Początek książki

Początek książki jest tu:
http://czarny-od-zera.blogspot.com/2015/06/szpital.html

Kolejne posty z treścią mają numerki w tytułach

środa, 5 sierpnia 2015

25. Wybuch


Mika siedziała przy kompie i zaznaczała na mapie miejsca, gdzie patrole wykryły osady ludzkie.
Uzupełniała informacje o ludziach i ich zdolnościach.
Kawałek na wschodzie znaleźli rodzinę kowala, ludzie przekuwali znaleziony złom na ogrodzenia i groty do dzid a przy tym robili te dzidy całkiem ciekawie.
Dzidy miały z jednej strony wąskie ostrze do kłucia a z drugiej szerokie, które mogło służyć za rodzaj łopatki.
Kurier, który tam dotarł zamienił latarkę na taką dzidę i Mika mogła ważyć w ręku efekty pracy ze stalą.
Dzida po ocenie myśliwych i strażników, którzy uznają czy zamówić takich więcej trafi z powrotem do kuriera, bo latarka też była przez niego znaleziona.
Druga ciekawa osada to wypalacze.
Wypalali cegły i garnki, to się kiedyś nazywało garncarstwem.
Kurier nie przyniósł przykładowego produktu, ale przekazał informację Kowalom, byli od siebie zaledwie o czterdzieści kilometrów i mogli zacząć współpracę.
Ziemia zadrżała.
Mika poczuła wyraźnie wstrząs.
Wazonik z kwiatkami zachybotał się na biurku i musiała go złapać.
Założyła kominiarkę i okulary, wybiegła na zewnątrz. W tym momencie uderzył wiatr i po jeziorze przeszła fala.
Musiała przypaść do ziemi bo siła była zbyt duża, żeby stać.
Widziała jak na jeziorze przewraca się łódka i pęka jej maszt.
Drzewa wygięły się groźnie a po chwili wszystko ucichło.
  • Tato, co się dzieje, co to było ? - krzyknęła do ojca, który kucał przy studni.
  • Nie wiem jeszcze, ale to było za silne na naturalne zjawisko, wszystko w porządku ?
Strażnicy dobiegali do łodzi krzycząc i zrzucali ją na wodę, żeby dopłynąć do żaglówki.
  • Dach cały ?
  • Wygląda na to, że nic się nie stało – powiedział Karol, szef strażników – Z wody ich trzeba zdjąć.
W tym momencie wiatr zawiał ponownie, ale tym razem był bardziej delikatny.
Wszystko ucichło.
  • Tato, co to było ? - ponowiła pytanie.
  • Wygląda jakby gdzieś wybuchła bomba, sprawdź na wiatromierzach kąt z którego wiał wiatr, ja idę po mapę, spotykamy się w sali narad. Karol, sprawdź meldunki z posterunków, czy wszystko w porządku i zwołaj naradę proszę.
  • Już lecę najstarszy.
Wiatr wiał z zachodu i trochę z północy.
Mika, zapamiętała kąt i pobiegła do sali.
Zbierała się rada a jej ojciec rozkładał mapę na dużym stole konferencyjnym.
  • Masz ten kąt ?
  • Mam
  • Zobaczmy..... To musiał być Gdańsk.
  • Ale tam jest teraz woda – zdziwiła się Alina, jedna z najstarszych.
  • Czyli coś musiało spaść z góry. Jakieś pomysły ?
  • Gdzieś w jakimś starym silosie zabezpieczenia puściły i rakieta sama wystrzeliła.
  • Na to mi właśnie wygląda.
  • Ale dlaczego Gdańsk ?
  • Widocznie była wcześniej nastawiona a właściwie nie mieliśmy informacji czy w dniu kataklizmu na Gdańsk spadła bomba.
  • Ale to może oznaczać, że takich rakiet jest więcej.
  • Na nas raczej nie spadnie, tu na Mazurach nie było żadnej większej infrastruktury.
  • A Warszawa ? Tam są ludzie, Mika, byłaś w zeszłym roku, jak wygląda miasto ?
  • Miasto jest całe, ale bomby spadły obok.
  • Olsztyn i Białystok to dziury w ziemi, to samo z Łomżą
  • Myślicie, że rakieta dla Warszawy gdzieś tam czeka ?
  • Całkiem możliwe.
  • Trzeba ostrzec ludzi, dużo ich tam ?
  • Jest kilka grup, zbierają się w centrum.
  • Jacyś wartościowi ?
  • Nic nadzwyczajnego, ale mają doświadczenie w chodzeniu po ruinach.
  • Jeśli jeszcze tam są, Ostatni uciekinierzy z Płocka raportowali o bandzie, która grasuje nad rzeką.
  • Rozumiem, że mam iść ? - Zapytała Mika
  • Ktoś powinien, ty już tam byłaś i może Ci zaufają, jak przyjdzie ktoś obcy i powie, że trzeba zostawić wszystko i uciekać to wezmą go za wariata.
  • Wiem co ryzykuję, ale stado dzików przytrafia się częściej niż wybuch bomby.
  • Jak chcesz tam dotrzeć ?
  • Stać nas na stratę jednego kajaka ?
  • Nie wygłupiaj się, to o ludzi chodzi, pewnie, że tak, a co właściwie masz na myśli ?
  • Najszybciej będzie spłynąć Pisą i Narwią do Wisły, tylko nie dam rady przyciągnąć kajaka z powrotem i będę musiała wracać piechotą.
  • To całkiem dobry pomysł, zapakuj zapasy z magazynku, żebyś nie musiała polować.
  • Mika, weź wiszący namiot, leży w magazynie. Nocowanie na drzewie jest bezpieczniejsze a będziesz sama.
  • Dzięki.
  • Co mam im powiedzieć ? Mam ich tu ściągnąć ?
  • Jak się da to pewnie, ludzie zawsze się przydadzą a jak się nie da, to niech uciekają z miasta.
  • Jak daleko ?
  • Nie wiem, jak najdalej.
  • Weź mój termos z herbarą, zawsze to szybciej niż gotować wodę.
Mika pakowała sprzęt do kajaka, dziewczyny z kuchni nalewały napełniły jej termos a Zosia przyniosła ciasto.
  • Weź na drogę, upiekłam ze śliwkami.
  • Dzięki, a co dla innych ?
  • Upiekę drugie, mąki mam wystarczająco, chłopak od żniwiarza przyniósł wczoraj bo jego ojciec prosił o pomoc przy przerzucaniu siana. Sam z rodziną wszystkiego nie zrobi. Nie martw się.
  • Dzięki Zosiu.
Przy pomoście zebrała się grupka ludzi.
  • Wracaj szybko.
  • Postaram się.
  • Pociągnę cię do Sekst, będzie szybciej – powiedział Aleks, który zarządzał ich flotą.
  • Dobra, to wrzucam wszystko na omegę a kajak na sznurek.
Ruszyli.
Obozowisko było nad Śniardwami, wiatr wiał z północy i łódka szybko cięła fale.
Po niecałej godzinie byli przy wejściu do starego kanału na Roś
Wylała wodę z kajaka i Aleks pomógł jej się zapakować.
  • Powodzenia i wracaj szybko.
  • Dzięki.
Ruszyła dalej kajakiem.
Kiedyś woda była wyżej, puki działały śluzy, teraz poziom wody się obniżył i płynąc kanałem czasami szorowała o dno.
Wpłynęła na Roś.
Wiatr wiał w plecy, także nie było tragicznie.
  • Oby tak dalej – pomyślała.
Przepływała przez opustoszały Pisz, Nie było tu ludzi, wygodniej mieszkało się w środku lasu.
Zobaczyła stado piszczaków goniących coś między budynkami.
Piszczaki nie umiały pływać, przynajmniej nigdy o tym nie słyszała, żeby pływały.
Czuła się bezpiecznie, jeśli są piszczaki to na pewno nie ma tu dzikich psów, które mogłyby podjąć jej trop wzdłuż rzeki a wtedy byłby problem z zatrzymaniem się na nocleg.
Rzeka była wymagająca.
Ciężko jej było samej przerzucać kajak ponad zwalonymi drzewami ale jakoś dawała radę.
Na godzinę przed zachodem słońca przybiła do brzegu.
Miejsce wybrała dobre, była mała polanka i duże, rozłożyste drzewa.
Zebrała drewno i rozpaliła ogień.
Przebrała się a mokre ubrania przyczepiła do gałęzi, do rana powinny wyschnąć.
Wyjęła garnek i wrzuciła do niego trochę masy, dolała wody.
Masa była mieszanką gotowanych nasion z tłuszczem i kawałkami wędzonego mięsa.
Całkiem dobra na zimno, ale na ciepło dawała dużo energii.
Zjadła, zalała garnek wodą i ponownie wstawiła do ognia.
Był to przyostrzy sposób na wymycie go.
Nie chciało jej się wieszać namiotu, jak to zwykle wcześniej robiła, owinęła się ponczem i oparła o jedno z drzew.
Rano obudził ją śpiew ptaków.
Ubrania wyschły.
Rozpaliła ogień i wstawiła wodę na napar z ziół nazywany u nich herbarą.
Umyła się.
Zjadła kawałek ciasta popijają resztką herbary, która pozostała po napełnieniu termosa.
Wygasiła ognisko i przysypała go piaskiem z rzeki.
Jeszcze przed południem minęła most koło miejscowości Ptaki
Sprawdziła na GPSie, szło jej szybko, jak dobrze pójdzie na wieczór dotrze w okolice Nowogrodu.
Płynięcie kajakiem z prądem rzeki było dużo szybsze niż przedzieranie się przez las.
Panel na tyle kajaka ładował baterie i zaczęła się zastanawiać, czy nie spróbować płynąć w nocy.
Nie była zmęczona, ale płynięcie później Narwią po ciemku, tylko z latarką, mogło ściągnąć na nią uwagę jakiegoś drapieżnika albo co gorsza bandytów.
Kilka godzin przed zmierzchem przepłynęła przez Nowogród.
  • Trzeba będzie tu kiedyś przyjść i pomyszkować – pomyślała – stary skansen to miejsce, gdzie ludzie zbierali technologie nie wymagające prądu, może znajdzie jakieś fajne rozwiązania.
Znalazła dobre miejsce na noc, tym razem powiesiła namiot na starym słupie wysokiego napięcia.
Było dużo prościej rozwiesić namiot niż na drzewie.
Dużo myślała, nie wiedziała, czy droga jaką obrali była słuszna.
Ale trzeba mieć jakiś cel.
Jej społeczność zbierała informacje o pradawnych technologiach i sposobach przeżycia.
Dzielili się nimi z grupkami ludzi spotykanymi w różnych miejscach, nawiązywali szlaki handlowe.
Grupa liczyła prawie pięćdziesiąt osób.
Była starszyzna, która oceniała znaleziska, strażnicy odpowiadający za obronę przed zwierzętami i polowania.
Transport zapewniał Aleks ze swoją grupką żeglarzy.
Jej ojciec był najstarszym nauczycielem, uczył ich czytać i pisać i pokazywał świat jakiego już nie było.
Nie mieli transportu lądowego, kiedyś były samochody ale nie było do nich paliwa.
Znaleźli kilka elektrycznych, ale te nie sprawdzały się przy braku dróg.
W przypadku rowerów, główny problem polegał na braku dętek.
Próbowali upychać słomą opony, ale nie zdawało to rezultatu.
Podobno pradawni ludzie używali w tym celu zwierząt, koni, ale od czasu katastrofy nikt o koniach nie słyszał.
Prawdopodobnie nie były odporne na tego samego wirusa, który zabił większość ludzi.
Gdzieś dalej zawył wilk.
Mika wrzuciła cały zapas jedzenia do namiotu.
Wilk zawył znowu, tym razem z drugiej strony.
Zgarnęła resztę swoich rzeczy i wdrapała się na górę.
  • Raczej mnie tu nie ruszą – pomyślała.
W nocy słyszała warknięcia gdzieś poniżej, wilki przyszły jak wygasło ognisko.
Wiedziała, że jest bezpieczna i spokojnie zasnęła.
Rano, gdy wyjrzała z namiotu, jej garnek był przewrócony i pewnie wylizany.
Widać było ślady łap na piasku.
Wdrapała się wyżej na słup i dobrze się rozejrzała.
Na ile pozwalał jej gąszcz, nigdzie nie było widać niebezpieczeństwa, żadne krzaki nie poruszały się, ptaki nie zrywały do lotu.
Herbara w termosie była zimna, ale stwierdziła, że bezpieczniej będzie szybko się zapakować i wypłynąć.
Narwią było szybciej, nie trzeba było pokonywać drzew i wystarczyło trzymać się nurtu, żeby całkiem sprawnie płynąć bez użycia większej siły.
Późnym popołudniem płynąc przy brzegu zalewu, który teraz był ogromy, bo pod wodą były tereny od oznaczonej na mapie drogi nr 61 aż do Nowego Dworu Mazowieckiego dotarła w okolice Ryni.
Bardzo przyśpieszył żagielek postawiony na prowizorycznym maszcie.
Zatrzymała się na noc.
Dziś było spokojnie.
Na wszelki wypadek wypaliła garnek w ogniu a potem jeszcze przegotowała nadmiarową wodę.
Ojciec tłumaczył jej o zarazkach, które mogą zabić, tak jak zabiły większość ludzi.
Wilki, nawet jeżeli chciały ją ścigać, zostały daleko po drugiej stronie wody.
Jutro wieczorem powinna dopłynąć do Narodowego.
Z notatek po rozmowie z Siwym wynikało, że mieszkają tam ludzie.
Kanał Żerański nie płynął, był zablokowany od strony Wisły.
Stara śluza zawaliła się a resztki zamuliły.
Musiała przenieść kajak, co trochę jej zajęło.
Po południu, zmęczona wiosłowaniem przy brzegu pod prąd dobiła do stadionu.
Nie wyglądało to dobrze, na ziemi było ślady krwi, niezbyt świeżej, ale zawsze.
Stadion był opustoszały.
Wsiadła szybko w kajak i przed wieczorem dobiła w okolice Starego Miasta.
Skończył się etap wodny, teraz piechotą do centrum.
Późnym wieczorem oglądała puste obozowisko.
Jeżeli byli tu gdzieś bandyci to sobie poszli.
Nie pozostało jej nic innego jak powiesić namiot na jednym z drzew i poczekać do rana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz