Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

niedziela, 5 lipca 2015

4. Świat ***


Obudziło go silne pociągnięcie za ramię.
- nie chrap, połóż się na boku, bo piszczaki nas znajdą i się zasadzą
Robert półprzytomnie przełożył się na bok, na dworze było już ciemno, czyli nie przyszli.
- Robert, obudź się i zobacz, piszczaki skaczą.
Obudził go szept Koła. Było już widno.
- Wstawaj, trzeba na drugą stronę przejść
Robert wstał, ubrał się cicho, Kolo czekał.
Poszli w głąb budynku, dwa piętra wyżej.
- tylko cicho, popatrz, one nic nie widzą ale słuch mają dobry.
Pod drugiej stronie bloku stała dziwna konstrukcja.
O drzewo, którego gałęzie rozkładały się jak litera „Y” ktoś oparł długą rurę pod niedużym kątem.
Po drugiej stronie drzewa był przyczepiony duży okrągły kosz do śmieci bez dna.
Na górze kubła poprzyczepiano na drutach kawałki rurek, tak aby mogły się obracać i aby zwierzę szukające w nich oparcia spadało w dół.
Nad koszem wisiało kilka patyków na sznurkach, jak wiał wiatr, to klekotały.
Rurki obracając się hałasowały.
Stworzenia , wielkości małego prosiaka właziły po rurze i spadały w dół przez kosz.
Na dole była sterta kamieni, niektóre się raniły, ale uparcie szły z powrotem na rurę, żeby ponownie spaść.
Jak któryś nie mógł iść, inne rzucały się na niego i zjadały.
Wyglądało to okropnie i było dziwne.
Piszczaki generalnie wyglądały dziwnie,  jak bardzo wyrośnięty gołąb z dużą ilością zębów w dziobie, który zamiast skrzydeł ma rodzaj odnóży zakończonych czymś w rodzaju łopatek.
Łopatkami tymi piszczaki pomagały sobie wchodząc po rurze.
Nagle jeden przystanął na krawędzi i przyłożył łopatki do łba tak jakby nasłuchiwał, następny go popchnął i oba spadły.
- O co chodzi ? - zapytał Robert.
- No bo zobacz, pułapka jest z drugiej strony niż nasze wejście.
    A jak spadną to pamiętają, że to nie jest fajne miejsce.

- Ale po co tam włażą jak wiedzą, że boli ?
- Bo coś stuka i chcemy, żeby nie przychodziły tutaj, a przecież czują dym i czasem zapach gotowania. Taka odciągaczka. Starsza to wymyśliła.
- A inne zwierzęta ?
- Inne nie są takie groźne, dzikusy boją się piszczaków.
      Czasem jak przyjdzie jeż jest słabo, ale zwykle się tu nie zapuszczają bo za mało miejsca.
     Więcej zwierzaków jest przy rzece bo tam ryby, ale tu najgorsze są piszczaki, jeszcze się napatrzysz.

- Jak to za mało miejsca na jeża , myślimy o tym samym ? Takie kolczaste mniejsze od.. ..od... piszczaka ?
- Prawie o tym samym, takie kolczaste to tak, ale prawie takie duże jak ten domek na wprost.
   Chodź, pokażę Ci igłę.


Wrócili do pomieszczenia koło pieca i Kolo pokazał stojący pod ścianą, prawie dwumetrowy pręt.
Robert wziął go do ręki. Rzeczywiście wyglądało to jak przerośnięty kolec, było twarde i lekkie.
- Używamy tego do obrony, ciężko upolować takiego jeża, ale jeden wpadł w dziurę i nie umiał wyleźć, jak       piszczaki sobie poszły, nazbieraliśmy igieł, zresztą jeszcze dużo tam zostało.
Masz, posmaruj sobie twarz i dłonie. -
Powiedział Koło podając mu słoiczek.
Dopiero teraz Robert zauważył, że palce ma zaczerwienione a twarz jakby rozpaloną.
- to światło, dlatego się zasłaniamy, dobrze że miałeś okulary, strasznie słabe ale i tak dobrze, i założyłeś  kaptur.
- Właśnie, co jest ze światłem ?
- No świeci i pali, starsza Ci wytłumaczy jak, bo ja to tylko wiem, że trzeba się zasłonić.
   O ucichło klekotanie, przestały skakać, czyli poszły.

- Jest tu się jak umyć ? Cały śmierdzę a w gębie mam tragicznego trampka.
- Buty w gębie ? Dziwne...
- No tak się czuje bardzo brudno.
- Jasne, mamy wodę, taką do mycia a nie do picia, z deszczu, bezpieczna jest, tu za rogiem i mydło też tam  znajdziesz, ja zagotuję coś do jedzenia, czuj się jak u siebie.
   Na końcu korytarza jest wychodek.

- Właśnie miałem się zapytać...



Zaczął od wychodka, trafił po zapachu, ktoś postawił rodzaj ławy w poprzek drzwi od windy, trochę to wyglądało niebezpieczne, ale dało radę, na ławie leżały sterty papieru.

W mieszkaniu obok tam gdzie wskazywał Koło, stała beczka, ściankę działową do łazienki ktoś rozwalił i można było się jakoś umyć.
Było za zimno, żeby moczyć głowę, jakieś pięć do siedmiu stopni.
Robert obmył się z grubsza, pomyślał, że coś trzeba będzie zrobić z włosami, bo nawet nie miał jak ich uczesać.
W kącie leżała sterta ręczników.
Posmarował twarz i dłonie maścią i wrócił do piecyka żeby się rozgrzać.
Posiedział chwilę.
- Nie macie tu jakichś zapasowych ubrań ?
- Poszukaj w budynku, tu dużo zostało, może coś znajdziesz, tylko na dół nie idź i nie hałasuj.


Mieszkania od strony Wisły były całkowicie wypalone.

Robert, poszedł piętro wyżej, mebli w mieszkaniach nie było, pewnie już dawno poszły na opał, w kątach ułożone były książki, i jakieś zetlałe ubrania. Dopiero kilka pięter wyżej mieszkania zaczynały mieć meble.
Dziwne takie szperanie po czyichś rzeczach. Na niektórych ścianach wisiały jeszcze zdjęcia byłych mieszkańców i obrazy.
W końcu znalazł szafę na ubrania, na półkach poukładane były podkoszulki, część z nich nadawała się do założenia.
Znalazł też buty, może to zbyt szumnie powiedziane, trochę zbyt duże sandały stały w jednym z przedpokoi.
Zawsze to lepsze i wygodniejsze niż rozwalające się lakierki.
Zszedł na dół.
- Skąd bierzecie buty ?- Jest taki magazyn, niedaleko, jak wrócą to pójdziemy na pewno coś dla Ciebie znajdziemy, to po drodze na Chopina- Dzięki
- Zjeść coś musisz
- Tak poproszę
- I kawy zrobiłem
- Macie cukier ?
- Cukru nie widziałem od lat, robale zeżarły
- A kawa skąd ?
- Dobrze pakowali, hermetycznie, dużo tego można znaleźć.
- Dziękuje
- Jakiś kubek i menażkę trzeba Ci będzie znaleźć, ale widzę, że nie tylko tego nie masz.
- A co jeszcze ?
- No cały sprzęt, nie wiem co masz w plecaku, ale pewnie wytrychów też nie masz ?
- Nawet jakbym miał, to nie potrafiłbym ich użyć
- To proste, zjemy to Cię nauczę na swoich, mamy jeszcze kilka godzin zanim wrócą.
Ja Cię czegoś nauczę, a ty mnie pewnie później też czegoś nauczysz, jesteś najstarszy.

Zjedli i tak jak było postanowione, Koło wyciągnął gdzieś z szafki zestaw kłódek i rozpoczęli naukę.
- Zobacz, kiedyś ludzie.. za twoich czasów, zamykali wszystko, najlepiej zacząć od kłódek.
  To jest obracacz a to popychacz – Wyszeptał Koło i podał mu dwa kawałki cienkich pręcików, wypiłowanych  na odpowiedni kształt z małych śrubokrętów.
  Lepiej to otwierać tak a nie na siłę, hałasu nie ma.

Omówili konstrukcję poszczególnych zamków, Koło pokazał jak je otwierać.
- Teraz ty się baw, jak skończysz, to pokażę ci te na drzwiach.
Robert skupił się na próbach otwierania, powoli zaczęło mu się udawać.
Było to bardzo ciekawe, nigdy nie myślał, że będzie się uczył włamywać, tak fizycznie, do komputerów umiał a tu proszę takie ślusarstwo.
- zobacz tę – wyszeptał Koło podając następną kłódkę.
Była taka sama jak jedna z tych, które już wcześniej otwierał, ale wcale nie było prosto.
Trzeba było pomyśleć o konstrukcji a nie mechanicznie odtwarzać ruch zapamiętany przy tej pierwszej.
Otworzył.
- Dobrze, teraz spróbuj ten na drzwiach, tylko ten pod klamką, innych jeszcze nie dasz rady.
Robert skupił się, tym razem było prosto ale w końcu dał radę.
- Wrócimy na chopina to Ci wyszykujemy wytrychy.
Coś stuknęło w okno.
- Pewnie idą, trzeba im rzucić drabinkę. - powiedział Koło.
Wyjrzał i zaczął owijać szmatą twarz.
Za chwilę do pomieszczenia weszła dwójka Bena i Fryko jak ich zapowiadał.
Byli trochę zaskoczeni jego widokiem, ale widać było radość ze spotkania z nieznanym wcześniej „przeżylcem”.
Oboje byli niscy, jeszcze niżsi niż Koło.
Robert nie był w stanie ocenić wieku tej pary, widać było, że Bena jest starsza niż Fryko.
Ona mówiła, on słuchał.
Porozmawiali chwilę, Fryko był uczniem Beny, ona uczyła go chodzić po mieście, polować, była jego mentorką i nawet tak to nazywali.
Ubrani byli podobnie jak Koło, w rodzaj poncza z kapturem zapiętego pasem z ładownicami.
Okazało się, że w centrum byli po wiedzę, wymienili jeden ze sposobów na robienie pułapek na informację o bezpiecznych przejściach do rzeki.
Dla Roberta było to trochę dziwne.
Nie, nie sposób wymiany, tylko to, że trzeba iść dwa dni, żeby się podzielić informacją.
Tą samą odległość jeszcze kilka dni temu z jego punktu widzenia, pokonywał w kilkanaście minut, a telefon pozwalał na natychmiastowy kontakt.
W głowie Roberta zaczął się wykluwać plan połączenia komunikacyjnego, może CB ? Pomyślał.
Wypili herbatę a właściwie jakiś napój ziołowy, wygasili ogień i poszli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz