Robert dopiero po
tygodniu znalazł czas na uruchomienie pozostałych paneli słonecznych.
Systemy produkowały
wodór na potrzeby systemu, panele w nadmiarze wystarczały do zasilania bazy,
ale wiedział, że przyjdzie zima i panele będą zasypane i dużo mniej efektywne.
Znalazł możliwość
wysunięcia ich na masztach w górę, na wysokość kilku metrów.
Najciekawszym z jego
punktu widzenia znaleziskiem była możliwość produkowania butów dokładnie na
wymiar.
System wymagał
dostarczenia skóry, materiału na podszewkę i gumy na podeszwy a następnie sam
wycinał, zszywał i sklejał dostosowane do konkretnych stóp solidne i wysokie
buty umieszczając w nich przy okazji zestaw czujników.
Robert miał
nareszcie wygodne buty, brakowało mu tego od jakiegoś czasu.
Część podszewki, tam
gdzie buty powinny być sztywne zaprojektował z Koradonu-B, na bardziej miękkie
fragmenty dobrze wyprawiona skóra z królika była całkiem dobra.
System pozwalał na
projektowanie i Arek podpowiedział mu konstrukcję podeszwy taką aby można było
chodzić ciszej niż zwykle.
W sprzęcie
wyjściowym Robert odkrył maski regulujące dopływ świeżego powietrza i blokujące
trujące opary.
Wracali kurierzy,
najpierw Tonek, który opowiadał o małej społeczności rolniczej uprawiającej
warzywa a kilka dni później Maciek i Tola, którzy przynieśli informacje o
ogromnych dyniach i jeżach, które je jedzą ale najciekawsze było to co
usłyszeli od ludzi.
Podobno gdzieś w
górach na południowym wschodzie, żyli ludzie, którzy poruszali się na
wielbłądach.
Problemem dla Domu,
czyli osady Andrzeja, Ani i Siwego był brak transportu.
Kacper chciał
budować dużą wiatę na zimę, ale transport materiałów przekraczał ich
możliwości.
Robert zadecydował,
że pojadą na wycieczkę transporterem i zostawią jednego quada Kacprowi.
Zapakował przenośny
zestaw do produkcji wodoru, zapasowy zbiornik.
Quad miał swoje
miejsce na tyle transportera a transporter był pływający.
Zapakowali też
zestaw części umożliwiający przerobienie quada na skuter śnieżny.
Najprościej było po
prostu płynąć trasą, którą wcześniej pokonała Mika, drogi były zbyt zarośnięte.
Ale Robert chciał
zabrać po drodze bele Koradonu.
Przygotował zestawy
kasków dla wszystkich w Domu, jednego dnia zarządzili masowe wierzenie i
ważenie.
Przy okazji wyszło,
że mają dwóch Karolów, jeden zarządzał strażnikami w Osadzie a drugim był Karol
z Wilsona.
Problem prawie się
natychmiast rozwiązał, bo Bena w czasie szkolenia mówiła na Karola Kako i już
się przyjęło.
Przygotował też
przenośne centrum konferencyjne dla Domu, lekcje, które już prowadził Andrzej z
Siwym, będzie można prowadzić wygodniej a i Łukasz będzie mógł łatwiej
przekazać swoją wiedzę.
Strasznie lało i
jeżeli powrót miał im się udać.
Arkowi bardzo
spodobała się baza i wspólnie z Tonkiem uczyli się tajników technologii.
Dostali zadanie
opróżnienia zestawu chłodni, odzyskania pudełek, umycia ich w zmywarkach a
resztki starego pożywienia mieli zakopać.
Było tego naprawdę
dużo, Karol przydzielił im trzech strażników i mieli użyć łazika.
Maciek i Tola byli
parą i chcieli jechać z nimi.
Wyruszyli.
Droga nie była
łatwa, raz musieli wyciągarką wyrywać transporter z błota a wielokrotnie trzeba
było ścinać drzewa na drodze.
W końcu dojechali do
tira z materiałem.
Przeniesienie dwóch
bel materiału na transporter zabrało im cały dzień.
Stwierdzili, że
spróbują przepłynąć przez Wisłę, jednak mimo że Tola prawie trzy godziny
szukała odpowiedniego zjazdu, nic takiego nie znaleźli.
W końcu przejechali
mostem w niektórych miejscach spychając samochody, w innych zaś używając dźwigu
przestawiali je na bok.
W końcu dojechali na
miejsce.
Radość była
widoczna.
Maciek, trochę
nerwowo reagował na obecność Sary, nikt z nich nie widział wcześniej tak dużego
psa, ale on czuł się wyjątkowo niepewnie i na początku nie był pewien czy wyjść
z transportera.
Kacper już od
tygodnia trenował jeżdżenie na quadzie w programie szkoleniowym.
Widać było jego
zapał, gdy w końcu dosiadł prawdziwą maszynę.
Rozstawili sprzęt.
Następnego dnia
Robert konfigurował kaski dla każdego z obecnych.
Uruchomili pierwszą
trójwymiarową konferencję w Domu.
Robert zauważył
zmiany, prądu nie brakowało.
Kacper przyciągnął
zestawy paneli ze świateł przy drodze a inni pomogli mu uruchomić zestaw
akumulatorów.
Uruchomili CB, ale
przy użyciu komunikatorów nie miało one właściwie żadnego zastosowania.
Kilka dni spędzili
na rozmowach i opowiadaniu rzeczy, które były mniej ważne, żeby mówić o nich
przez radio.
Nagle ziemia się
zatrzęsła.
Wszyscy zgodnie ze
szkoleniem padli na ziemię.
- Warszawa ? - zapytał Andrzej
- Zaczekajmy, zobaczymy skąd
przyjdzie wiatr.
Wiatr zaszalał nad
nimi łamiąc drzewa, ale poza tym nie było większych efektów.
Robert sprawdził
poziom promieniowania, przekraczało normy ale nie było to dramatyczne.
Stracili wszystkie
tutejsze Drony, ale dwa zapasowe mieli w transporterze.
- Zaczekajmy w domu kilka minut
i zobaczymy co dalej.
- Skąd wiał wiatr przed
wybuchem ?
- Z zachodu.
- Czyli nie powinno nam nic
grozić.
Po kilkunastu
minutach nic się nie działo.
Robert wystartował
jednego z zapasowych dronów aby uruchomić komunikację z Osadą i Bazą.
Zgłosił się Arek.
- Wszystko w porządku ? Skanery
pokazały wybuch nad Warszawą.
- Wszystko ok, straciliśmy
tylko kilka dronów, ludzie cali
- To może wyślę wam
stacjonarnego ?
- Poprosimy.
Za chwilę zamigał
komunikator od Łukasza.
Ustalili, że kilka
dni tu zostaną, trochę pomogą a potem wrócą do bazy.
- Nie chcesz w drodze powrotnej
przeszukać Szczytna ? - Zapytała Mika
- Zostawmy sobie coś na
później, jeszcze dobrze nie zwiedziłem naszej bazy, a systemy mówią o
dalszym zestawie pomieszczeń, które tylko kazałem odświeżyć ale jeszcze
nie wiem co tam jest ani do czego służyły, to co zwiedziliśmy i gdzie
mieszkamy to Blok C a są jeszcze bloki A,B,D i E oraz placówki P1 do P12.
Pomogli Kacprowi
przewozić belki i przy pomocy dźwigu w transporterze postawili dużą wiatę.
- Ze ścianami dam sobie radę,
cegły i cement przywiozę quadem.
- Znaczy jesteśmy Ci już
niepotrzebni ? - zażartował Robert
- Nie wygłupiaj się, chodzi o
to, że nie muszę zajmować wam czasu
- Wiem, żartowałem.
Na drogę powrotną
Andrzej zapakował im kilkanaście słoików miodu a Ania dołożyła dużo suszonej
kiełbasy z dzika.
Powrót zajął im nie
całe dwa dni, dla przeżylców było to niesamowicie szybko.
Teraz było prościej,
droga była przetarta.
Na miejscu okazało
się, że chłopcy sprawnie poradzili sobie ze starym pożywieniem i teraz wspólnie
ze strażnikami bawili się w szkolenia w labie.
- Dobra, koniec zabawy –
ogłosiła Mika, musimy porobić zapasy mięsa na zimę
- Będziemy do czegoś potrzebni
?
- Nie, możecie trenować dalej,
damy sobie radę – Powiedział Maciek – Z tego co wiem Robert ma robotę w
bazie, ale my możemy pójść na duże polowanie.
W osadzie już
kończyli wędzić zapasy mięsa, a Zosia zgodnie ze zdalnymi instrukcjami Ani
próbowała robić kiełbasę.
Bez maszynki do
mięsa nie wychodziło, także wysłała obrazek ręcznej maszynki od Ani do
wszystkich strażników i poprosiła o przeszukanie chałup w okolicy.
Następnego dnia
przynieśli jej cztery i Aleks, który już wyciągnął łódki na brzeg zajął się
montowaniem z nich jednej ale za to działającej.
Robota wrzała.
Po kilku dniach
spadł śnieg.
Okazało się, że
będzie lepiej niż się Robert spodziewał, panele miały system rozmrażania i w
ten sposób pozbywały się śniegu.
Robert analizował
dane.
Chciał zacząć od
informacji o przejściach do pozostałych bloków, których nie było widać, ale
skończyło się na czytaniu starych danych.
- Wiesz, że oni wiedzieli o
zarazie wcześniej ?
- Oni kto ?
- Wojsko. Ale nie widzieli w
tym zagrożenia. Mieli nawet szczepionkę ale nie przewidzieli, że wirus się
tak uaktywni.
- Długo wiedzieli ?
- Wirus pojawił się na rok
przed katastrofą, podejrzewali, że to jedna z nieudanych prób ataku jaki
zaplanowała Korea.
- Jakieś wnioski ?
- Mogli temu wszystkiemu
zapobiec
- Mogli tego nie zaczynać
- Właściwie masz rację.
- A jak te inne bloki ?
- Jeszcze nie wiem, nie
zacząłem.
- A ja uruchomiłam monitoring w
bazie, tak to było nazwane.
- To znaczy ?
- Działają naziemne kamery,
kilka z nich musiałam wyczyścić a jedną odkopać.
Chcę jeszcze pozwiedzać budynki, jest co robić.
- Super
Robert skupił się na
planowanych czynnościach.
Byli w Bloku C,
wchodziło na to, że Blok A zawiera składy żywności długoterminowej, zbiorniki
wody i chemię potrzebną na przygotowanie leków.
Blok B był składem
części zamiennych, znajdowała się tam siłownia i zbiorniki wodoru.
Blok D zajmowały
koszary, duże sale treningowe, strzelnice
labirynty do
tworzenia scenariuszy walk.
Ten fragment był
najciekawszy, trzeba będzie to obejrzeć.
W placówkach były po
kolei warsztaty elektroniczne, warsztaty mechaniczne, urządzenia wytwarzające
drony i ich części.
Od P4 do P7
oznaczono składy amunicji.
P8 było zapasową
siłownią, potem była zapasowa fabryka wodoru i zbiorniki.
P10 i P11 Było
zestawem stanowisk do sterowania dronami bojowymi a P12 kwaterą dowódcy
placówki.
Większość placówek
nie była uruchomiona a przechodziło się do nich z rozdzielni na niższym
poziomie, żeby tam dojść trzeba było zjechać windą, na którą nie zwrócili
uwagi.
Robert stwierdził,
że powinien obejrzeć sterownię dronów, koszary a głównie te strzelnice i
symulatory a na końcu kwaterę dowódcy.
Według planów do
koszarów dołączony był ogromny parking, ale cały Blog D był wyłączony i nie
mógł uzyskać podglądu.
Trzeba było się
ruszyć.
Drzwi od windy były
ścianą kończącą korytarz, widać je było w okularach i za ich pomocą można było
uzyskać do nich dostęp.
Zjechał na dół.
Sala rozdzielała się
na kilka korytarzy, było tu też stanowisko dla strażnika.
Obok stało kilka
wózków typu Hornyway.
Robert wsiadł na
jeden z nich i pojechał korytarzem prowadzącym do koszar.
Włączył zasilanie
całego bloku.
Kontrolka poboru
prądu pokazała, że z włączonym Blokiem D zaczęli zużywać więcej paliwa niż
produkować ale po chwili spadła do poziomu zero widocznie proces rozruchu
zabierał więcej energii.
- Później powyłączam ogrzewanie
tam gdzie go nie potrzeba i będziemy na plusie – pomyślał Robert.
Pomieszczenia
mieszkalne zawierały zestaw kojek na ścianach, rodzaj kuchni i zestawu łazienek
na środku.
Nic ciekawego.
Było takich sześć.
Robert wychodząc z
każdego z nich wyłączał ich zasilanie.
Przeszedł na parking
– pusty z wyjątkiem dwóch quadów pod jedną ze ścian.
Widać było, że baza
była gotowa na przyjęcie ludzi ale nikt nie przyjechał.
Robert zlecił
przegląd i tankowanie.
Symulatory
szkoleniowe wyglądały rewelacyjnie, całe sale przygotowane były do wyświetlania
świata budowania i realizowania najrozmaitszych scenariuszy.
Na stojakach stała
broń wyglądająca jak prawdziwa ale był to zestaw elektroniczny dla szkolących
się.
Do labiryntu nie
wchodził, ale obiecał sobie, że przygotuje w nim zestaw szkoleniowy z
przeszukiwania budynków.
Strzelnice były
świetne, można było strzelać zarówno sprzętem treningowym jak i prawdziwym.
Robert ustawił tu
temperaturę otoczenia z poleceniem suszenia powietrza aby mechanizmy zużywały
jak najmniej energii.
Wrócił do korytarza
i pojechał tym razem w stronę kwatery dowódcy.
Korytarz kończył się
na śluzie.
Widać kwatera miała
oddzielny obieg powietrza.
Robert wszedł i
zaczął podziwiać.
W saloniku było
wygodne stanowisko sterowania i obserwacji, mogło tam naraz siedzieć koło
dziesięciu osób.
Były cztery
sypialnie, duże jak na ich obecne standardy a istnienie okien było zasymulowane
światłem.
Każda z nich miała
łazienkę, w dwóch z nich poza prysznicem była ogromna wanna.
Robert sprawdził czy
systemy są gotowe do użycia, a że nie były
to wystartował
program dostarczania wody i sprawdzania infrastruktury.
Kuchnia wyglądała
ładniej niż w ich Bloku C.
Szafy, szuflady i
półki były puste.
Połączył się z Miką.
- Mika, przeprowadzamy się
- Z twojego tonu wnioskuję, że
coś fajnego znalazłeś
- Zobacz
Przekazał jej obraz
wanny a potem łóżka.
- No nieźle
- Znalazłaś coś ?
- Nic ciekawego, zaraz wracam,
spotkajmy się w sterowni.
- Dobra, zaraz tam wrócę i
potem oprowadzę cię po naszym nowym królestwie.
W ścianie saloniku
były drzwi, Robert wszedł, dalej była śluza a za nią winda.
- Ciekawe gdzie dojadę, bo tego
nie ma na planie – pomyślał.
Po chwili drzwi się
otworzyły wysiadł, nacisnął przycisk i odsunął się kawałek ściany.
Stał na wprost ich
sterowni.
Arek siedzący na
fotelu aż podskoczył z wrażenia.
- Siedzę sobie spokojnie a ty
wychodzisz ze ściany, nie strasz.
- Nie wiedziałem gdzie wyjdę,
jakbym wiedział bym Cię uprzedził.
Robert zablokował w
systemach tę ściankę, tak aby dostęp do widny był zawsze otwarty.
Wróciła Mika.
- Tu nie było tych drzwi
- Nie było, pokażę ci nasze
nowe królestwo, Arek chodź, może sobie sypialnię zmienisz
- A pójdę, zawsze coś nowego.
Zawołali resztę.
Obejrzeli sobie
wszyscy, były cztery sypialnie ale chłopcy zdecydowali się zostać na górze.
Tola z Maćkiem
zajęli drugą, czyli mieli dwie gościnne.
Chwilę się cieszyli
a potem się rozeszli.
Maciek z Tolą
przeszli szkolenia z maszyn do produkcji ubrań i właśnie projektowali namioty z
Koradonu-B na zimę będą dobre.
Tola wymyśliła, że
mają być modułowe, tak, żeby z wielu można było zbudować rodzaj miasteczka i
rozgryzali różne propozycje, które podsuwał im komputer.
Arek z Tonkiem
przechodzili kolejne szkolenia tym razem strzeleckie po tym jak Robert pokazał
im duże sale i symulatory w bloku D.
On z Miką poszli
obejrzeć stanowiska dronów.
Tak jak wcześniej,
pierw przeszli szkolenie.
Stanowiska były
niesamowite.
Człowiek siadał w
głębokim fotelu, zakładał specjalny kask i słuchawki i miał wrażenie jakby to
on był dronem.
Po godzinie prób na
symulatorach wystartowali prawdziwe.
Drony były bardzo
szybkie, po pół godzinie oglądali zniszczoną Warszawę.
Rakieta musiała
uderzyć w miejsce, gdzie kiedyś był budynek sejmu.
Las, który teraz
pokrywał miasto, dopalał się.
Wiał zachodni wiatr,
także ogień nie roznosił się zbytnio poza miasto.
Jedyna dobra rzecz w
tym wszystkim, to to, że nie było tam ludzi a piszczaki raczej nie przeżyły.
Polecieli dalej,
żeby określić granice pożarów i skażenie.
Zaznaczyli na mapie
obszary na które nikt nie powinien wchodzić.
Latanie sprawiało
prawdziwą radość ale zaczynało robić się ciemno i stwierdzili, że jak na
pierwszy raz to wystarczy.