Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

poniedziałek, 20 lipca 2015

8. Powodzie

Wstali rano, czekała ich długa wycieczka.
Prąd w głównym nurcie Wisły był bardzo silny i żeby bezpiecznie wcelować kajakiem w stadion, najprościej było przejść mostem Łazienkowskim i opuścić kajak po drugiej stronie.
Woda sięgała aż pod samą skarpę, Powiśle i Solec były całkiem zalane.
Do mostu trzeba było dopłynąć pod prąd bo część od Rozdroża zawaliła się.
Po Poniatowskim zostały resztki wieżyczek reszta znikła.
Przeszli alejami do Muzeum Wojska Polskiego, tam było dobre miejsce na trzymanie łodzi.
Aleje wyglądały jak gęsty las i tylko ściany domów, obrośnięte zielenią wyznaczały granice byłej arterii,
Nie było zbyt ciepło, niebo było zachmurzone i słońce nie przebijało się, zatem i nie raniło.
Kaśka wypatrzyła ślady dzika, trzeba będzie zastawić pułapkę, zawsze to więcej jedzenia dla grupy.
Na placyku przed muzeum nadal stały czołgi, a pod murkiem leżał odwrócony kajak i para wioseł.
Kajak trafił tu kiedyś przyciągnięty przez Benę z marketu turystycznego.
Robert nie za bardzo wiedział, czy to kajak górski czy morski, takie coś co tak naprawdę nie chroniło przed falą a pasażerowie siedzieli bardziej na kajaku niż w nim.
Wsiedli i zaczęli wiosłować.
Na początku szło im nierówno, ani Robert ani Kaśka nie mieli wprawy ale w okolicach Książęcej jakoś złapali rytm.
Resztki budynków wystające z wody tamowały prąd i płynęło się dość przyjemnie.
Dotarli do ruin mostu i wdrapali się z kajakiem po schodach.
Kajak był bardzo lekki i nieśli go we dwoje przez most bardziej dla wygody niż z konieczności.
Zwodowali go po drugiej stronie i spokojnie, dodając sobie tylko kierunku wiosłem, spływali w prawo między resztki bloków.
Korona stadionu majestatycznie wystawała z wody.
Powodzianie głównie żywili się rybami łowionymi w stawie wewnątrz stadionu a drewno wyławiali z nurtu kajakiem przywiązanym bardzo długą liną do jednej z barierek.
Kajaka nie było, wyglądało to trochę dziwnie, pewnie wciągnęli do środka.
Podpłynęli do schodów i wciągnęli swój na podest, tak, żeby im nie odpłynął.
  • Hej, jest tam kto ?! - zawołał Robert, gdy weszli.
Cisza, tak jakby nikogo tu nie było.
  • Brać ich – ktoś krzyknął i zza ścianki wyskoczyło czterech ludzi.
Ktoś musiał się ukryć w wejściu, bo zupełnie niczego nie spodziewający się Robert dostał od tyłu czymś ciężkim w głowę, świat zawirował i nastała ciemność.

Jak przez mgłę czuł, że ktoś układa go w łodzi i bujają go fale, ale nie miał siły się rozbudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz