grudkę soli.
Wstawił garnek do
ognia.
Woda w czajniku się
zagotowała, odstawił go od ognia i przelał w dwa kubeczki.
Z jednego będą pić a
drugi wykorzysta do przemycia ran.
- Kaśka, masz, wypij – powiedział podając jej jeden z nich.
- Niedobre, co to ?
- Lekarstwo.
Za apteczki wyjął
gazę i bandaże.
Posiekał pietruszkę,
bo jak pamiętał, pietruszka ma własności antyseptyczne.
Odwinął opatrunek
Kaśki.
Rana nie wyglądała
ładnie.
Przemył ją, obłożył
dużą ilością posiekanej pietruszki i obandażował.
Potem postąpił tak
samo ze swoją głową.
Obejrzał nadgarstki,
nie wyglądało to źle, tylko lekkie przetarcie, przemył.
Za kilka minut woda
w warzywach z ryżem zaczęła się gotować.
Odstawił trochę na
bok, według instrukcji na ryżu, powinien się on gotować piętnaście minut.
Nie miał jak
zmierzyć czasu, trzeba będzie coś na to poradzić, ale nie to jest teraz
najważniejsze.
- Już ?
- Już za chwilę
Kawałkiem ścierki
zamoczonej w wodzie z trzeciego kubeczka przetarł dwa talerze i łyżki.
Nałożył obiad.
- Kaśka, jemy
Otworzyła oczy,
improwizowana aspiryna musiała zacząć działać, bo temperatura jej spadła.
Zjedli.
Robert nawet nie
miał siły dołożyć do ognia, jakoś się jednak zmusił i zaraz zasnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz