Rano przy śniadaniu
rozmawiali jeszcze długo o wspólnej wiedzy.
Mika, rozmawiała z
Andrzejem na temat wiedzy zielarskiej i obiecała, że skontaktuje go z ich
zielarką i lekarką Tonią, żeby razem zebrali to co wiedzą.
Robert powiedział,
że postara się coś wymyślić, aby lekcje prowadzone na Mazurach mogłyby być
przekazywane do Domu w formie telekonferencji.
Zapakowali się.
Plan był taki, żeby
zabrać rowery, można było na nie więcej wrzucić.
Wanda pod kierunkiem
Kacpra uszyła wcześniej sakwy z plecaków wojskowych
Robert chciał
zwiedzić Płońsk ze szczególnym naciskiem na komendę policji i jednostkę
wojskową w Przasnyszu a już na miejscu zdecydowanie chciał przeszukać poligon w
Orzyszu.
Po za tym tereny
dawniej zaludnione dawały szansę na znalezienie ciekawych artefaktów.
Zabrał pięć
komunikatorów i dwie pary okularów, mieli ich wystarczająco.
Mini drony służyły
im ostatnio za przekaźniki, także krótkofalówki satelitarne nie były
praktycznie używane i Robert mógł jedną z nich przekazać do bazy na Mazury.
Kacper wysłał D1,
żeby ten zrzucił mini drona nad poligonem w Orzyszu z poleceniem wykonania
dokładnych zdjęć i próby wyszukania ukrytych konstrukcji.
Mika całkiem
sprawnie jeździła na rowerze, próby z wypchanymi sianem oponami dały rezultat.
Teraz gdy mieli koła
wypełnione pianką komfort był całkiem inny.
Wisłę chcieli
pokonać w Płocku, Robert z Kaśką przeszli tym mostem, jak się okazało, rok
wcześniej Mika też tamtędy szła.
Jadąc drogą
zatrzymywali się przy resztach ciężarówek i furgonetek wyglądających na
solidniejsze.
Przeszukiwali
zawartość i ciekawsze znaleziska zaznaczali na mapie.
Transport mebli w
jednej z nich oznaczyli jako proste źródło paliwa.
W pewnym momencie
natrafili na transporter wojskowy i jemu Robert poświęcił trochę więcej czasu.
Poza kilkunastoma
sztukami amunicji znalazł działający celownik do okularów i lornetkę, którą po
chwili bawiła się Mika.
Był też całkiem
fajny plecak ale pozostawione w nim kiedyś racje żywnościowe żyły własnym
życiem i do niczego się nie nadawał.
Gdy zatrzymali się
przy którymś z kolejnych TIR-ów, Robertowi już się nie chciało, ale otworzył
łomem zabezpieczenia i wszedł do środka.
- Bonanza ! - powiedział.
- Co masz na myśli
- Znaleźliśmy żyłę złota
- To jakieś bele materiału
- Koradon, zbawienie wędkarzy i turystów a w drugiej belce koradon-B
- A konkretniej
- Ten materiał jest bardzo cienki, niepalny, hydrofobiczny, ma dwie strony, czarną i srebrną a przy różnicy temperatury puchnie a ten drugi zielono srebrny – sztywnieje.
- Co to właściwie oznacza ? Bo z całego zdania zrozumiałam, że puchnie i sztywnieje.
Robert mało się nie
zakrztusił, ale powstrzymał się od komentarza.
- Znaczy, że możemy wyrzucić nasze ciężkie śpiwory, zobaczysz dziś na postoju zrobię nam nowe.
Wyciął z beli dwa
kawałki po trzy metry jak mówił na śpiwory i jeszcze ze dwadzieścia na potem i
ze dwadzieścia z drugiej, zielonej belki
Materiał był bardzo
lekki i pakował się znakomicie.
Kawałek trzy metry
na dwa metry mieścił się w małej ładownicy.
Reszta weszła do
opróżnionego worka po śpiworze.
- Szkoda, że nie mam nożyczek, ale właściwie jakieś powinniśmy znaleźć w którejś z apteczek.
Jechali dalej a
Robert sprawdzał samochód po samochodzie, w końcu znalazł nożyczki.
Wieczorem, gdy
rozpalili ognisko, Robert wyciągnął materiał na śpiwór.
Podgrzewał krawędź
srebrnej strony nad płomieniem rozpalonej w tym celu kuchenki.
Srebrna warstwa
topiła się i Robert przyciskał dwa kawałki materiału do siebie używając
stopionej części jak kleju.
Po kilku minutach
miał worek, zrobił cięcie kilkanaście centymetrów od jednego z końców, tak, że
uzyskał rodzaj kaptura.
Całość przypominała
śpiwór, ale wyglądała strasznie cieniutko.
Wejdź do środka,
zaraz sama zobaczysz.
Mika weszła do
przygotowanego worka i co ją całkowicie zaskoczyło, materiał zaczął puchnąć.
Mimo, że Robert to
powiedział, nie za bardzo sobie to wyobrażała.
Już po chwili było
jej wygodnie, nie czuła ziemi a otaczał ją rodzaj ciepłej kołderki.
- Fajne, jak to się składa – wyszła z worka.
- Przerzuć na drugą stronę, temperatura się wyrówna i znowu będzie cienki.
Śpiworek znowu
zajmował bardzo mało miejsca.
Tymczasem Robert
zrobił już drugi taki worek.
- Ten jest dla ciebie, możesz wyrzucić śpiwór.
- A co zrobisz zresztą materiału ?
- Jeszcze nie wiem, na pewno chciałem sobie zrobić kamizelkę a może i skarpety.
- Dziś się ciepło wyśpimy
Woda się zagotowała,
napili się herbary i podczas gdy Robert piekł mięso z upolowanego królika, Mika
patrzyła w gwiazdy.
- Stawiać namiot ? - Zapytała
- Sprawdzałem teren, jest bezpiecznie, a padać raczej nie będzie, połóżmy śpiwory na płachcie z koradonu, najwyżej się nią przykryjemy.
- Też miło, można popatrzeć w gwiazdy.
Zjedli.
Robert umył ręce
pobrudzone tłuszczem,
- Chodź do mnie – powiedziała.
- Już zaraz się kładę
- Chodź przytul się
- Zimno ci ?
- Ciepło, ale chodź, przecież widzę, że komunikacja nie była jedynym powodem tego, że ze mną pojechałeś, ja też cie chcę, chodź.
Robert nie zadawał
więcej pytań.
Noc była cudowna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz