Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

czwartek, 23 lipca 2015

10. Powodzie ***

Doszedł do jakichś domów i w pierwszym z nich położył Kaśkę na ziemi.
Trzeba będzie rozpalić ogień i się wysuszyć.
Przeszukał dom i znalazł jakieś stare koce i kołdrę.
Z kołdry zbudował posłanie obok kominka.
Rozebrał Kaśkę i owinął ją szczelnie kocem.
Ze starego prześcieradła podarł pasek i owinął jej nim głowę.
Z tyłu miała zaschniętą krew, rozcięcie i strasznie dużego siniaka.
Nie był to zbyt profesjonalny opatrunek, nawet nie miał czym przemyć rany, ale zawsze coś.
Otworzyła oczy.
  • Gdzie jesteśmy ?
  • W jakimś domu, teraz tu poleżysz a ja znajdę coś do jedzenia i spróbuję rozpalić ogień, musimy wysuszyć ubrania, leż tutaj spokojnie, śpij sobie.
  • Dobrze...
Wyglądało jakby znowu straciła przytomność. Miała gorączkę.
Fajnie byłoby znaleźć jakąś aptekę – pomyślał.
Bandyci, kim by nie byli, opróżnili mu kieszenie. Nie miał przy sobie nic.
W kuchni znalazł jakiś nóż, tak na wszelki wypadek.
Zapałki były całkiem zetlałe ale zauważył na oknie stos jednorazowych zapalniczek.
Wtedy w szpitalu miał szczęście, żadna z tych zapalniczek nie działała, uszczelki sparciały i wypuściły gaz.
Ale dwie z nich robiły iskrę, kamienie jakimś cudem przetrwały.
W łazience znalazł paczkę waty.
Jest nieźle, pomyślał.
Na kominku stała świeczka, zeskrobał stearynę na watę i podpałka była gotowa.
Koło kominka nie było drewna, trzeba będzie coś znaleźć.
Popatrzył na stołki w kuchni i niewiele myśląc zaczął je rozwalać o podłogę.
Materiał na małe ognisko był, teraz woda i jakieś leki.
Za domem był ogródek. Natka marchewki wyglądała znajomo.
Zadowolony z siebie wykopał cztery dorodne marchwie i tyleż samo pietruszek.
Przy drodze które rosły wierzby.
Pamiętał, że zaparzając korę wierzby uzyskuje się coś jak aspirynę.
Wyciął kilkanaście gałązek i położył przed wejściem.
Czas iść dalej.
Dach w jednym ze stojących samochodów był zapadnięty i zebrała się w nim woda.
Wrócił do domu, pamiętał, że w kącie leżała pusta pięciolitrowa butla po wodzie.
Zabrał ją i wrócił do samochodu.
Wszedł do środka i nożem, w zapadniętym suficie zrobił dziurę.
Woda pociekła do butli.
Czysta nie była, ale  z tym jakoś sobie poradzi..
Wyszło mu prawie trzy litry mętnej cieczy.
Otworzył bagażnik i znalazł zafoliowaną apteczkę.
Wrócił z tym do domu i za pomocą kawałka koca i butelki typu PET zbudował prowizoryczny filtr.
Przecedził wodę do dużego garnka.
  • Co robisz ? - zapytała Kaśka
  • Jeszcze trochę i będzie obiad.
Z kuchenki zabrał czajnik i zeskrobał do niego korę z wierzby.
Większość wody nalał do czajnika a resztę przelał do mniejszego garnka.
Mimo, że tym bieganiem w kółko trochę się rozgrzał, to nadal było mu zimno.
Rozpalił ognisko w kominku, zaczekał aż drewno się zajmie i postawił czajnik.
Trochę tego za mało.
Znowu wyszedł przed dom i na ulicy, która obecnie wyglądała jak zagajnik zaczął zbierać suche patyki.
Jedno z drzew było przewrócone i dość łatwo udało mu się oderwać suchą gałąź.
Przytargał drewno do kominka.
Dołożył, bo zaczęło przygasać.
Woda nie zagotowała się jeszcze, ale w pomieszczeniu zaczęło robić się ciepło.
Rozebrał się z mokrych łachów i powiesił je obok ognia na metalowym krzesełku.
Owinął się kocem i obrał marchewki i pietruszki dosypał resztkę ryżu, który znalazł w jednej z szafek grudkę soli.
Wstawił garnek do ognia.
Woda w czajniku się zagotowała, odstawił go od ognia i przelał w dwa kubeczki.
Z jednego będą pić a drugi wykorzysta do przemycia ran.
  • Kaśka, masz, wypij – powiedział podając jej jeden z nich.
  • Niedobre, co to ?
  • Lekarstwo.
Za apteczki wyjął gazę i bandaże.
Posiekał pietruszkę, bo jak pamiętał, pietruszka ma własności antyseptyczne.
Odwinął opatrunek Kaśki.
Rana nie wyglądała ładnie.
Przemył ją, obłożył dużą ilością posiekanej pietruszki i obandażował.
Potem postąpił tak samo ze swoją głową.
Obejrzał nadgarstki, nie wyglądało to źle, tylko lekkie przetarcie, przemył.
Za kilka minut woda w warzywach z ryżem zaczęła się gotować.
Odstawił trochę na bok, według instrukcji na ryżu, powinien się on gotować piętnaście minut.
Nie miał jak zmierzyć czasu, trzeba będzie coś na to poradzić, ale nie to jest teraz najważniejsze.
  • Już ?
  • Już za chwilę
Kawałkiem ścierki zamoczonej w wodzie z trzeciego kubeczka przetarł dwa talerze i łyżki.
Nałożył obiad.
  • Kaśka, jemy
Otworzyła oczy, improwizowana aspiryna musiała zacząć działać, bo temperatura jej spadła.
Zjedli.

Robert nawet nie miał siły dołożyć do ognia, jakoś się jednak zmusił i zaraz zasnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz