Następny dzień nie
wyglądał już tak ładnie jak poprzednie, padał deszcz i wiało.
Jak to zwykle bywa
na rowerze, wiało w twarz.
Na domiar złego
Robertowi rozsypała się przerzutka.
Stanęli na ganku
jakiejś chałupy, Robert oglądał rower myśląc jak to właściwie naprawić a Mika
weszła do środka.
Po chwili wróciła.
- Chodź za dom, tam w stodole jest względnie sucho
- A dom ?
- Szkielety i straszna stęchlizna, widać zebrało się tu dużo ludzi i poumierali.
- Wiesz coś o tym jak wyglądała ta gorączka ?
- Ojciec mi opowiadał bo pamięta, dojedziemy to Ci opowie, najgorsze było to, że od pierwszych objawów do śmierci to było kilka dni a podobno wcześniej przez kilka miesięcy człowiek chorował bez żadnych objawów i bomby dopiero ją obudziły.
- Straszne
- Straszne, dlatego tyle
trupów, tym bardziej, że zima przyszła straszliwa i nikt nie był na nią
przygotowany, ludzie zbierali się w grupy, żeby się rozgrzać a potem
umierali.
Raz znalazłam całą halę pełną trupów, była wypalona, widać, że ktoś nie dopilnował ognia i przepaliło ścianę a potem resztę załatwił mróz. - Masz może kawałek blaszki ?
- Jakiej ?
- Opaskę muszę zrobić, w sumie może być grubszy drut.
- Drut mam, taki może być ?
- Jesteś cudowna
- Nie szalej.
Zawiązanie drutem
dużo nie pomogło, w końcu Robert skrócił łańcuch i założył go na sztywno.
- Jak się nauczyłeś takich rzeczy ?
- Jakich ?
- No u nas jak ktoś umie dobrze wypalać garnki albo zna się na roślinach to nie umie naprawiać rzeczy.
- Właściwie to nie wiem, zawsze umiałem naprawiać, zwykle za naprawianie mi płacili.
- Rowerów ?
- Nie, komputerów, a właściwie całych systemów komputerowych, ale dla mnie nie ma większej różnicy między tym a przerzutką w rowerze czy iglicą w pistolecie.
- Fajnie mieć taki dar.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Robert skończył.
- Jak już się zatrzymaliśmy, dasz mi herbary z termosu ?
- Też się z chęcią napiję.
Jechanie na ostrym
kole w trudnym terenie nie było najprostsze ale jakoś dawał radę.
Na wieczór dojechali
w okolice Wiartla.
Robert wyciągnął
płachtę Koradonu-B rozwiesił dwa kawałki linki i przewiesił przez nie materiał.
- To bez sensu, przecież na środku zbierze się woda.
- Pokażę ci jak to działa, ognisko rozpalamy pod dachem
- Nie przepali się ? Przecież ta srebrna strona się rozpuszcza
- W tym materiale rozpuszcza się strona zielona a srebrna jest niepalna.
- Ciekawa jestem
Mimo wilgoci udało
im się rozpalić małe ognisko, płachta już zbierała wodę jak zbiornik.
Jak za machnięciem
magicznej różdżki materiał zaczął się prostować i sztywnieć.
Już po chwili mieli
twardy dach nad głową a boczne ściany odsunęły się.
- Czytałem o pontonach robionych z tego materiału, powietrze podgrzewała mała grzałka a na brzegu łódkę chowasz do kieszeni.
- To naprawdę imponujące, dzięki, sama nie doceniłabym tych belek materiału.
- Tylko musimy ognia pilnować.
- Najwyżej na nas spadnie, w taką pogodę zwykle śpię na siedząco oparta o drzewo, także nie wybrzydzam.
- No w sumie masz rację
- Zostaniesz sama na pół godziny ?
- A co ?
- Do jedzenia mamy tylko kukurydzę, którą zerwałaś po drodze, ja bym chyba potrzebował mięsa a na jeziorze kawałek stąd pływają kaczki, upoluję dwie, będzie na jutro.
- A jak nie pływają ?
- Mam je na mapie, w najgorszym wypadku małe gęsi.
- Idź, popilnuję ognia, może jeszcze coś zbiorę i ułożę pod dachem.
Po godzinie piekli
kaczkę nad ogniem a w garnku gotowały się kolby kukurydzy.
- Mówiłaś, że dużo umiem, a na przykład takie przygotowanie kaczki jeszcze pół roku temu było dla mnie problemem.
- Dlaczego, przecież to zwykła codzienna czynność
- Dla mnie nie była codzienna, musiałem się oswoić z zabijaniem i oprawianiem zwierząt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz